Rzeźbiarz stał się w ten sposób symbolem niezrozumienia artysty przez mieszczański establishment; nigdy już w pełni nie powrócił do równowagi psychicznej. Po całej Warszawie krążyła opowieść o szlochającym artyście wynoszącym w ramionach z wystawy głowę Mickiewicza.
Jeśli jednak uważniej przyjrzeć się okolicznościom tej ponurej historii staje się ona dużo mniej oczywista. Pierwszej nagrody nie przyznano nikomu; Antoni Kurzawa ustąpił pola tylko młodemu talentowi z akademii wiedeńskiej, Antoniemu Madeyskiemu - był to niewątpliwie godny rywal. Odpowiedź, że Kurzawa nie był w stanie pogodzić się z porażką, nie wytrzymuje próby faktów - jego dotychczasowa kariera nie była usłana różami. Nie da się też obronić tezy, że latami upokarzany, wybitnie zdolny rzeźbiarz nie wytrzymał kolejnego rozczarowania. Pozycja Kurzawy wśród polskich mistrzów dłuta była co najmniej dobra, a kilka jego wcześniejszych dzieł cieszyło się dużym powodzeniem u krytyki i publiczności.
Na pytanie, co się naprawdę stało na wystawie TZSP biografia artystyczna Kurzawy nie udziela więc łatwej odpowiedzi. Zarazem jednak prowokuje, by to w niej szukać klucza. Nie był to bowiem typowy życiorys ówczesnego rzeźbiarza.
Kurzawa był chłopskim synem, którego talent odkryto, gdy zbliżał się do 20. roku życia. Znalazł się wtedy w krakowskim warsztacie Parysa Filippiego. W latach 1863-69 uczył się w krakowskiej SSP (z roczną przerwą na studia w Wiedniu), po czym znalazł miejsce we lwowskiej pracowni Juliana Markowskiego, gdzie z powodzeniem pracował do 1874 roku. Następne lata to nieudany powrót do Krakowa i wędrówki po świecie. To właśnie zdarzenia z tego okresu (oskarżenie przez dawnego profesora o obrazę i okresowe zarobkowanie jako kamieniarz) mocno zaważyły na późniejszej legendzie "artysty przeklętego".
Wreszcie na początku 1880 roku Kurzawa osiedla się w Warszawie, gdzie znajduje miejsce przy pracowni Kazimierza Ostrowskiego, pracuje jednak głównie samodzielnie. Zaraz na początku odnosi sukces cyklem statuetek przedstawiających tańce polskie. W następnych latach przeplatają się okresy "tłuste" i "chude", niemniej jednak pozycja zawodowa Kurzawy jest stabilna, choć częściej uważano go (jak zresztą większość rzeźbiarzy) za rzemieślnika niż artystę.
Nietypowy życiorys splata się więc z kolejami twórczymi właściwymi rzeźbiarzom pracującym wówczas na ziemiach polskich, w których więcej ciężkiej pracy niż sukcesów, więcej rzemiosła niż sztuki. Wynika to także z faktu, że są oni najczęściej, w odróżnieniu od czynnych poza krajem rzeźbiarzy akademickich, bardziej sculptorami niż inventorami. Ich główną cechą jest nie kunszt czy inwencja, pozostawiane akademikom, a po prostu umiejętność kucia w kamieniu, której ci pierwsi często są pozbawieni. I tu właśnie dochodzimy do kolejnej cechy wyróżniającej Kurzawę: on w latach 80. bywa opisywany jako artysta. Szczególnie Stanisław Witkiewicz dostrzegał w nim rzeźbiarza wyróżniającego się ponad przeciętność, podkreślając przede wszystkim jego wyczucie realizmu, czy, jak sam to określał, umiejętność czerpania z natury. W oczach Witkiewicza był wręcz godniejszy uznania od akademickich mistrzów ze względu na oparcie się bardziej na obserwacji przyrody niż na konceptach czy wyuczonych wzorcach. Także kamieniarskie rzemiosło Kurzawy stawało się w oczach zwolenników naturalizmu zaletą, pozwalając mu na "naturalne" wyprowadzenie rzeźby z wyczucia kamienia, a nie podporządkowanie pracy uprzedniej koncepcji rysunkowej. W tym duchu właśnie w głośnym artykule na łamach "Prawdy" Cezary Jellenta przeciwstawiał dzieło Kurzawy projektom konkursowym na krakowski pomnik Mickiewicza.
Czy jednak rzeczywiście sztuka Kurzawy była wyzwaniem rzuconym akademizmowi? Wydaje się, że było inaczej. Tradycja akademicka stanowi dla jego rzeźb stały kontekst, estetyczny punkt wyjścia i odniesienia zarazem. Oczywiście już w okresie lwowskim, w pierwszych samodzielnych nagrobkach na Łyczakowie, prace Kurzawy wyróżniały się wyjątkową ekspresją. Niemniej jednak jego najbardziej udane dzieła, jak cykl tańców polskich, w niczym pod względem kompozycji i techniki nie różnią się od rzeźb akademickich. W innych przypadkach można odnieść wrażenie, że pewne skróty kompozycyjne czy też zbytnia dosłowność niektórych rozwiązań formalnych wynikają nie z celowego odstępstwa od normy, a po prostu z niedostatku warsztatu i kultury artystycznej. Wybór tematów czy sposób posługiwania się symbolem nie odbiegają wszakże od praktyk akademizmu. Niekiedy można sobie zadać pytanie, czy ów osławiony naturalizm Kurzawy nie jest po prostu bardziej intuicyjną próbą dojścia do wzniosłości postulowanej przez akademizm.
Dramat Kurzawy polegał, jak się zdaje, na tym, że gdyby nie istniał, należałoby go wymyślić. Epoka potrzebowała wielkich twórców wywodzących się z ludu. Przygotowały ją do tego długie lata trwania mitu romantycznego geniusza tworzącego "sercem i czuciem" i równie romantyczne przekonanie o konieczności czerpania z kultury ludowej. I o ile poezja doczekała się, nieco później, Jana Kasprowicza, proza - Władysława Reymonta, a malarstwo - Józefa Chełmońskiego (zaściankowego szlachcica co prawda...), o tyle chłopskiego rzeźbiarza trzeba było stworzyć. I część krytyki stworzyła, skądinąd będącego dobrym artystą, Kurzawę. Dziś trudno dociec, czy odmienność jego twórczości wynika z owego osławionego "czucia", czy też po prostu z osobliwości warsztatu. Nie ulega jednak wątpliwości, że legenda twórcy, budowana przez Witkiewicza i środowisko "Wędrowca", Jellentę, czy też, last but not least, przez Bolesława Prusa, który powracał do Kurzawy w swych felietonach, i który najpewniej uczynił go pierwowzorem "Antka", podsyciła jego wiarę w twórcze posłannictwo. Wiarę, która skumulowała się w posągu Mickiewicza, do którego Kurzawa uporczywie wracał (pierwszą próbę stworzenia posągu wieszcza podjął już w 1870 roku), i który coraz bardziej urastał do roli posłannictwa dla narodu.
Rzeźba "Mickiewicz budzący geniusza poezji" zaraz po zniszczeniu stała się legendą; jeszcze w tym samym roku została (dwukrotnie) odlana ponownie. Kurzawa przed śmiercią stworzył ponadto kilka udanych rzeźb nagrobkowych, jednak uważa się, że jego siła twórcza zgasła razem ze zniszczeniem dzieła życia. Dziś nie wiemy: prawda to czy kolejna legenda?
Autor: Konrad Niciński, listopad 2010
- Antoni Kurzawa
"Mickiewicz budzący geniusza poezji"
ok. 1895, brąz, odlew