Dzięki nim, samotnym ekscentrykom, neurastenikom, odszczepieńcom oraz ich perypetiom, możemy głębiej wkroczyć w niepowtarzalną, magiczną aurę Wiecznego Miasta.
Trzy pierwsze opowiadania tomu: "Przejęcie", "Śmierć cyrkowca", "Grom z jasnego" to prawdziwe poematy prozą, które wysoko ustawiają poprzeczkę czytelniczych oczekiwań. Traktują o przemijaniu, odejściu, pamięci, wyobcowaniu, niezrozumieniu – nawet przez najbliższych. Jest w nich nostalgia i surrealny, oniryczny klimat, zbliżający narrację Mikołajewskiego do stylu włoskiego klasyka nowelistyki, rzymianina z wyboru, Dina Buzzatiego.
Dwanaście następnych opowiadań Mikołajewskiego tworzy barwną mozaikę gatunkowych i stylistycznych ćwiczeń. Chcąc doświadczyć różnych możliwości konstruowania fabuł, polski autor porywa się na rozmaite eksperymenty formalne – są więc zuchwałe wypady w stronę sensacji, science fiction, horroru, satyry. W przeświadczeniu, że rzymska sceneria sprzyja podobnej narracyjnej ekwilibrystyce, pisarz nie boi się przerysowania, groteski, absurdu, niekiedy nawet i pure nonsensu.
Najdalej zaszedł w tej dziedzinie w kryminalnym opowiadaniu "Sztaby i gwiazdy". Jak w brawurowej sztuce "Zwierzęta hrabiego Cagliostro" Andrzeja Bursy – w której bohaterami są homunkulusy o zróżnicowanych kształtach, w zależności od naczyń, w jakich są hodowane – komisarz Albamonti z noweli Mikołajewskiego trafi do odizolowanej od świata zewnętrznego wytwórni celowo zniekształcanych dzieci. Długofalowa inwestycja zorganizowanych grup przestępczych, przejmujących noworodki od rzymskich prostytutek, miała na celu wychowanie ludzkich mutantów, zdolnych przedrzeć się przez szczeliny zabezpieczeń antywłamaniowych.
Świadomość pisarskiego warsztatu pozwala Jarosławowi Mikołajewskiemu wplatać w treść utworów zgrabne eseistyczne dygresje, jak na przykład w opowiadaniu "Telenowela". Do bohaterki, wziętej pisarki, podczas uroczystości wręczenia jej prestiżowej nagrody literackiej, podchodzi z gratulacjami jeden z wielbicieli. Oznajmia jej, że "uczy na uniwersytecie kreatywnego pisania i że jego studenci byliby zachwyceni", gdyby przyszła i opowiedziała, jak należy pisać, żeby zyskać sobie podobne uznanie.
"Kreatywne pisanie" – czysty idiotyzm…! Nie pierwszy raz usłyszałam to określenie, ale zawsze byłam przekonana, że wszyscy wiedzą, że to pic. A on podszedł i mówił o tym kreatywnym pisaniu, jakby wierzył, że coś takiego naprawdę istnieje… Kreatywne pisanie, dobre sobie. "Dzień dobry, jestem Franz Kafka, chcę się nauczyć kreatywnego pisania, bo muszę napisać »Proces«". Albo: "Nazywam się Camus… Albert Camus. Mam pomysł na »Upadek«, tylko nie wiem, jak to kreatywnie napisać". Że też mi się wtedy nie zapaliła czerwona lampka. Ale wie pan – uśpiona czujność i tolerancja dla kretynów to skutek uboczny miłości własnej. Do ucha wchodzi gówno, a w głowie się robią poziomki…
Na spory potencjał kreatywnych możliwości Jarosława Mikołajewskiego wskazują właśnie opowiadania z tomiku. Obok "Awiza" – przewrotnej satyry na biurokratyczną upierdliwość, przyjdzie czytelnikowi rozchichotać się nad dowcipem sytuacyjnym i ciętym dialogiem "Przeprowadzki" – ze scenami wprost stworzonymi do ambitnej komedii filmowej, a w "Krwawych zawodach na stadionie marmurów" – zmierzyć się z żargonem sprawozdawcy sportowego, przy którego wypowiedziach jawnie niedorzeczna akcja na bieżni szybko nabiera pozorów prawdopodobieństwa. Przewrotnym humorem nacechowane są rozmowy i w innych nowelach.
– Jakiś człowiek do pana – powiedziała pielęgniarka, kiedy wybudził się z poobiedniej drzemki. Wpuścić?
– Żółty? – spytał Ghezzi.
– Tak jakby.
– Niech siostra wpuści, to znajomy.
"Żółty" nie oznaczał w tym przypadku karnacji Azjaty, lecz alkoholika z marskością wątroby, który przyszedł w odwiedziny do pacjenta z rakiem płuc. Dzień wcześniej udało im się uratować Rzym przed falą powodziową, a przynajmniej próbują się w tej wierze utwierdzić. To opowiadanie, z żywą i niepokojącą akcją, nosi zapożyczony z Żeromskiego tytuł "Szklane domy".
Spośród rozsianych w książce polskich akcentów najbardziej wyrazisty zawiera opowiadanie "Szwedzki gil na Fori Imperiali". Mowa w nim o spotkaniu radców kulturalnych ambasad Szwecji i Polski, deliberujących nad faktem, że na forum publicznym, na mozaice z wyobrażeniem mapy Europy, z "nochala" Szwecji – bo obrys granic tego kraju mógłby sugerować właśnie taki szczegół anatomiczny – zawisła nad Polską tęga kropla zawiesistej cieczy. Zdeprymowani tym faktem Szwedzi starli się zapobiec dyplomatycznej awanturze, która mogłaby wyniknąć, gdyby z okoliczności "pocenia się" rzymskiego muru jacyś paparazzi zechcieliby zrobić użytek.
Czyli co, panie radco kochany? Mogę mieć pewność, że nie będzie pan słał not, protestów? Czy mogę zapewnić o tym ambasadora? – upewniał się szwedzki dyplomata.
Rzym z "Dolce vita" Mikołajewskiego okazuje się miejscem, w którym przeszłość - zakorzeniona w starożytności, dumna, acz burzliwa – ciąży nad banałem nijakiej teraźniejszości. Natura ludzka jednak bynajmniej się nie zmienia, toteż i współcześni rzymianie trwają w instynktownej, samotniczej, wzajemnie wyniszczającej walce o przetrwanie. Ludzie uczciwi, wrażliwi, z otwartymi sercami i umysłami, są w tym nowoczesnym wyścigu szczurów skazani na porażkę, przez co tytułowe "słodkie życie" zyskuje dobrze widoczny, ironiczny nawias.
Jarosław Mikołajewski urodził się w 1960 roku w Warszawie. Jest poetą, prozaikiem, tłumaczem z języka włoskiego, eseistą, publicystą, dziennikarzem "Gazety Wyborczej". Wydał dziewięć tomów poetyckich, w tym zbiór wierszy "Zbite szklanki", za który został uhonorowany Nagrodą Literacką m.st. Warszawy. Jest ponadto laureatem nagród literackich imienia: Kazimiery Iłłakowiczówny, Świętego Brata Alberta, Barbary Sadowskiej oraz Nagrody Nowej Okolicy Poetów. Za książkę "Rzymska komedia" otrzymał nominację do Nagrody Literackiej "Nike". Pisze i tłumaczy również książki dla dzieci. W latach 2006–2012 był dyrektorem Instytutu Polskiego w Rzymie.