Cały kompleks CDT-u nawiązywał do najlepszych – i całkiem przecież młodych – tradycji modernizmu w wielkomiejskim wydaniu; był porównywany z niemieckimi czy holenderskimi domami towarowymi, budowanymi od początku XX wieku w dużych miastach. Nowoczesność CDT-u urzekała. W 1958 roku na łamach miesięcznika "Architektura" pisał architekt, Jeremi Strachocki:
CDT przesiąkł współczesnością. Dość spojrzeć… na minę konia i dorożkarza, przyłapanych pod CDT-em, aby uświadomić sobie, jak dalece… krępuje ich oczywistość anachronizmu, jak jak dobrze natomiast wygląda na tym tle nowoczesny samochód… Dość spojrzeć, jak bezboleśnie elewacja frontowa dała się przekreślić zamaszystą serpentyną neonowej reklamy.
Potwierdzeniem wyjątkowości tego gmachu może być także fakt, że Leopold Tyrmand właśnie w Centralnym Domu Towarowym umieścił kluczową scenę swojej powieści "Zły". CDT często grał w filmach, i wnętrza, i bryła stanowiły efektowną scenografię (CDT można zobaczyć m.in. w nakręconym na podstawie opowiadania Marka Hłaski filmie Aleksandra Forda "Ósmy dzień tygodnia" - para bohaterów przez przypadek zostaje zamknięta w budynku i spędza noc, zwiedzając kolejne piętra i działy sklepu). CDT był także popularnym miejscem nie tylko zakupów, ale i spędzania czasu. Modna była kawiarnia na antresoli, a legendą obrosły pokazy mody, organizowane na dachu budynku.
Wzniesiony w latach 1948-1952 CDT był chwalony nie tylko za efektowną modernistyczną bryłę, ale i szereg rozwiązań funkcjonalnych. W budynku zainstalowane zostały schody ruchome, produkcji węgierskiej, drugie w Warszawie (pierwsze, radzieckie, działały przy trasie W-Z): "Przyjęto zasadę zapewnienia komunikacji mechanicznej dla 100% publiczności. Założono frekwencję 5000 osób na godzinę. (…) Cztery klatki schodowe przewidziano w zasadzie jako klatki bezpieczeństwa" - pisali Ihnatowicz i Romański. Wiele uwagi projektanci poświęcili także systemowi dostaw do budynku, np. aby trasy dostawców nie przecinały się z ciągami komunikacyjnymi klientów i pieszych (co nie było łatwe na niewielkiej działce na rogu dwóch ruchliwych ulic).
Swoją nowoczesną, ale zarazem stonowaną i uporządkowaną bryłą CDT idealnie wpisał się w przestrzeń śródmieścia Warszawy, przez dekady był jednym z najlepiej wtopionych w miasto budynków. Nie zawsze jednak był dobrze oceniany. Gdy w 1949 roku proklamowano w polskiej architekturze socrealizm wiele nowoczesnych budowli poddano miażdżącej krytyce. "Nie ulega wątpliwości, że CDT to wyraźny kosmopolityzm i formalizm najczystszej wody. Do autorów nie można mieć pretensji, że taka była pierwotna koncepcja, ale można mieć pretensję o to, że nie starali się potem tej koncepcji poprawić" - mówił architekt Józef Jaszuński podczas debaty SARP, którą zorganizowano 22 listopada 1951 roku aby przeanalizować wygląd budynku Centralnego Domu Towarowego.
"W tym jazgocie jazzowym można było mniej umieścić bębnów i klaksonów" - podsumowywał Jaszuński. Powstała nawet komisja, mająca opracować "nową wersję" CDT-u. Kilka lat później Ihnatowicz i Romański wspominali, że ich projekt uratował przed przebudową w stylu socrealistycznym fakt, że realizacja projektu szła wyjątkowo żwawo i wkrótce gmach był już prawie gotowy, a więc jego przebudowa stała się nierealna. Ihnatowicz podczas wspomnianej debaty SARP tłumaczył:
W końcu 1950 roku dobiegły nas pierwsze sygnały, że NROW (Naczelna Rada Odbudowy Warszawy – przyp. aut.) ma pewne zastrzeżenia co do wyrazu plastycznego budynku. W kwietniu 1951 roku powstała komisja do poprawienia elewacji. Wysunięto nawet w tym kierunku pewne wnioski, ale, ażeby nie wstrzymywać robót, zdecydowano zakończyć budowę według pierwotnego planu, poddać pod ocenę opinii publicznej i dopiero później powprowadzać ewentualne zmiany.
Na szczęście do tego nie doszło. W 1971 roku CDT zmienił się w Centralny Dom Dziecka, czyli dom handlowy z towarami dla najmłodszych; od lat 80. ów sklep nosił nazwę "Smyk" i do dziś większość obecnych mieszkańców Warszawy tej nazwy używa do określenia budowli Ihnatowicza i Romańskiego. 21 września 1975 roku na szóstym piętrze CDT-u wybuchł pożar, który w kilka godzin opanował cały gmach. Ogień w dużym stopniu zniszczył budynek, jego odbudowa i remont trwały do 1977 roku. Dokonano ich bez należytego poszanowania oryginalnego projektu – nie odtworzono wielu detali, wprowadzono pewne uproszczenia w sposobie wykończenia obiektu. To właśnie z tego powodu po latach do rejestru zabytków konserwator zdecydował się wpisać tylko żelbetową konstrukcję nośną, która z pożaru wyszła bez szwanku. Z tej samej przyczyny w 2015 roku prywatny inwestor, który kupił modernistyczny budynek, praktycznie w całości go rozebrał. Ocalał tylko szkielet fasady, który wkomponowano w nowy obiekt, którego powstanie w swoich folderach deweloper nazywa "rewitalizacją".
Pod tym hasłem w miejscu "Smyka" stanął powtarzający jego formę biurowiec. Co więcej, w miejscu znajdującego się z tyłu budynku biurowego powstał już całkiem współczesny, banalny, szklany obiekt biurowy. Rozbiórka CDT-u i jego zbudowanie na nowo, nawet jeśli w formach bliskich pierwowzorowi, jest niebezpiecznym precedensem. Nie można bowiem udawać, że wzniesiony od fundamentów w XXI wieku gmach jest tym samym, czym stojący w tym miejscu od 60 lat obiekt. Inwestor "odbudował" część Smyka (bez biurowca z tyłu), ale to współczesny budynek, który tylko kształtem i detalem elewacji wspomina poprzednika. Ma inną funkcję, powstał z użyciem nowych technologii i materiałów. A jednak mieszkańców Warszawy zachwyca. Trudno się dziwić – jego kształt się nie zmienił, ale jest nowy, czysty, inwestor odtworzył nawet nie istniejący od lat 70. charakterystyczny neon na fasadzie. Czy to jednak na pewno jest nadal CDT?
Autorka: Anna Cymer, styczeń 2018