"Bardzo dzika opowieść, tom 1. Las złamanych serc", scenariusz: Tomasz Samojlik, rysunki: Marcin Podolec, Kultura Gniewu
Proekologiczne przesłanie, niezwykli bohaterowie (wśród nich znalazł się nawet patyczak o imieniu Belka), bardzo fajnie poprowadzona akcja: nazwiska twórców gwarantują wysoką jakość. Niewielu artystów potrafiłoby tak udanie połączyć atrakcyjną formę z nienachalnym, choć wyrazistym manifestem ekologicznym. I choć to komiks dla dzieci, jest bardzo mocno osadzony we współczesnych realiach. Młodym czytelnikom nie będzie to przeszkadzać, ich rodzice odnajdą natomiast w treści aluzje do "lex Szyszko", katastrofy klimatycznej, walki o prawa zwierząt. Właśnie - "Bardzo dzika opowieść" czytana w okolicach świąt Bożego Narodzenia przypomni, że zwierzę nie jest gwiazdkowym prezentem.
"Brom", scenariusz i rysunki: Unka Odya, Wydawnictwo 23
Komiks, który zdobył Grand Prix dla najlepszego albumu na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Zaskoczenie? Pewnie tak, bo konkurencja była silna. Lecz jednocześnie nie można powiedzieć, żeby Unka Odya dostała nagrodę niezasłużenie. A przy okazji to dobry sygnał dla debiutantów i małych, niezależnych wydawnictw, że ich działalność ma znaczenie. "Brom" to również dość rzadki przypadek komiksu dla nastolatków - choć nie brakuje u nas opowieści ani dla dorosłych, ani dla dzieci (to segment, który się świetnie rozwija i obfituje w atrakcyjne lektury), to dla dorastających czytelników tytułów jest niewiele. A tu mamy i bohaterów, z którymi nastolatkowie mogą się łatwo zidentyfikować, i bardzo nośny temat (w świat zwyczajnych ludzi wkraczają istoty nadprzyrodzone), i lokalny koloryt, a wreszcie interesującą metaforę dojrzewania i budzącej się seksualności.
"Kajko i Kokosz - Nowe Przygody. Królewska konna", scenariusz: Maciej Kur, rysunki: Sławomir Kiełbus, Egmont Polska
Najpierw był eksperyment: dwa tomy z krótkimi komiksami, których bohaterami byli wojowie Mirmiła stworzeni przez Janusza Christę. Ciepło przyjęte przez krytykę i czytelników, choć nie każda historyjka się spodobała (miały różnych autorów, wydawnictwo testowało więc w ten sposób, jaka konwencja "zaskoczy"). Najlepiej sprawdziło się to, co najbardziej przypomina oryginalne dzieła Christy, więc nadjechała "Królewska konna", pierwszy od blisko trzydziestu lat pełnometrażowy komiks o Kajku i Kokoszu. Na szczęście Maciej Kur i Sławomir Kiełbus (w którym Christa widział swojego artystycznego następcę) nie próbują kopiować mistrza. Pozostają wierni stylistyce jego prac, a nawet czerpią z jego niepublikowanych pomysłów, ale jednocześnie starają się nadać przygodom wojów nowoczesne tempo i nieco bardziej współczesne przesłanie. Udało się na tyle dobrze, że można chyba śmiało czekać na ciąg dalszy.
"Nie przebaczaj", scenariusz: Kuba Ryszkiewicz, rysunki: Marianna Strycharska, Kultura Gniewu
Komiks historyczny - podobnie jak kino - bywa śmiertelnie nudny i nie wychodzi poza poziom ilustrowanej czytanki. Bywa rzetelną rozrywką, choć zduszoną przez gatunkowe schematy. Jednak od czasu do czasu trafi się tak pomysłowa, doskonale zrealizowana rzecz jak "Nie przebaczaj". Być może nazywanie tego albumu "komiksem historycznym" jest nadużyciem - to trochę tak, jakby "Django" Quentina Tarantino nazwać filmem historycznym. Ale z drugiej strony fabuła skoncentrowana wokół zemsty młodego mężczyzny na mordercach jego rodziców osadzona jest w historycznych realiach Wołynia lat 30. I co z tego, że to fikcyjna opowieść, na dodatek utrzymana w konwencji spaghetti westernu (z domieszką słowiańskiego folkloru)? Jest zajmująca i w wielu aspektach prawdziwa - może stanowić dobry wstęp do dalszych poszukiwań. A nawet jeśli nie, to po prostu świetny komiks gatunkowy, ze sprawnie poprowadzoną akcją i zapadającymi w pamięć postaciami.
"Koniec świata w Makowicach", scenariusz i rysunki: Jan Mazur, Kultura Gniewu
Stało się, przyszła wojna atomowa, większość miast stanęła w płomieniach. Na wsi życie musi się jednak toczyć dalej. Bohaterowie "Końca świata w Makowicach" jakoś sobie radzą. Przyjmują tych, którzy potrzebują pomocy, kombinują, jak przetrwać, próbują na dramatycznej sytuacji ugrać coś dla siebie. Jeśli tytuł przypomina wam opowiadanie Mrożka "Wesele w Atomicach", to nie będzie to wcale złe skojarzenie, choć fabularnie to zupełnie różne opowieści. Prostota rysunków - ludziki złożone z kilku kresek i kółek, kontury domów, piesek w kształcie trójkąta, plansze podzielone zazwyczaj na sześć równych kadrów, itp. - może być myląca. Komiksy Jana Mazura są złożone, perfekcyjnie przemyślane, rozpisane niczym partytura. W jego pracach przestrzeń i cisza mają równie wielkie znaczenie, co dialogi. Tu nie ma zbędnych ozdobników, niepotrzebnych słów, popisów dla uciechy czytelnika. Mazur jest mistrzem minimalizmu. Można zbyć tę konwencję wzruszeniem ramion - ale wtedy naprawdę sporo się straci.
"Osiedle Swoboda: Centrum", scenariusz i rysunki: Michał "Śledziu" Śledziński, Kultura Gniewu
Trochę trudno w to uwierzyć, ale "Osiedle Swoboda" ma już dwadzieścia lat. Dwie dekady temu grupa komiksowych zapaleńców zaczęła wydawać własnym sumptem magazyn "Produkt", dając początek nowej fali twórców, która do dziś obecna jest w polskim komiksie. Spośród publikowanych w "Produkcie" serii "Osiedle…" pozostaje zapewne najważniejszą i najbardziej wpływową. Co ciekawe, w ogóle się nie starzeje: pierwsze odcinki czytane po latach mają wręcz wartość dokumentalną. Pod warstwą absurdalnego humoru kryje się celny zapis posttransformacyjnej rzeczywistości, szara Polska napędzana zawiścią, gniewem i niezmierzonymi pokładami schadenfreude. Od czasu do czasu Śledziu wraca na Swobodę - "Centrum" to zbiór krótkich historyjek, które powstały na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Są dowodem, że autor nie stracił nic ze swojej przenikliwości, wciąż ma słuch do dialogów i jest bardzo uważnym obserwatorem tego, co dzieje się dookoła. A tematów nie brakuje - kolejne "Osiedle…" już powstaje.
"Rita", scenariusz: Daniel Odija, rysunki: Wojciech Stefaniec, Timof
Kontynuacja komiksu "Stolp", a zarazem druga część tetralogii "Bardo", futurystycznej antyutopii, rozgrywającej się w mieście-świecie z koszmarów. Świecie na krawędzi zagłady, gdzie wymarła roślinność, giną zwierzęta i przestały się rodzić dzieci. Gdzieś w labiryncie ulic i zaułków błąka się główny bohater, szukający swojej dawno zaginionej ukochanej. Daniel Odija pożycza klocki z klasyki literatury fantastycznej ("Opowieść podręcznej", "Ludzkie dzieci", powieści Philipa K. Dicka), lecz układa je w zupełnie nowe, zaskakujące kształty. A fenomenalne ilustracje Wojciecha Stefańca czynią ten dziwaczny świat realnym. Rodzi się z tego psychodeliczna podróż i polityczna metafora. "Władza może czynić zło, jeśli zapewni to korzyści miastu", mówi już na samym początku jeden z bohaterów. I od razu robi się bardzo nieprzyjemnie.
"Sylwetki i cienie", scenariusz i rysunki: Michał Rzecznik, Wydawnictwo Komiksowe
Pożegnalny album opublikowany przez Wydawnictwo Komiksowe. Kronika rodzinna, a raczej strzępki wspomnień trzech pokoleń, poukładane z grubsza chronologicznie, budujące galerię barwnych, zabawnych, zwyczajnych i niezwyczajnych zarazem ludzi. Autor zrobił ważne założenia (o których wspomina w epilogu): komiks powstawał bez scenariusza, a poszczególne sceny były improwizowane i zmontowane w całość na samym końcu. Efekt jest znakomity: Rzecznik miesza różne stylistyki, między komiksowe kadry wkleja zdjęcia i skany dokumentów, cytuje kroniki filmowe i książki. Całość przypomina fascynujący kolaż złożony ze wspomnień, świadectw historycznych, a w jakiejś części zapewne również ze zmyśleń. Bowiem "Sylwetki i cienie" to tyleż komiks o losach jednej rodziny, ile o powojennej Polsce, a przy tym refleksja na temat ulotności pamięci.
"Złota kolekcja", scenariusz i rysunki: Jan Koza, Kultura Gniewu
Można mieć wątpliwości, czy zbiór żartów Jana Kozy, publikowanych przede wszystkim na łamach "Polityki", można nazwać komiksem. Ale autor chętnie i umiejętnie korzysta z komiksowego języka, a na dodatek jego rysunki układają się w zaskakująco spójną całość. Podzielone tematycznie - Polska, wybory, władza, czas - tworzą wyjątkowo zabawny i gorzki zarazem obraz otaczającej nas rzeczywistości. Koza punktuje bez litości tak samo polityków i decydentów, jak i zwykłych ludzi, biernych wobec zachodzących wokół nich zmian. Część jego rysunków jest reakcją na bieżące wydarzenia (być może za jakiś czas trudno będzie sobie przypomnieć, czego dotyczyły), większość będzie aktualna niezależnie od tego, kto sprawuje władzę. "Dlaczego wybrali mnie najgorszym politykiem? Przecież nic nie robiłem!", zastanawia się smutny pan na jednym z obrazków. Koza pokazuje nie tylko jak jest i jak było, lecz z dużym prawdopodobieństwem również, jak zawsze będzie.