Nie są to puzzle, które można przestawiać, dążąc do spójnego obrazu. Nieruchome czworokątne słupy-filary z naklejonymi nań fotografiami składają się na widok wnętrza mieszkania-pracowni.
Prowadzą do nich drzwi z framugą. Na drzwiach tabliczka: "H. Stażewski". Między filarami wisi zdjęcie Henryka Stażewskiego. Artysta, nestor europejskiej awangardy, trzyma w ręku lusterko. Puszcza "zajączki", czy chce, byśmy w kawałku szkła odkryli własne odbicie? A może to Krasiński, autor instalacji, próbował przejrzeć się w pamięci o swoim przyjacielu? Obraz miejsca pozostaje jednak rozbity.
Przyjaźń Henryka Stażewskiego i Edwarda Krasińskiego była wyjątkowa - łączyła dwóch artystów, mieszkających pod jednym dachem przez dwa dziesięciolecia. Dwie artystyczne osobowości na pozór znajdujące się na przeciwległych biegunach awangardowego spektrum. To miejsce to ostatnie piętro bloku przy alei Świerczewskiego, dziś Solidarności. Stażewski mieszkał tu od początku lat 60., początkowo z Marią Ewą Łunkiewicz-Rogoyską i jej mężem. Miron Białoszewski odwiedzał tu Stażewskiego i Mewę ("Me. i He.", jak pisał):
"Wieżowiec. Jedenaste piętro. Kluczyk? Windy nie używam. Zabranie mnie przez okazję nie wychodzi. Idę pieszo. Aż się zakradam. Bo to wstyd iść tak wysoko piechotą współcześnie. (...) Na półpiętrach przed szybami króciutko przystawanki - brak tchu. Pluskania rosną. Miasto opada, aż spada. Trochę jak bomba. (...) Nie ma ich. Sąsiad mnie wykrył. Dzwoniącego. Wyszli do miasta. Powiedział, wiedział."
Krasiński wprowadził się do niewielkiego pokoiku na początku następnej dekady. Mieszkanie-pracownia Stażewskiego na mapie artystycznej Warszawy stanowiła miejsce szczególne. Codziennie o piątej popołudniu schodzili się tu przyjaciele, artyści. Prowadzono rozmowy o sztuce, filozofii, i nie tylko. Krasiński nie zawsze uczestniczył w tych spotkaniach, na planie miasta wydeptywał własne ścieżki. Był towarzyski, zawsze jednak żył we własnym świecie. Mieszkanie-pracownia stanowiło jednak nieodzowny element tego świata.
Gdy w 1988 roku umarł Stażewski, skończyła się pewna epoka. Krasiński został sam w wielometrowym mieszkaniu, pustym, oczyszczonym z obrazów Stażewskiego, które dotychczas zapełniały ściany salonu. Stażewskiego pamiętamy z fotografii, na których pozował w nieodzownym szlafroku w kolorowe pasy na tle ściany własnych obrazów, równie kolorowych.
"Kim był Henryk Stażewski?" - pytał Krasiński po śmierci przyjaciela - "On był Heniem... Kochałem Go i basta."
W studiu po Stażewskim pozostały jedynie zakurzone ślady po obrazach na ścianach i urwane druty, na których wisiały.
W 1989 roku Krasiński, w ich Miejscu - Galerii Foksal, złożył niezwykły hołd zmarłemu przyjacielowi. Z Galerią Foksal obaj byli związani od początku jej istnienia, od 1966 roku. Można powiedzieć, że między galerią a pracownią toczyło się ich życie. Wystawa "Pamięci Henryka Stażewskiego" była przeniesieniem atelier artysty do przestrzeni wystawowej. W tym celu Krasiński użył fotografii i atrap mebli. Iluzoryczny efekt przebywania jednocześnie w pracowni i galerii, oddawał sposób bycia Stażewskiego. Anka Ptaszkowska pisała:
"Sobie tyko wiadomym sposobem, zmniejszając wymownie i tak niewielką powierzchnię galerii, Krasiński zrekonstruował przestrzeń pracowni. (...) Apelując do pamięci i prowokując stałą oscylację między rzeczywistością fizyczną, mentalną i emocjonalną, dokonał liniowej operacji w czasie i przestrzeni; wystawa stała się pracownią, a galeria przestała być galerią. Przestrzeń publiczna i prywatna, przestrzeń sztuki i życia stały się jednością."
Zauważone przez Ptaszkowską opozycje rzucają światło zarówno na prace Krasińskiego, jak i sposób życia obu artystów. Życia w sztuce? Życia sztuką?
Od tej pory atelier stało się ważnym punktem odniesienia w licznych pracach Krasińskiego, ale także miejscem jego artystycznych działań, rodzajem laboratorium. Po wystawie w Galerii Foksal trafiły do niego meble-atrapy i stanęły obok oryginałów. Wkrótce mieszkanie na ostatnim piętrze bloku wypełniło się licznymi interwencjami Krasińskiego, zamieniając w dzieło totalne, Gesamtkunstwerk zamknięty w ramy peerelowskiego bloku. Wydmuszki czekały niczym pułapki na swoich gości. W kieliszkach do wódki niczym krople krwi zastygła czerwona farba. W różnych kierunkach rozpierzchały się szare myszki. Z podłogi wyrosło niewielkie drzewko-gałązka, o którą potykali się goście artysty. Do studia trafiały prace z wystaw - kopie historycznych obrazów, ping-pong, w którego Krasiński grał ze Stefanem Szydłowskim, wszystkie z nieodzowną błękitną linią - niebieskim Scotchem, używanym przez Krasińskiego od końca lat 60.
W miarę, jak następował ten proces, na wystawach Krasińskiego miejsce to powracało z wielką intensywnością. Jakby artysta targany był przeciwstawnymi siłami - z jednej strony niepowstrzymaną potrzebą zmian, z drugiej - chęcią zatrzymania pamięci jako pewnego całościowego obrazu, rozpadającego się na fragmenty układanki. Ratunku przed tym "dramatem nieciągłości", jak Stefan Szydłowski nazwał "pustkę pomiędzy tym, co znika, a tym, co się pojawia", artysta szukał w niebieskiej linii.
W realizacjach Krasińskiego w latach 90. studio ulegało nieustannym reinterpretacjom. Nie opuszczała go jednak idea swoistego "przeniesienia" przestrzeni, którego możliwość odkrył w fotografii.
Zaprezentowana po raz pierwszy w 1994 roku w Galerii Foksal instalacja "Atelier (puzzle)" była kolejną próbą zatrzymania czasu, ale też grą z widzem. Filary, stanowiące elementy układanki z dwóch stron przedstawiają fragmenty fotografii, z boków pozostają czarne. Na czarnych bokach Krasiński nakleił niebieski scotch, tym razem ujawniając jego "spajającą" moc. Niebieska linia niczym horyzont, łączący w sobie świat, pozwala artyście objąć towarzyszącą mu rzeczywistość. Pracownia rozpada się na kawałki, fragmenty - by ją zobaczyć, trzeba dokonać pewnego wysiłku.
Krasiński nie próbował przeciwstawić się postępującej entropii, starając się za wszelką cenę zachować to, co przemijające. Pustkę wypełniał nowym, fantastycznym światem. Sztuką? "Sztuka-śmuka" - mówił, jak przypominała Ptaszkowska. Na stole w studiu przykleił zaś karteczkę: "Sztuka jest za poważną sprawą, żeby ją robili artyści".
Autor: Karol Sienkiewicz, grudzień 2009
Edward Krasiński
"Atelier (puzzle)"
1994
Galeria Foksal w Warszawie