Andrzej Grabarczuk i Tomasz Barański, PAP: Czy reżyser, który nakręcił spot promujący igrzyska zimowe w Soczi, uprawia jakieś sporty zimowe?
Tomasz Bagiński: Trochę jeżdżę na nartach, ale wciąż daleko mi do wirtuozerii w tym sporcie. Nigdy nie mam czasu, żeby pojechać w góry i porządnie nauczyć się szusowania po stokach.
– Jak doszło do tego, że zaangażowano pana do projektu BBC?
– Jestem dość aktywnym reżyserem reklamowym i dużo pracuję za granicą. We wrześniu mój londyński agent zapytał, czy chciałbym coś takiego zrobić. Projekt od razu przypadł mi do gustu. Skontaktowaliśmy się z agencją, która go realizowała. Przez kilka tygodni rozmawialiśmy telefonicznie na temat mojej wizji. Agencji RKCR/Y&R spodobały się moje pomysły i ostatecznie w połowie października to mnie powierzono reżyserię. Później zostałem przedstawiony klientowi, czyli BBC. Projekt ukończyłem pod koniec grudnia. Spot miał premierę w połowie stycznia tuż przedostatnim odcinkiem popularnego serialu BBC.
– Pana spot wzbudził wielkie zainteresowanie.
– Wiedzieliśmy, że robimy coś nietypowego, że powstanie coś naprawdę epickiego, "z wykopem". Bardzo mnie cieszy, że film jest tak oglądany, tak komentowany. I pozytywnie, i negatywnie. Super, jeśli projekt wywołuje emocje.
– Za co w projekcie odpowiadali Polacy?
– Za całość, poza scenariuszem i produkcją. Zdjęcia powstały w Polsce w Warszawie, konkretnie na Torwarze i w ursuskiej hali. Nie musieliśmy jechać na Kaukaz, filmowe góry stworzyliśmy w studiu.
– Czy podczas zdjęć miał pan do dyspozycji krzesło reżyserskie?
– Miałem, ale zazwyczaj na planie zdjęciowym staram się w ogóle nie siadać, bo to bardzo usypia. Siadam dopiero podczas przerwy na lunch. O wiele bardziej na serio krzesło jest traktowane w Stanach Zjednoczonych, gdzie nikt poza reżyserem nie ma prawa na nim usiąść, bo może wylecieć z planu.
– Jakie projekty dają panu największą satysfakcję?
– Te, w których mogę pracować z prawdziwymi aktorami i jednocześnie korzystać z animacji, która daje mi nieograniczone możliwości. To miejsce styku prawdziwego filmu z filmem animowanym wydaje mi się najbardziej interesujące.
– Jakim jest pan szefem?
– Trzeba by o to spytać ludzi, którzy ze mną współpracują. Staram się być znośny, ale bywa pewnie z tym różnie. Każdy reżyser niestety musi czasem komunikować zespołowi rzeczy niemiłe. Musi być łącznikiem między klientem i zespołem. Czasami staje po stronie klienta, czasami po stronie zespołu.
– Kiedyś wiele rzeczy robił pan sam. Nad nominowaną do Oscara "Katedrą" pracował pan z przerwami przez trzy lata.
– Już 10 lat temu zorientowałem się, że pracując samemu przed monitorem, bardzo szybko osiągnąłbym poziom, powyżej którego nie byłbym się w stanie wzbić. Chodzi mi o skalę projektów, które się robi i ich liczbę. Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że bardzo wielu ludzi jest o wiele bardziej utalentowanych ode mnie w poszczególnych dziedzinach grafiki. Zawsze byłem ambitnym przeciętniakiem, jeśli chodzi o umiejętności graficzne. Uznałem, że lepiej wykorzystam wiedzę, którą mam, jeśli stanę się swojego rodzaju pośrednikiem.
Źródło: PAP, opr. MG, 30.01.2014