Książka jest zbiorem tekstów, które Jarosław Mikołajewski zamieszczał na internetowej stronie "Gazety Świątecznej" (od marca 2009 do kwietnia 2011, w portalu Gazeta.pl). Ponad czterysta stron tomu – podzielonego według pierwowzoru na trzy części: "Piekło", "Czyściec", "Raj" i na sto rozdziałów (pieśni) – czyta się wyśmienicie.
Równie erudycyjna, co intrygująca "Rzymska Komedia" przeprowadza czytelnika przez epoki, przestrzenie, pejzaże, zabytki i dzieła, na tle których autor opowiada o ich twórcach. Ludziach mniej lub bardziej znanych, wśród których przez całą narrację przewija się kilka znaczących artystycznych nazwisk – z Michelangelem Caravaggiem i Pierem Paolem Pasolinim na czele. Obaj okazali się najbardziej reprezentatywni dla historycznego i współczesnego Rzymu, gdzie rozkwitł ich nieprzeciętny talent, ale i dopełniały się pełne niebezpiecznych zawirowań losy.
Bo też Rzym to bodaj jedyne miejsce naszego globu, gdzie sfery sacrum i profanum ścierają się ze sobą sposób aż tak jawny, gwałtowny i namiętny. Stykają się i przenikają tyle naturalnie, ile ekstatycznie. Czego potwierdzenia są na niemal każdej z kart tego nietypowego bedekera, choćby w opisie fragmentu średniowiecznego fresku z bazyliki San Clemente:
[…] żołnierze ciągną linami kolumnę, a dowódca ponagla ich słowami "Fili de puta traite" – "Ciągnijcie, skurwysyny". Fresk pochodzi z jedenastego wieku i, szczęśliwie bez cenzury, jest opisany w szkolnych podręcznikach do włoskiego.
W faktach przytaczanych przez autora szokująca może się wydać włoska – bo już chyba nie wyłącznie rzymska – niefrasobliwość czy opieszałość. Polskiemu czytelnikowi włos się jeży na głowie, kiedy czyta o pochowaniu w rzymskiej świątyni człowieka, który był jednym z mózgów Czerwonych Brygad. W 1978 roku brał udział w porwaniu Aldo Moro, polityka Chrześcijańskiej Demokracji i pięciokrotnego premiera Włoch. Pochowany z wielkimi honorami porywacz był też egzekutorem wyroku na Moro.
Z czasem okaże się, że […] policja miała otrzymać sygnał o siedzibie Czerwonych Brygad na via Gradoli 96 już 18 marca, dwa dni po porwaniu. Funkcjonariusze zapukali do drzwi, nikt nie otworzył, więc sobie poszli.
Na tym tle przygoda autora, okradzionego przez dziecięcy gang w jednym z zaniedbanych zaułków Rzymu, może wyglądać wyjątkowo fartownie:
Wtedy z piskiem opon zahamował samochód, wysiadł z niego dziarski człowiek o wyglądzie i stanowczości komisarza Cattaniego. "Jestem policjantem, okradli was? – spytał. – Co mieliście? Pieniądze, bilety, paszporty?". Podszedł do bandy, która wcale przed nim nie uciekała. "Dawajcie!", krzyknął i wziął za ucho jednego z pociemniałych aniołów. Po chwili wrócił z biletami i paszportami, bez pieniędzy.
Po dwudziestu latach pisarz już wie, że udawany policjant był wtedy jedynie po to, "żeby oddzielić, co potrzebne złodziejom, od tego, co niezbędne dla nas, wywołać naszą ulgę i skłonić, byśmy nie szukali już pomocy prawdziwej policji".
Przytaczane dotąd fragmenty pochodzą z pierwszej części "Rzymskiej Komedii" – "Piekła". Ale i w "Czyśćcu" niewiele lepiej. Mikołajewski opisuje kościoły za zboczy Lateranu i Eskwilinu, gdzie "aż strach głęboko zaczerpnąć powietrza, przez wypełniający je święty zapach ściennych grzybów, który jeśli je wpuścić w siebie ustami, przez wiele miesięcy nosi potem w płucach, jak gdybyśmy stali się stareńkim, wędrującym, zmurszałym kościołem". Nie zmienia to faktu niewątpliwego zauroczenia autora rzymskimi świątyniami.
Można, i to z niewątpliwym pożytkiem, trwonić lata na lekturę uczonych komentarzy o świetle Ducha Świętego odwzorowanym przez wczesnochrześcijańskich architektów, lecz kto ich nie czytał, a zaufał Rzymowi, przyjechał i wszedł do jednego z kościołów na Coelio, natychmiast wyzbędzie się kompleksu niedoczytania i uzna, że patrzenie jest silniejsze niż słowo, które zgłasza ambicję opisania tego, co stworzone dla oczu.
W części trzeciej – "Raju" – równie efektowne opisy nie trafiają się tak często, jakkolwiek i tu kronikarskie pióro Jarosława Mikołajewskiego gotuje nam niejedną niespodziankę, bywa że przekorną. Choćby w opisie wszechobecnych pamiątek dla turystów i pielgrzymów – nie tylko watykańskich.
Kopie rzeźb antycznych najłatwiej znaleźć na straganach i w sklepach z dewocjonaliami, gdzie tym samym dobrze widać dwoistą duszę Miasta, rozpiętą pomiędzy gipsowymi popiersiami Jana Pawła II i Juliusza Cezara, z których jeden z drugim ścigają się o palmę niepodobieństwa.
Książkę Mikołajewskiego z zainteresowaniem przeczyta zarówno rzymski bywalec i znawca, jak też całkowity laik i nowicjusz, dopiero wybierający się do stolicy Włoch. I jedni, i drudzy będą mieli okazję skonfrontowania własnych, powziętych z książkowego opisu wyobrażeń odwiedzanych miejsc. Godna polecenia wydaje mi się taka oto metoda zwiedzania poznanych wcześniej muzeów czy galerii, wypełnionych pracami "armii pomniejszych artystów".
[…] szczęściem i nieszczęściem było, że urodzili się i tworzyli w czasie i w miejscu, gdzie zawsze wyrastał ktoś większy, uwikłany w konfrontację nie z nimi, lecz z kimś równym tylko sobie, czyjego cienia zrzucić z siebie nie mogą przez dostrzegalną, lecz niedającą się wytłumaczyć i zaakceptować różnicę, przez którą pomiędzy wielkością a pomniejszością winda szybkobieżna nie jeździ. Polecam ci, wędrowcze, pójść kiedyś do jednej ze wspomnianych galerii, pominąć słupy milowe i obejrzeć tylko te obrazy, które wiszą pomiędzy nimi, podpisane imionami, których nigdy nie słyszałeś.
Warto posłuchać rady autora "Rzymskiej Komedii", który oprowadzając po Wiecznym Mieście dotarł zarówno do najgłębszych kręgów Piekła, jak i najwyższych sfer Raju.
"Rzymska komedia" Jarosława Mikołajewskiego jest laureatką Nagrody Literackiej m.st. Warszawy w kategorii prozatorskiej. Została nominowana do Nagrody Literackiej Nike 2012. Książka dostępna także w formie e-booka.
Jarosław Mikołajewski urodził się w 1960 roku w Warszawie. Jest poetą, tłumaczem z języka włoskiego, autorem książek dla dzieci, eseistą, publicystą, dziennikarzem. Od 2006 roku – dyrektorem Instytutu Polskiego w Rzymie.