Taka konieczność wykorzystywania uproszczonej grafiki była dla twórców gier przez długie lata problemem. To samo dotyczyło oprawy dźwiękowej – możliwości sprzętu z lat 80-tych sprawiały, że trzeba się było dostosowywać do wymogów wciąż jeszcze prymitywnych układów generowania dźwięku. Ograniczenia często stają się jednak impulsem do twórczych rozwiązań. Legendarne wąsy hydraulika Mario były sposobem na obejście problemu pokazywania twarzy składającej się z kilku pikseli. Koichi Sugiyama z pisków konsoli NES zbudował monumentalne fanfary otwierające grę "Dragon Warrior", a Nobuo Uematsu umieścił w "Final Fantasy VI" scenę operową – włącznie ze śpiewanymi przez bohaterów ariami.
Czas mijał. Ręcznie rysowanie obrazów piksel po pikselu zastąpiła widowiskowa grafika 3D, w której ogromną część mozolnej pracy artysty przejmował komputer, a proste melodyjki i efekty dźwiękowe ustąpiły pola coraz lepszej syntezie autentycznych instrumentów i odtwarzanym w wysokiej jakości dźwiękom nagranym. Wydawało się, że starsze techniki odejdą na stałe do lamusa.
Stało się jednak inaczej. Starsze formy okazały się nie zbędnym balastem, tylko alternatywnym środkiem ekspresji. Użyty po raz pierwszy w 1982 termin pixel art, odnoszący się do techniki ręcznego określania barw poszczególnych pikseli, zaczął oznaczać nową formę artystyczną. W 1997 w Berlinie powstało trio eBoy, które szybko zasłynęło tzw. pixoramami - niesamowicie szczegółowymi panoramami miast inspirowanymi grafiką gier wideo z początku lat 90-tych. Specjalizujący się w pixel arcie koreański artysta Joo Jaebum znajduje prekursorów swoich działań w historii sztuki – stąd choćby pikselowe wersje obrazów Georges’a Seurata czy słynnej The Factory, nowojorskiego studia Andy’ego Warhola (na ścianie wisi mały portrecik Jaebuma). Sztukę pixel artu kultywowała też demoscena – społeczność tworząca krótkie, efektowne w działaniu programy badające (a czasem wręcz przekraczające) możliwości sprzętu, na którym się je uruchamia. W dwutomowym albumie The Masters of Pixel Art, gromadzącym najciekawsze prace z długiej historii demoscenowego pixel artu znalazło się miejsce również dla trzynastki polskich twórców takich jak np. Lazur, Carrion czy Rork (to jedna z najliczniejszych reprezentacji narodowych w albumie).
Rola pixel artu w grach komputerowych stopniowo rosła wraz z narastającą popularnością gier niezależnych – pojawiały się gry takie jak "Fez", "Superbrothers: Swords&Sorcery" czy "Hotline Miami". Dzisiaj to jedna z najmodniejszych estetyk w grach, obecna również na polskim rynku – korzystają z niej choćby świeżo wydany "Beat Cop" czy gry firmy Vile Monarch (kreskówkowa "Crush Your Enemies" i bawiąca się skojarzeniami z kubizmem "Oh… Sir!"), stale współpracującej z ważną na polskiej scenie pixel artu postacią – Arturem "Perskim" Reterskim.
Muzyka elektroniczna tworzona na starszym sprzęcie komputerowym (nazywana chiptune na cześć podzespołów elektronicznych – chipów – odpowiedzialnych za dźwięk) w latach 90-tych wciąż powstawała, ale stawała się bardzo niszowym hobby. Sytuacja zmieniła się w połowie pierwszej dekady XXI wieku, kiedy motywy chiptune’owe zaczęły pojawiać się w popularnych przebojach. Wtedy powstająca cały czas przede wszystkim w ramach demosceny muzyka chiptune’owa wyszła z podziemia. Dzisiaj ma już swoich popularnych klasyków (takich jak np. Richard "Disasterpeace" Vreeland). Jej twórcy nie tylko komponują, ale i koncertują, oczywiście grając na starym sprzęcie elektronicznym (czasem zespołowo). W Polsce sporą popularność zdobył kilka lat temu projekt muzyczny Mateusza Czecha I Set My Pixels on Fire, zainspirowany przede wszystkim muzyką z konsoli GameBoy. Najważniejszym, aktywnym cały czas od końca lat 80-tych polskim twórcą chiptune jest Yerzmyey, który koncertował m.in. w USA i Japonii.
Przyczyn popularności pixel artu i chiptune jest wiele, ale jedną z najważniejszych jest chyba poczucie obcowania z rękodziełem. W rozwoju technicznym często gubi się znaczenie osobistego, rzemieślniczego gestu, który pozwala twórcy na całkowitą kontrolę nad tym, co robi. Przywraca go właśnie powrót do prostszych, bardziej rygorystycznych form.
Autor: Paweł Schreiber