W latach 1968-69 o wydanie dokumentów emigracyjnych na wyjazd do Izraela wystąpiło ponad 12 tysięcy osób (z czego 4 tysiące z Warszawy, 3 tysiące z województwa wrocławskiego, 1200 z Łodzi, 1000 z Katowic, 700 ze szczecińskiego, 200 z województwa krakowskiego). Osoby emigrujące występowały o wyjazd do Izraela, bo taki był wymóg formalny postawiony przez władze PRL. Większość nie miała zamiaru wyjeżdżać i nie wyjechała. Chyba nikt nie znał hebrajskiego, niewielu pielęgnowało w domu tradycję żydowską i mało kto wyznawał judaizm.
Dokumenty emigracyjne były "dokumentami podróży" w jedną stronę. Bez prawa powrotu do Polski. Wszystkich otrzymujących dokument podróży zmuszano do zrzeczenia się obywatelstwa polskiego. Nie mogli go zachować nawet małżonkowie "niearyjczyka" - używając terminologii rasistowskiej, którą wtedy się posługiwano.
Wyjeżdżano często całymi rodzinami. Dorośli byli grupą bardzo dobrze wykształconą. 2600 osób posiadało wykształcenie wyższe, 1000 osób było studentami. W wielu przypadkach dochodziło do rozdzielenia rodzin. Starzy rodzice zostawali, młodzi wyjeżdżali; rozdzielały się też rodzeństwa. Ze świadomością, że może nigdy się nie zobaczą. Polacy żydowskiego pochodzenia wyjeżdżali z absolutną pewnością, że Polski już nigdy nie zobaczą. Wszelkie próby otrzymania polskiej wizy nie udawały się, a gdy komuś udało się jakimś cudem lub przez błąd urzędnika ją dostać, cofano go na granicy.
Polska przeżyła wiele emigracji po II wojnie. Ta była dla emigrujących najbardziej okrutna. Z czego Polacy - nawet teraz po 37 latach - nie zdają sobie sprawy. Duży procent wyjeżdżających stanowiło elitę polskiego społeczeństwa. Wśród nich było:
- 230 pracowników naukowych wyższych uczelni, w tym 25 profesorów, 37 docentów, 10 kierowników katedr;
- 200 pracowników różnego rodzaju instytutów naukowych, w tym 40 profesorów, 13 docentów (opustoszał m.in. Instytut Badań Jądrowych, z którego wyjechało 40 naukowców);
- 407 adiunktów;
- 200 pracowników prasy i instytucji wydawniczych, w tym kilku redaktorów naczelnych;
- 61 pracowników radia i telewizji;
- 23 muzyków, 20 plastyków, 26 aktorów;
- 525 wysokich urzędników ministerialnych i centralnych urzędów, w tym 90 dyrektorów i 130 naczelników wydziałów;
- 370 lekarzy.
Emigracją najbardziej zostały dotknięte: Uniwersytet Warszawski, Politechnika Warszawska i Akademie Medyczne oraz Instytut Badań Jądrowych.
Akcja filmu rozgrywa się w izraelskim kurorcie Aszkelon, położonym nad Morzem Śródziemnym, gdzie od 1988 roku, co kilka lat odbywają się zjazdy emigracji z 1968 roku. W tym roku odbył się piąty. Przyjechało ponad 500 osób (często z dorosłymi już dziećmi) z całego świata (z Australii, Ameryki, Europy) po to, by spędzić z sobą siedem dni. Wszyscy podczas zjazdu rozmawiali ze sobą po polsku, bez cienia obcego akcentu. Śpiewają polskie piosenki. We wszystkich jest silna potrzeba bycia ze sobą.
Od ich wyjazdu z kraju minęło 37 lat, ale Polska jest wciąż obecna w ich domach. Obecna inaczej, niż w przypadku innych polskich emigracji - powojennej, czy lat 1980. Zdecydowały o tym okoliczności wyjazdu, sceneria dworców, czasami wrogość lub nieufność, jakich zaznali w Polsce przed wyjazdem. Przede wszystkim jednak - doświadczone przez nich i głęboko przeżyte uczucie odrzucenia, wykluczenia, upokorzenia. Pozbawiono ich ojczyzny wbrew ich woli, w najgorszej formie, bo przez zadekretowanie przez władze i przy cichej akceptacji większości społeczeństwa.
Wyjeżdżający nie mieli wielkich bagaży - mieli ograniczony limit kilogramowy. Odbierano im mieszkania i wyznaczano datę, kiedy mieli opuścić Polskę. Pozbywali się więc dobytku. Dla wielu, zwłaszcza młodych ludzi wyjazd ten był tragedią. Nie czuli się Żydami, niektórzy nawet do 1968 roku nie wiedzieli, że jedno z rodziców miało żydowskie pochodzenie.
Dworzec Gdański stał się dla opuszczających Polskę symbolem wygnania, a dla pozostających w Polsce (i żegnających ich na Dworcu) miejscem upokorzenia. Nikt nie przewidywał, jak potoczy się dalej historia Polski i wielu traktowało to rozstanie na dworcu, jako ostateczne, na zawsze. Dla wyjeżdżających, ich rodzin i odprowadzających.
Jechali do Wiednia - bo Austria wyraziła chęć udzielenia im pomocy. Byli bezpaństwowcami, wielu z nich nie wiedziało dokąd pojadą i który kraj zechce ich przyjąć. Nie znali języków i nie znali świata. W Wiedniu organizacje żydowskie - amerykańska i izraelska - zorganizowały punkty informacyjne i pomocowe. Osiedli głównie w Izraelu, Szwecji, Danii, Kanadzie i USA.
"Historycy pokazali kulisy Marca. Wiele można zrozumieć, wytłumaczyć: sześciodniowa wojna egipsko-izraelska; nacisk ZSRR; walki partyjnych frakcji; Moczar i Gomułka; prowokowanie wydarzeń itd. Ten film w warstwę polityczną w ogóle nie wchodzi. Niczego nie chce tłumaczyć. Mówi tylko, co czuli wtedy nasi koledzy, wyjeżdżający z Dworca Gdańskiego. Opowiadając dziś o tym pod palmami w Aszkelonie, są rzeczowi, wyluzowani. Mówią do kamery z pełnym zaufaniem, jak do swoich. W pewnym momencie każdemu z nich łamie się głos. I nas, widzów, gdzieś w dwóch trzecich filmu żal chwyta za gardło i już nie puszcza. Żal za nieodwracalnym." (Tadeusz Sobolewski, "Gazeta Wyborcza", 19.03.2007)
Józef z Sosnowca mieszka w Szwecji, jest lekarzem. Wyjechał z rodzicami. W 1968 roku był studentem medycyny, ojciec prowadził zakład fotograficzny założony przez dziadka w 1901 roku. Jest z niego dumny. Najbardziej dramatycznym dla niego momentem było pożegnanie z nianią, która była nianią jego ojca i w czasie okupacji ukrywała jego ojca i siostrę.
Ilana miała 20 lat. Była studentką uniwersytetu łódzkiego. Nie chciała zrzec się polskiego obywatelstwa. SB wzywało ją co kilka dni. Nie podpisała. Po miesiącu przysłano jej dokument podróży. Obecnie mieszka w Izraelu, a w jej mieszkaniu na ścianach wiszą łowickie wycinanki i widokówki z Polski.
Włodek jest obecnie profesorem astrofizyki we Francji, odniósł wiele międzynarodowych sukcesów. W Polsce najpierw siedział pół roku w więzieniu, gdzie uświadomiono mu, że wcale nie jest Polakiem - jak uważał - ale Żydem, który powinien z Polski wyjechać. Wyjechał sam, w Polsce zostawił rodziców i starszego brata.
Poldek w Polsce bardzo interesował się Izraelem, czuł się syjonistą i Izrael był dla niego drugą, po Polsce, ojczyzną. Gotów był walczyć z Arabami. Złozył papiery na wyjazd, cieszył się z wyjazdu, i nagle na Dworcu Gdańskim dotarło do niego, że wyjeżdża z Polski nie szukać przygód, ale na zawsze. Był przekonany, że po trzech, czterech miesiącach wróci. Miał 18 lat. Płacze...
Realizatorzy filmu przeprowadzili 25 rozmów. Wszystkie były dramatyczne, naznaczone emocjonalnym napięciem. Każdy bohater dokumentu został zapytany o:
- Dom - czy rodzice znali żydowski, czy przekazywali dzieciom tradycję żydowską, religię, zwyczaje; czy w domu obecna była świadomość Zagłady, czy rozmawiali o niej z dziećmi? Czy dzieciom przekazali swój lęk?
- Środowisko, w którym żyli - czy polscy koledzy wiedzieli, że są pochodzenia żydowskiego, jeśli tak - jak reagowali. Czy uważali, że są inni od nich, jeśli tak - na czym ta inność polegała?
- Komunizm i stosunek do niego bohaterów i ich rodziców.
- Wyjazdy - kto podjął decyzję - oni sami, czy rodzice? Jak ta decyzja dojrzewała, jakie konkretnie wydarzenia zdecydowały o wyjeździe? Czy wyjeżdżali całą rodziną, czy sami?
- Dokąd wyjeżdżali? Czy mieli jakieś plany, adresy?
- Kto ich odprowadzał, co wywozili, co się stało z tymi rzeczami?
- Czy próbowali przyjechać do Polski z wizytą? Jak te ich próby się powiodły? Czym dla nich był ten przyjazd?
- Czym dla nich była i jest Polska? A czym Izrael?
W filmie wykorzystano zdjęcia pożegnań zrobione na Dworcu Gdańskim, materiały filmowe nakręcone z ukrytej kamery przez MSW oraz programy telewizyjne z 1967 i 1968 roku ilustrujące nagonkę antyżydowską w Polsce.
- Dworzec Gdański, Polska 2007. Scenariusz: Teresa Torańska, reżyseria: Maria Zmarz-Koczanowicz, zdjęcia: Rafał Paradowski, Andrzej Adamczak, muzyka: Janusz Stokłosa, montaż: Grażyna Gradoń, producent: Agnieszka Traczewska, koprodukcja: Studio Filmowe Largo/Instytut Adama Mickiewicza/PISF/TVN. Emisja: TVN, 25 marca 2007, godz. 22.45.