Po 11 nominacji do Oscara i nagród BAFTA, Złote Globy za reżyserię, scenariusz, film dramatyczny i męską rolę w dramacie, wreszcie Oscar za najlepszy scenariusz - to tylko część wyróżnień, które zdobyło “Chinatown" Romana Polańskiego. Zrealizowany w 1974 roku czarny kryminał to jeden z najbardziej znanych obrazów w dorobku polskiego twórcy i film, który na stałe zapisał się w dziejach Hollywood. Dość powiedzieć, że w zestawieniu Amerykańskiego Instytutu Filmowego został drugim najlepszym thrillerem w historii kina, ścieżka dźwiękowa autorstwa Jerry’ego Goldsmitha znalazła się na 9. miejscu listy najlepszych soundtracków wszech czasów, a Amerykańska Gildia Scenarzystów uznała scenariusz Roberta Towne’a za trzeci najlepszy tekst filmowy w historii X muzy.
Jak to się stało, że właśnie Polański stanął za kamerą tego filmu? Jak to często bywa w historii kina - zdecydował przypadek. Po realizacji niezbyt udanego “Co?" Polański zamieszkał w Rzymie i szukał kolejnych filmowych wyzwań. Z propozycją realizacji wspólnego filmu zwrócił się do niego Jack Nicholson. Był zachwycony scenariuszem autorstwa Roberta Towne'a, który określał jako najlepszy, jaki czytał w swym życiu. Było to "Chinatown" - mroczna, kryminalna historia rozgrywająca się w Los Angeles lat 30.
Jej bohaterem jest ‘Jake’ Gittes (Jack Nicholson), prywatny detektyw z Los Angeles, elegancki cwaniaczek, kierujący się zasadą, by w życiu "robić tak niewiele, jak to możliwe". Pewnego dnia Gittes wmanewrowany zostaje w polityczno-biznesową intrygę, która bardzo szybko przerasta jego możliwości. Oszukany i wykorzystany przez swych zleceniodawców Gittes postanawiał zbadać sprawę rodziny Mulwray’ów, zbliżając się przy tym do tajemniczej Evelyn (Faye Dunaway) i jej mrocznej przeszłości.
Nie od razu było jasne, że to Polański stanie za kamerą “Chinatown". Najpierw propozycję wyreżyserowania filmu otrzymał Peter Bogdanovich, ale na szczęście dla Polańskiego odmówił. Producenci "Chinatown" uznali wówczas, że tę z ducha amerykańską historię powinien przenieść na ekran reżyser pochodzący z Europy, który doda jej mroku i tajemnicy. I tak wybór padł na Polańskiego.
Scenariusz, który zachwycił Jacka Nicholsona, Polańskiemu wydawał się jednak zbyt długi i wymagający przeróbek. Przez osiem tygodni Polański i Robert Towne dopracowywali więc fabularne szczegóły i toczyli zaciekłe boje o zakończenie filmu. Bo choć pierwotnie tekst kończył się happy endem, Polański forsował rozwiązanie zgoła przeciwne:
Myślałem, że to poważny film, a nie przygodowa opowiastka dla dzieci.
I tak udało mu się przekonać scenarzystę i producentów, że właśnie mroczne, fatalistyczne zakończenie będzie lepszą puentą dla tej historii. Puentą, która uczyniła "Chinatown" nieśmiertelnym.
Nie był to jedyny spór, jaki toczył się podczas prac nad filmem. Realizacja “Chinatown" przebiegała bowiem w napiętej atmosferze, o czym świadczy fakt, że film miał aż trzech operatorów. Polański chciał, by za kamerą usiadł William A. Fraker, autor zdjęć do “Dziecka Rosemary", ale producenci filmu przestraszyli się, że pracując ze starym znajomym Polański uzyska zbyt dużą kontrolę nad ostatecznym kształtem filmu. Postanowili więc zastąpić go Stanleyem Kortezem, autorem zdjęć do “Wspaniałości Ambersonów" czy “Nocy myśliwego". Szybko okazało się, że 66-letni artysta filmuje w sposób zbyt klasyczny dla Polańskiego. Tak oto za kamerą zasiadł trzeci, ostatni już, operator - John A.Alonzo, będący właśnie na fali dzięki pracy przy “Znikającym punkcie" oraz “Haroldzie i Maude".