Wspomnienia niezwykłego człowieka, urodzonego ponad dziewięćdziesiąt lat temu, świadka rewolucji bolszewickiej, pierwszej wojny światowej, ocalonego z Zagłady, więźnia sowieckich łagrów, adwokata występującego w procesach o zwrot żydowskiego mienia, zagrabionego w czasie drugiej wojny światowej i odszkodowania dla tych, którzy przeżyli Holocaust. Jest to zarazem wnikliwy obraz wieku widziany oczyma Polaka - obywatela świata.
Źródło: www.terytoria.com.pl
- Edward Kossoy
Na marginesie...
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2006
Seria: Świadectwa
160 x 238, 464 ss., ilustracje, twarda oprawa
ISBN 83-7453-677-2
www.terytoria.com.pl
Książka nominowana do Nagrody Nike 2007.
"NA MARGINESIE..." EDWARDA KOSSOYA
Autor tych wspomnień urodził się w 1913 roku. Dzieciństwo spędził w Jekaterynosławiu, gimnazjum kończył w Radomiu, prawo studiował w Warszawie. Ma kilka paszportów, zna siedem języków, czuje przynależność do kilku narodowości i kultur jednocześnie. Burzliwych wydarzeń, które przeżył, wystarczyłoby na wiele niezwykłych biografii. Po wojnie w Tel Awiwie, następnie w Monachium, wreszcie w Genewie jako prawnik zajmował się głównie procesami restytucji mienia zagrabionego przez III Rzeszę. Powojnie wydaje się jednak Kossoyowi mniej ciekawe. Sporo oczywiście w jego wspomnieniach dygresji z lat późniejszych, ale zasadnicza opowieść kończy się wraz z końcem wojny.
W ostatniej części Na maginesie... Kossoy powiada z poczuciem humoru:
"Rozpisałem się. Po prawie dwóch latach, co prawda, niesystematycznego i nieciągłego pisania (...) doszedłem do połowy roku 1945. Miałem wówczas 32 lata, a dziś jestem w końcu 93. roku życia. Kontynuowanie w tym tempie z zatrzymywaniem się na wielu szczegółach byłoby bezzasadnym optymizmem i wyzwaniem losu."
Pierwszym językiem Kossoya był rosyjski. Jego ojciec pochodził z okolic Mińska, matka spod Kijowa - czyli z ziem przedrozbiorowej Rzeczypospolitej - ale między sobą rodzice mówili właśnie po rosyjsku. W Jekaterynosławiu żydowska rodzina ojca prowadziła firmę handlującą drewnem. Po rewolucji Kossoyowie zdecydowali się wracać do Polski. Przez Homel i Mińsk dotarli do ośrodka dla polskich repatriantów, stamtąd sowieckimi wagonami towarowymi do ówczesnej granicy w Niegoriełoje.
Kossoy wspomina szkołę, przyjaciół z dzieciństwa, malowniczo opisuje radomskie przedmieścia, ale największe wrażenie w jego wspomnieniach robią rozdziały wojenne. To wtedy historia nagle przyspiesza, a biografia Kossoya z niewinnej, prywatnej opowieści staje się biografią symboliczną. Ze stolicy Kossoy uciekał, jak wielu warszawiaków, w stronę Lublina, przez Bug przeprawił się w okolicach Włodawy. Uważał słusznie, jak wielu Żydów, że radziecka okupacja daje szanse na przeżycie - niemiecka to pewna śmierć. Po kilku tygodniach wędrówki dotarł do Lwowa, a tam został aresztowany przez NKWD i jako podejrzany o szpiegostwo przewieziony do kolejnych więzień w Pińsku, Witebsku i Mińsku.
Po blisko dwóch latach spędzonych w gułagu Kossoy, m.in. przez Kujbyszew i Buzułuk, dotarł do armii gen. Andersa:
"do swobodnego wyboru stały: zgłoszenie do służby wojskowej w Armii Czerwonej albo też w Wojsku Polskim. (...) Do Armii Czerwonej nie zgłosił się ani jeden ochotnik. Trochę mnie to zdziwiło, bo wiedziałem, że między nami było co najmniej kilku przedwojennych komunistów. Najwidoczniej jednak doświadczenia Pieczorłagu zmieniły ich światopogląd".
Na marginesie... to dziękczynna opowieść o polskiej, żydowskiej i rosyjskiej tożsamości. O długim życiu i o niemal całym ubiegłym stuleciu. O tragicznych losach najbliższych, o cudownych ocaleniach i o przypadkowych towarzyszach niedoli.
Autor: Marek Radziwon, wiadomosci.gazeta.pl, 11 czerwca 2007