Prywatna detektyw Julia Dobrowolska przyjmuje tym razem ryzykowne zlecenie od lokalnego mafiosa. Nie wierzy on w wersję policyjnych śledczych, że jego córka, wzięta modelka, popełniła samobójstwo. Prywatne śledztwo zbiegnie się z innym, oficjalnym, dotyczącym makabrycznych przypadków znikania zwłok z Cmentarza Rakowickiego. "Tam, gdzie wy mówicie: »Dopóki śmierć nas nie rozłączy«, ja dodaję: »i jeszcze dłużej«. Właściwie mnie z moimi ukochanymi dopiero śmierć połączyła…" – wyzna pewien nekrofil, zanim przesłuchujący policjant nie urazi go słowem "zboczenie".
W ostatnich latach powieść kryminalna przeżyła znaczącą ewolucję, przede wszystkim za sprawą Skandynawów. W prozie szwedzkich pisarzy, takich jak Stieg Larsson, Henning Mankell czy Camilla Läckberg, rozwikłanie skomplikowanej intrygi i zdemaskowanie sprawców, to jedynie środek do celu. Równie ważny, jeśli nie ważniejszy, jest dla nich społeczny i historyczny kontekst splotu wydarzeń prowadzących do zbrodni.
Kryminał w starym stylu, poprzestający na zdemaskowaniu złoczyńców, wzbogacili oni o krytykę systemowych niedomogów państwa. Reporterska żarliwość w docieraniu do źródeł patologii społecznych sprawiła, że z dostarczycieli taniej sensacji i popularnej rozrywki, stali się twórcami zaangażowanymi w procesy przemian kraju. W pogłębianiu portretów psychologicznych swoich bohaterów autorzy skandynawskich kryminałów zbliżyli się do postaci z kart Dostojewskiego, czyli do pierwowzorów z najwyższej półki.
Gaja Grzegorzewska w "Grobie", podobnie jak i w innych swoich powieściach, podąża właśnie tym tropem. Równie głęboko jak pisarze zza Bałtyku w przeszłość się wprawdzie nie zapuszcza, dba za to o wiarygodność tła obyczajowego. Jest spostrzegawcza i uważna na szczegół, w czym przypomina ową zakonnicę, która na lekcjach religii tak obrazowo opisywała piekło, jakby w nim mieszkała.
Takie też, z piekła rodem, są rezydencje mafijnych bossów. Autorka "Grobu" po mistrzowsku dozuje napięcie samymi opisami takich miejsc. Oto impresja z pobytu u jednego z królów dzielnicowego półświatka: "Szpara w drzwiach była na tyle duża, że Julia zobaczyła potężnego typa oglądającego na komputerze pornosa, na którym dwie białe dziewczyny obsługiwały czarnego karła." Pobyt atrakcyjnej trzydziestolatki między zdolnymi do wszystkiego, uzbrojonymi osiłkami z obstawy, jak i spotkanie oko w oko z ich pracodawcą, to dla czytelnika "Grobu" niezły zastrzyk adrenaliny.
Posesja była ogrodzona wysokim murem z budką strażnika przy bramie. [...] Facet przy bramie nie wyglądał na ciecia, prędzej na byłego komandosa. Drugi ochroniarz przypatrywał jej się teraz z głębi ogrodu, trzymając za obroże dwa dobermany.
Wprowadzona do salonu, dostrzeże wkrótce przez okno wolno puszczone psy. Z nosami przy ziemi zdążały dokładnie tropem jej drogi przez ogród. Wreszcie zaszczyci ją sam gospodarz.
– Cieszę się, że pani przyszła, witam w moich skromnych progach – powiedział na powitanie, czym ostatecznie zniechęcił Julię do siebie. Nienawidziła tego typu bezmyślnych frazesów. […] – Proszę się rozpłaszczyć – użył znienawidzonej przez Julię formy, która w zamierzeniu osób używających jej miała być, jak się zdaje, dowcipna.
Przyganiał kocioł garnkowi, bo i sama Julia również nie przebiera w słowach, podpierając się podobnie pretensjonalnymi truizmami typu "zajebiste". Zdarza jej się, choć rzadko, użyć wulgaryzmu jako celowego środka ekspresji: "Atmosfera panująca na cmentarzu działała na nią kojąco. Uspokajał ją fakt, że tylu skurwysynów musi tu leżeć, zupełnie już niezdolnych do krzywdzenia innych." Najczęściej jednak rzuca mięsem – w myślach, w snach, a zwłaszcza na jawie – bez istotnego powodu.
Krytyczna wobec innych Julia nie powinna również tak ostentacyjnie jeździć samochodem po lampce wina – albo i po kilku. W ten sposób ewidentnie łamie prawo, a jako właścicielka licencjonowanej firmy detektywistycznej powinna go jednak – tym bardziej! – przestrzegać. Choćby przez zwykły instynkt samozachowawczy, bo nie zawsze musi trafiać na mundurowych, którzy ją znają i lubią.
Przeszła obskurnymi korytarzami, mijając policjantów prowadzących złoczyńców. Trudno było odróżnić jednych od drugich. Po obu stronach barykady najwyraźniej obowiązywała podobna moda na poszerzane jeansy lub spodnie moro, adidasy biegówki, swetry z półgolfem i zamkiem błyskawicznym oraz wymemłane bluzy z kapturem.
To jedno z bardziej intrygujących spostrzeżeń Gai Grzegorzewskiej – wcale nie potrzeba komunizmu, żeby wszyscy z własnej woli przywdziali podobne mundurki. Także w sposobach działania jedni upodobnili się do drugich, przywłaszczając sobie metody strony przeciwnej. Duże zaskoczenie przyniesie rozpracowanie wtyczki na usługach gangsterów, ulokowanej w newralgicznym punkcie policyjnych działań.
Trudno dziś odróżnić przestępcę od policjanta, nie kryje Gaja Grzegorzewska. W kwestii wzorców osobościowych pozostawia tym samym swojego czytelnika właściwie bez wyboru. Bo i z kim on się w takiej sytuacji może utożsamić?
Gaja Grzegorzewska urodziła się w 1980 roku w Krakowie, ukończyła filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Miłośniczka kryminałów. Adeptka brazylijskiej sztuki walki – capoeiry. Felietonistka Portalu Kryminalnego. Twórczyni cyklu o prywatnej pani detektyw Julii Dobrowolskiej. Debiutowała w 2006 roku powieścią "Żniwiarz". Za następną powieść o przygodach krakowskiej detektyw Julii "Noc z czwartku na niedzielę" była nominowana do Nagrody Wielkiego Kalibru. Za kolejną, "Topielica", otrzymała Nagrodę Wielkiego Kalibru 2011, dołączając do grona najlepszych i najbardziej uznanych autorów polskich kryminałów.