Śmierć Ernesto Che Guevary w Boliwii nie oznaczała końca ruchów partyzanckich w Ameryce Łacińskiej. Rewolucjoniści chwycili za broń w Wenezueli, Ekwadorze, Kolumbii i Gwatemali. Ich głównym celem było obalenie krwawych reżimów zależnych od Stanów Zjednoczonych i wymuszenie reform społecznych. W Gwatemali członkowie ugrupowania Fuerzas Armadas Rebeldes (FAR, Powstańcze Siły Zbrojne) uprowadzili ambasadora Republiki Federalnej Niemiec Karla von Spretiego. W reportażu z 1970 roku Ryszard Kapuściński wyjaśnia, dlaczego partyzanci zdecydowali się na tak desperacki krok. I czemu dyplomata został zabity strzałem w głowę.
W tej niewielkiej książce znalazły się jedne z najważniejszych i najcelniejszych zdań, jakie reporter napisał w swej karierze. Zastanawiając się nad ludźmi, którzy piszą historię, Kapuściński dochodzi do wniosku, że za dużo uwagi poświęcają oni głośnym momentom a za mało okresom ciszy. Tymczasem cisza - podobnie jak szczęk oręża czy przemówienie na wiecu - jest narzędziem politycznym.
"Cisza jest potrzebna tyranom i okupantom, którzy dbają, aby ich dziełu towarzyszyło milczenie" - twierdzi reporter. "Cisza ma swoje prawa i wymagania. Cisza wymaga, żeby obozy koncentracyjne budować w miejscach odludnych. Cisza potrzebuje ogromnego aparatu policji. Potrzebuje armii donosicieli. Cisza żąda, aby wrogowie ciszy znikali nagle i bez śladu. Cisza chciałaby, żeby jej spokoju nie zakłócał żaden głos - skargi, protestu, oburzenia. Tam, gdzie rozlegnie się taki głos, cisza uderza z całej siły i przywraca stan poprzedni - to znaczy stan ciszy."
Takim państwem była Gwatemala, gdzie działały obozy koncentracyjne, a więźniów politycznych poddawano torturom sprawdzonym wcześniej przez Gestapo. Zwłoki zrzucano z samolotów do morza.
Kto pociągnął za spust
Kapuściński dowodzi, że ludzie, którzy w takim państwie przeciwstawiają się reżimowi, muszą stosować terror indywidualny, bo jest to jedyna możliwa forma prowadzenia walki. Jedyna forma samoobrony.
"Dawniej partyzanci próbowali organizować na wsiach wiece, pogadanki itd., próbowali uświadamiać" - wyjaśnia autor. "Na drugi dzień przychodziło do wsi wojsko i urządzało masową egzekucję tych wszystkich chłopów, którzy byli na wiecu."
Z powodu powszechnego analfabetyzmu rozrzucanie ulotek było bezcelowe
Ludzie z FAR zdecydowali się na uprowadzenie Karla von Spretiego, ambasadora państwa pozostającego w świetnych stosunkach z reżimem, po to by wymienić dyplomatę na kilku pojmanych partyzantów. Jednak władze nie podjęły rozmów z porywaczami. W tej sytuacji - dowodzi Kapuściński - terroryści nie mieli wyboru. Gdyby nie zamordowali ambasadora, ich kryjówka zostałaby odkryta. Wywiązałaby się strzelanina, podczas której von Spreti i tak by zginął.Kapuściński potępia wprawdzie morderstwo, ale o śmierć niewinnego człowieka oskarża przede wszystkim prawicowy reżim i administrację USA. Tyle tylko, że to nie oni pociągnęli za spust.
Gdy w tunelu nie widać światła
W niedawno wydanej biografii Kapuściński non-fiction Artur Domosławski przytoczył artykuł Wiktora Osiatyńskiego. Pisał on, że autor Dlaczego zginął Karl von Spreti usprawiedliwia morderstwo popełnione w imię walki z wyzyskiem i dyktaturą. Domosławski wyjaśnił, że za sprawą doświadczeń życia w państwach Trzeciego Świata Kapuściński opanował zdolność współodczuwania. Mógł przyjąć perspektywę partyzantów:
"Gdy za chwilę zabiją ciebie, gdy trzeba ratować torturowanych przyjaciół, gdy nie widać światła w tunelu, pozostaje walka zbrojna (niech nawet będzie: terroryzm i przemoc) jako ostateczny akt rozpaczy. Trudno taką walkę opiewać, wychwalać. Można i chyba należy ją zrozumieć."
Biograf wyraża przy tym wątpliwość, czy Kapuściński nie robi o krok za dużo. W końcu korzysta z talentu i pisze z empatią, by czytelnik pojął, w jakiej sytuacji znaleźli się porywacze. To niebezpieczna gra. Czy ktoś, kto zrozumie ich motywacje, automatycznie usprawiedliwi zbrodnię?
Cel nigdy nie uświęca środków. I ta prawda nie zostaje w książce dobitnie wypowiedziana.
Autor: Bartosz Marzec, marzec 2010.
Zobacz również artykuły: