Z moich obserwacji wynika, że twórcy (a przynajmniej tłumacze literatury) pracują w różny sposób: niektórzy, zanim przystąpią do pracy, muszą dogłębnie poznać tekst, biografię autora, kontekst historyczny itp. i dopiero później, mając ten cały bagaż wiedzy, tworzą własne dzieło. Innym wystarczy jedno zdanie, obraz, kadr, żeby powstała chemia: oto, co chcę robić! Jak jest w twoim przypadku?
Mika Johnson: Sądzę, że nie można czytać Schulza bez świadomości tego, jak zginął, gdyż jest to istotna część narracji. Oto autor u szczytu swoich literackich możliwości, któremu odebrano życie w czasie wojny jedynie dlatego, że był Żydem. To wszystko jest zarazem bolesne, jak i tragiczne. Było dla mnie ważne, by nie narzucać tego zakończenia projektowi, jako że chciałem dotrzeć tak głęboko, jak to tylko możliwe, w głąb światów, jakie Schulz stworzył jako autor. Oznaczało to dla mnie uhonorowanie pamięci żywej wyobraźni. Żeby tak się stało, unikałem zarówno tekstów biograficznych jak i akademickich, które analizują życie i prace Schulza. Zamiast tego czytałem i czytałem raz jeszcze jego utwory, coraz bardziej wciągając się w mityczny świat Drohobycza, tak poetycko ożywiony przez Schulza. Celem było stworzenie mapy tego świata poprzez jak najgłębsze zanurzenie się w jego korzenie i istotę, którą była wyobraźnia Schulza.
A jak wygląda praca muzyka ze słowem?
Wacław Zimpel: Zawsze pracuję z tekstem w sposób czysto intuicyjny. Wrażenie zawsze wyprzedza u mnie semantyczne zrozumienie tekstu. Być może ze względu na moją dysleksję. Komponując czy improwizując muzykę do tekstu podążam częściej za brzmieniem słów niż ich znaczeniem. W przypadku Schulza brzmienie słów jest ściśle związane z mistycyzmem, który wypływa z jego tekstów, więc muzyka dzięki temu powstawała bardzo naturalnie.
W jaki sposób wybierałeś teksty? Czy miałeś jakiś klucz?
Mika Johnson: Wybierałem takie teksty, które byłyby od razu zrozumiałe. To było kluczowe, jako że nie adaptowaliśmy całych opowieści, a jedynie krótkie fragmenty. Więc jeśli wspominana jest postać, kilka postaci, ważne było, żeby kontekst był jasny dla tych, którzy słuchają po raz pierwszy. Pracowaliśmy także z tekstami, dzięki którym do życia wraca dawny Drohobycz, gdyż znaczna część twórczości Schulza jest poświęcona opisowi tego miasta, fundamentu mitycznego systemu.
Czy żeby zanurzyć się w onirycznym świecie snów Brunona Schulza trzeba być przygotowanym widzem, oczytanym w prozie Schulza? Czy projekt może stanowić zachętę dla tych, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w tej twórczości?
Mika Johnson: Odbiorcy nie muszą być zaznajomieni z Schulzem zanim odwiedzą "Republikę Marzeń". Wszystko w tej instalacji, od pierwszego momentu, gdy w nią wkraczasz, zostało tak pomyślane, by powoli wprowadzać odbiorcę w istotę projektu, począwszy od 4,5-minutowego wideo Marty Lissowskiej, które opisuje Brunona Schulza i projekt jako taki. Jestem przekonany, że projekt może zainspirować tych, którzy nigdy nie czytali Schulza a nawet o nim nie słyszeli. To projekt i przestrzeń poświęcona w równej mierze wyobraźni, jak Schulzowi i jego prozie. Zarazem, tak jak i nasz przewodnik, wierzymy, że dzięki instalacji Schulz znajdzie nowych fanów. Aspekt wprowadzenia nowych odbiorców, szczególnie młodych ludzi, jest dla nas bardzo istotny.
Państwa projekt z pewnością zachęci początkującego odbiorcę do zapoznania się z twórczością Schulza. A może pracując nad "Republiką Marzeń" też odkryliście coś, czego nie dostrzegaliście wcześniej, przy zwykłej lekturze czy oglądaniu grafik?
Marta Lissowska: Lubię wracać do książek, które wcześniej czytałam, bo za każdym razem jest w nich coś nowego. Proza Schulza jest, jak sama pani wspomniała, bardzo gęsta, więc tym bardziej można do niej wracać raz po raz, w poszukiwaniu nowych elementów. Jeszcze inaczej czyta się książki nie dla samej lektury, ale starając się tym uruchomić własny głos artystyczny. Przy tym projekcie odkryłam przede wszystkim, jak wielu rzeczy wcześniej nie zauważyłam, ile nowego widzę w tekstach, które uważałam za "przeczytane". Jeśli chodzi o grafiki, to coraz bardziej doceniam ich swobodę pod względem samego rysunku, mimo że obrazują one rozmaite obsesje i lęki artysty.