Motyle
Ilustrator to profesja raczej dla samotników, jednak zdarzają się zgodne, artystyczne duety. Jednym z nich jest małżeństwo współtworzące fenomen Polskiej Szkoły Ilustracji. W okresie jej największego rozkwitu przypadającego na lata 60. i 70. Bożena Truchanowska i Wiesław Majchrzak należeli do grona najczęściej nagradzanych twórców. Ich książki to starannie zaprojektowane dzieła sztuki, pełne miękkich obrazów i elementów dekoracyjnych. Mimo różnic warsztatowych potrafili zbudować harmonijny, poetycki przekaz, widoczny np. w wizerunkach motyli do wiersza Ewy Szelburg-Zarembiny. Owady te występują również na kartach książki Kazimiery Iłłakowiczówny "Zwierzaki i zioła" zilustrowanej przez Janusza Grabiańskiego, którego finezyjne muśnięcia pędzla potęgują wrażenie ruchu.
Świat motyli nie miał tajemnic przed artystą plastykiem i entomologiem Jerzym Heintze. To on nadał kształt "Bardzo dziwnym owadom" opisanym przez Hannę Zdzitowiecką. Z okładki niepozornej książeczki wpatruje się w nas gąsienica motyla dziwaczki, której niecodzienny kształt podkreślają nitkowate ogonki wysuwane w momencie zagrożenia – stąd jej druga nazwa: widłogonka.
Przełom lat 80. i 90. nie wróżył nic dobrego dla polskiej ilustracji. Komercjalizacja wydawnictw, z których zniknęły komisje graficzne, a także rosnąca popularność tandetnej estetyki amerykańskiej zahamowały rozwój tej dziedziny sztuki. Jednak z początkiem XXI wieku do głosu doszło pokolenie młodych artystów, dzięki którym rodzima grafika użytkowa odzyskuje dziś dawny blask. Przedstawicielką tego nowego pokolenia jest Emilia Dziubak, autorka ilustracji do m.in. polskiego wydania bestsellerowej serii o przygodach rodziny Pożyczalskich pióra Mary Norton. Niewielkie istoty podobne do ludzi, ale żyjące pod podłogą starych domów muszą być przygotowane na niebezpieczne sytuacje, np. walkę z włochatą, brunatną ćmą. Artystka jeszcze na studiach stworzyła cykl o robakach mających ludzkie cechy. W jej narracyjnych pracach widać inspiracje malarstwem klasycznym, natomiast dynamika postaci kieruje je w stronę współczesnej animacji.
Stonoga
Wśród twórców przedwojennego polskiego kina wyróżniało się małżeństwo Franciszki i Stefana Themersonów. Poza produkcją filmową zajmowali się wydawaniem książek w założonej przez siebie oficynie Gaberbocchus Press w Londynie. Niekonwencjonalne publikacje nazywali "best-lookerami", gdyż bardziej niż na masowej sprzedaży zależało im na wyrafinowanym edytorstwie. Franciszka Themerson już wcześniej projektowała szatę graficzną książek męża czy Jana Brzechwy. Właśnie do jego wiersza powstał prosty i podszyty humorem portret stonogi, która tak się spieszyła na pierogi, że poplątała wszystkie nogi. Mimo iż stonoga w rzeczywistości nie jest owadem, a skorupiakiem, czasem żywi się insektami. W jej menu znajdują się np. karaluchy.
Karaluchy
"Ze wszystkich dziur wychodzą karaluchy! Zmień litery w robaki" – zachęca Jan Bajtlik w wyróżnionym Bologna Ragazzi Award (2015) „Typogryzmolu”. Rozszyfrujmy tytuł: TY współtworzysz tę książkę, TYPOgrafia, czyli projektowanie liter, a TYPOGRY – zabawa z nimi i na końcu GRYZMOL: rysuj, maluj, wyklejaj plasteliną i pastą do zębów. Ta aktywnościowa publikacja jest rozwinięciem pracy dyplomowej powstałej w Pracowni Grafiki Wydawniczej prof. Lecha Majewskiego na ASP w Warszawie. Ilustrator z powodzeniem połączył w niej edukację z radością tworzenia, a nawet przemycił swoją wielką pasję wspinaczkową (jedna z rozkładówek przedstawia górski krajobraz). Pragnął tym samym zwrócić uwagę na niski poziom czytelnictwa i krytycznego myślenia w polskim społeczeństwie. Udało mu się: "Typogryzmol" zapoczątkował ponad setkę warsztatów z dziećmi, przeprowadzonych przez Bajtlika nie tylko w kraju, lecz także w Niemczech czy Francji.
Pszczoły i spółka
Na ile wycenić pracę pszczół? Jaki jest podział ról w ulu? Kiedy pszczele tancerki wykonują taniec okrężny, a kiedy wibracyjny? I ile wynosi rekord Guinnessa w użądleniu przez te owady? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań można znaleźć w wielkoformatowym albumie Piotra Sochy "Pszczoły" (opracowanie tekstu: Wojciech Grajkowski). W książce aż roi się od ciekawostek i barwnych ilustracji wystylizowanych na strony ze starego atlasu botanicznego. Grafik i syn pszczelarza w jednym najpierw szkicował rysunki ołówkiem, następnie je skanował, montował i kolorował w Photoshopie. Efekt mozolnej pracy to 37 tablic o charakterze edukacyjnym, gdzie ekologia spotyka się z humorem. "Pszczoły" zagnieździły się w sercach czytelników z kilkunastu krajów, a w planach są kolejne podboje.
Z realnego do baśniowego świata owadów przenosi nas Zofia Fijałkowska ilustracjami do poetyckiego utworu Marii Konopnickiej "Na jagody". Tajemniczego boru nad Bugiem broni zawadiacki ślimak, złośliwy pająk i agresywne osy, które: "Grają, trąbią wniebogłosy, / Aż się echa w boru gonią… / Nie zaczepiaj, bo pod bronią!". Poza grafiką użytkową Fijałkowska uprawiała drzeworyt, projektowała kartki okolicznościowe, tworzyła ekslibrisy.
Tanecznym krokiem do zbioru wierszy i piosenek ludowych "Idzie rak nieborak" wszedł bąk. Autorką fikuśnego portretu jest ilustratorka książek – głównie dziecięcych – Elżbieta Gaudasińska. Precyzyjna kreska, nieszablonowe skojarzenia i często groteskowa deformacja rzeczywistości przyniosły jej wiele nagród w Polsce i za granicą. Artystka od lat udowadnia, że można być dobrym malarzem, będąc ilustratorem.
Świerszcz
"Wesele Luletki", okładka "Wesele Luletki" Joanny Pollakówny to dramatyczna historia miłosna z happy endem. Tuż przed ślubem w tajemniczych okolicznościach ginie malutki, acz ogromnie muzykalny narzeczony. Zrozpaczona Luletka i goście weselni szukają go w trawie i nad stawem, jednak świerszcz zapadł się pod ziemię. I to dosłownie: wpadł do kreciej nory. Po uratowaniu zagrał swój popisowy koncert. Kto inny mógłby ożywić tę opowieść doprawioną szczyptą humoru niż pierwsza dama polskiej ilustracji? Olga Siemaszko nie znosiła płaskich rysunków Disneya, bohaterowie jej ilustracji są autentyczni, a świat cechuje wyrazista kolorystyka. Swoim eleganckim i oryginalnym stylem oczarowała czytelników ponad 200 książek dla dzieci.
Żuki
Małgorzata Gurowska do "Kern. Wiersze dla dzieci" do wiersza "Etiuda polska na ż, rz, sz i cz" 2015, fot. IAM W sentymentalną podróż do lat dzieciństwa zabiera nas także Ewa Salamon. Jej sepiowe ilustracje zachwycają ludowymi motywami (wycinanki, ornamenty), niepokoją powtarzalnością kształtów. Ten styl doskonale komponuje się z nastrojem panującym w wierszu Jana Brzechwy "Żuk". Tytułowy bohater zostaje odtrącony przez biedronkę, która – kierując się wyglądem zewnętrznym – wybiera na męża piegowatego muchomora.
Wyczuwalne napięcie, rytm, minimalistyczna forma i aluzyjność to z kolei cechy charakterystyczne prac Małgorzaty Gurowskiej. Zaangażowana w ochronę praw zwierząt artystka stworzyła m.in. plastyczną interpretację wierszy dla dzieci Ludwika Jerzego Kerna. Lekka drwina poety i mocna kreska ilustratorki uzupełniają się m.in. w "Etiudzie polskiej na ż, rz, sz i cz" opowiadającej o żuczku, w którym obudził się instynkt ojcowski. Efekt jest podobny jak w przypadku projektu graficznego Gurowskiej do utworów Juliana Tuwima ("Lokomotywa / IDEOLO": z pozoru niewinny tekst w warstwie wizualnej nabiera dodatkowych znaczeń.
Komary
Najstarsza w naszym zestawieniu ilustracja książkowa pochodzi z międzywojennego zbioru wierszy "Dylu, dylu na badylu" Marii Dynowskiej. W kilku pociągnięciach ołówkiem Anna Gramatyka-Ostrowska skontrastowała pełnego energii komara z jego dojrzalszym krewnym, niepotrafiącym dotrzymać młodszemu tanecznego kroku. Opracowanie graficzne publikacji dla najmłodszych było dla artystki odskocznią od jej głównego zajęcia – malarstwa. Najczęściej tworzyła pejzaże architektoniczne i realistyczne studia portretowe w technice olejnej oraz akwarelowej. Przez kilka lat była pracownikiem dydaktycznym, więc z pewnością przywiązywała wielką wagę do edukacyjnej funkcji ilustracji dziecięcej.
Pewien utalentowany komar otrzymał zadanie specjalne od Igora Sikiryckiego: miał założyć orkiestrę leśną. Starania te odbywały się pod czujnym okiem jednego z pionierów polskiego rysunku książkowego, Jana Marcina Szancera. Cienka, ostra kreska, spiczaste nosy postaci i ujmująca nonszalancja grafika są nie do podrobienia. Stworzył ilustracje do ponad 200 książek zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych.
Stonka
Szancer współpracował i przyjaźnił się z Janem Brzechwą. W swoich biograficznych książkach ("Curriculum Vitae" oraz "Teatr cudów") wspominał surrealistyczne puenty utworów poety, które towarzyszyły mu jak uśmiech w latach okupacji. Do wiersza "Bronka i stonka" zaprojektował iście malarską kompozycję, łącząc przystępny realizm z baśniową idealizacją. Sam również pisał bajki i felietony o kulturze i życiu codziennym, zakochał się w teatrze, był scenografem. Zapewne dlatego jego rysunki przypominają spektakle rozgrywane na kartce papieru, której każdy fragment jest skrupulatnie zagospodarowany. Artysta zajmował się również fotografią, a stonki przedstawił z żabiej perspektywy. Dorysował im ludzkie atrybuty, mimo iż w tekście były zwykłymi szkodnikami.
Gra zespołowa
Wielki rozmach ilustracji Szancera uwidacznia się w jego interpretacji zbioru "Od baśni do baśni" Brzechwy. Bohaterowie jednego z utworów tworzą królewską armię: Marszałek Bąk, Generał Żuk, pchły spadochronowe, eskadra chrząszczy, pancerne trzmiele, muchy, prusaki, a na samej górze król Jelonek sprawujący rządy w otoczeniu biedronek. Szancer zaskakuje feerią barw i ekspresją. Podobnie w "Pchle szachrajce" mamy całą plejadę owadzich gwiazd, chociaż tytułowa psotnica, aspirująca do roli diwy operowej, musi zadowolić się marną kreacją celebrytki. Artysta po raz kolejny udowadnia, że połączenie humoru i wyobraźni może przerodzić się w dzieło sztuki.
Temat artykułu pochodzi z publikacji "Admirałowie wyobraźni" pod redakcją Anity Wincencjusz-Patyny przygotowywanej przez IAM i Wydawnictwo Dwie Siostry, która ukazała się w 2019 roku.
Autorka: Agnieszka Warnke, kwiecień 2018