Legenda artysty wyklętego przez Kościół podąża od ponad cwierćwiecza za reżyserem Jerzym Grotowskim. Prymas Tysiąclecia - kardynał Stefan Wyszyński - podczas słynnego kazania wygłoszonego w 1976 r. w kościele na krakowskiej Skałce wykrzyczał sprzeciw wobec twórcy Teatru Laboratorium, nazywając jego spektakl "Apocalypsis cum figuris" "prawdziwym świństwem" demoralizującym naród polski na równi z pijaństwem. Co tak zszokowało kościelnych hierarchów? Konstanty Puzyna na łamach Teatru notował, że spektakl jest wydarzeniem na skalę światową:
"W "Apocalypsis" nie ma prawie literackiego scenariusza. Tekst w lekturze jest chaotycznym zlepkiem cytatów z Biblii, pieśni kościelnych, Dostojewskiego, Eliota, Simone Weil. Pozornie w ogóle się nie wiążą. Ledwie majaczą w tym collage'u niejasne linie skojarzeń, połapać jedynie się można, że Szymon-Piotr, kiedy oskarża, mówi tekstami Wielkiego Inkwizytora z "Braci Karamazow", a Ciemny, kiedy się broni, gorzko i żałośnie, mówi wierszami Eliota. Fabuły te teksty nie tworzą wcale, mają charakter pomocniczy, jak rekwizyt. Poemat sceniczny Grotowskiego zbudowany jest w całości z działań i przeżyć aktorskich, w nich tylko snuje się i fabuła, i problematyka spektaklu. Jedna i druga jest niejasna, zwikłana, wieloznaczna. Rządzą tu prawa poezji, nie prozy, prawa odległych skojarzeń, nakładania się metafor, ciągłego przechodzenia obrazu w obraz, akcji w inną akcję, sensu w inny sens. Przywołuje aluzją sceny biblijne i dzisiejszy obyczaj wiejski, symbole liturgii i chuligańską popijawę, eleganta z przedmieścia i Dawida przed Arką. "
O Grotowskim, który w spektaklu eksperymentował z tradycją chrześcijańską i Ewangeliami, ostro wypowiadała się także polska prawica, widząca w słynnym artyście szarlatana i bluźniercę.
Poznaj nasz Alfabet Grotowskiego
Różewicz perwersyjny
W tym samym kazaniu z ust Prymasa padł też inny, rozgrzewający emocje publiczności tytuł: "Białe małżeństwo" Tadeusza Różewicza, "obrzydliwy spektakl" , który dla jego autora był teatralnym snem o płci. O odważnym seksualnie spektaklu głośno zrobiło się długo przed premierą w 1975 r. w Teatrze Małym w Warszawie, a potem we Wrocławiu. Obyczajowy skandal wisiał w powietrzu. - Ktoś widocznie Kardynałowi podesłał "Dialog", żeby mi przysługę zrobić. W każdym razie byłem razem z Grotowskim przez Kardynała wymieniony w kazaniu na Skałce, która ze względu na ludzi tam pochowanych jest na pewno miejscem magicznym. Wyspiański tam leży. A ostatni jest Miłosz, prawda? - wspominał Różewicz w "Tygodniku Powszechnym".
Zamieszanie wokół spektaklu spotęgowane ostrzeżeniami z kościelnych ambon zadziałało na teatralną widownię jak magnes, miłośnicy sztuki z całej Polski walili do wrocławskiego teatru drzwiami i oknami, bijąc frekwencyjne rekordy. Ta historia ważna jest z jeszcze jednego powodu. Doprowadziła do jedynego znanego z historii PRL wypadku, gdy kościelni hierarchowie w tajnych negocjacjach z komunistycznymi dygnitarzami sondowali możliwość obłożenia utworów twórcy "Kartoteki" zakazami cenzorskimi. Dotyczyło to także wystawianej na deskach Teatru na Woli sztuki "Do piachu", która wzbudziła ostre protesty środowisk AK. Powód? Jak tłumaczy Janusz R. Kowalczyk, autor z rzadką znajomością rzeczy ukazał znane mu z autopsji partyzanckie życie, bez patriotycznego upojenia:
"Pokazał natomiast przemilczaną resztę: błoto, brud, wszy, krew, podłe żarcie, odcięcie od bliskich, dojmujący brak kobiet, ostra dyscyplina. Waluś, wiejski prostaczek, marzący o zwiedzeniu po wojnie Krakowa i Częstochowy, wrócił do oddziału z rozbójniczego wypadu. Odbył go z dwójką przełożonych, którzy zniknęli wraz z łupem. Gniew dowództwa skupił się na chłopaku. Traktowany gorzej niż pies, nie rozumie swojej winy - słuchał rozkazów zwierzchności. Różewicz stworzył antyepos o antybohaterach. O absurdzie wojny i odczłowieczeniu, jakie powoduje. O daremnej ofierze w imię restrykcyjnego prawa. O odpowiedzialności za bliźniego. Za jego ból, cierpienie i śmierć. Pytał, za co wolno umierać i gdzie przebiega granica ludzkiego upodlenia."
Ostre reakcje środowisk kombatanckich po dwóch pierwszych wystawieniach dramatu (Tadeusza Łomnickiego w warszawskim Teatrze Na Woli w 1979 i Kazimierza Kutza w Teatrze Telewizji w 1991), sprawiło, że autor rzadko udzielał zgody na kolejne inscenizacje. Udało się to jeszcze Januszowi Opryńskiemu i Witoldowi Mazurkiewiczowi z Teatru Provisorium i Kompanii "Teatr" z Lublina w 2003.
O 10 najważniejszych dramatach Tadeusza Różewicza pisze Janusz R. Kowalczyk
"Dziady" Dejmka: "Eee, panu wszystko zalatuje prowokacją!"
30 stycznia 1968 r. w Teatrze Narodowym w Warszawie odbyło się ostatnie, jedenaste, przedstawienie legendarnych
"Dziadów" w reżyserii
Kazimierza Dejmka i z
Gustawem Holoubkiem w roli głównej, zdjętych z afisza przez władze jako "antyradzieckie". Sprawa
"Dziadów" stała się impulsem studenckich protestów i początkiem Marca'68. Przedstawienie spotkało się z ostrą krytyką kierownictwa PZPR. Po czterech pierwszych wieczorach poinformowano Dejmka, że spektakl może być grany tylko raz w tygodniu, młodzieży szkolnej nie wolno sprzedawać więcej niż 100 biletów po cenach normalnych, a reżyser ma odnotowywać reakcje publiczności.
Wezwany w trybie nagłym do KC Kazimierz Dejmek usłyszał od Wincentego Kraśki, kierownika Wydziału Kultury, że jego inscenizacja "Dziadów" jest "antyrosyjska, antyradziecka i religiancka". Gomułka nazwał spektakl "nożem w plecy przyjaźni polsko-radzieckiej". Ostatni spektakl, który odbył się 30 stycznia 1968, zgromadził tłumy, wznoszono okrzyki: "Niepodległość bez cenzury!", "Chcemy Dziadów!", "Dejmek!, Dejmek!". Po zakończeniu spektaklu uformował się pochód, który skandując "Wolna sztuka! Wolny teatr!" przeszedł pod pomnik Adama Mickiewicza na Krakowskim Przedmieściu. W wyniku interwencji milicji zatrzymano 35 osób pod zarzutem "zakłócania porządku publicznego".
Przeczytaj więcej o słynnych inscenizacjach "Dziadów"
Klątwa Swinarskiego
Reakcją na wydarzenia Marca 1968 r. było m.in. wystawienie przez jednego z najwybitniejszych w historiii polskiego teatru reżyserów Konrada Swinarskiego dwóch dramatów Stanisława Wyspiańskiego: "Klątwy" i "Sędziów". Jak zauważa prof. Grzegorz Niziołek w dwutygodniku.com, szczególnie prezentowana na scenie Narodowego Starego Teatru w Krakowie"Klątwa" wywołała skrajne emocje. Wizja rozfanatyzowanej polskiej wsi, motłochu kamienującego dziewczynę żyjącą z księdzem, była dla wielu zbyt szokująca, przekraczająca miarę tego, co w teatrze dopuszczalne.
Badacz teatru przywołuje też słowa prof.Marty Fik: "Toteż gdy wreszcie Młoda – nie człowiek już, a oszalała marionetka, w spalonej sukience, z twarzą umazaną krwią – pada przywalona ciężkim kamieniem, gdy cichną pioruny i milknie przerażony (czy może specjalnie tresowany), ujadający buldog, a tłum nie mający w sobie nawet w obliczu spraw ostatecznych nic ze statycznego chóru […] uderzy o ziem głową – kiedy więc kurtyna zasłoni to całe szaleństwo – czujemy ulgę. Ulgę, która jest naturalną reakcją na nadmiar przeżyć, a także wyraża przesyt tym teatrem tak agresywnym".
Cięgi zbierały od widzów: "Nie-Boska komedia", a początkowo nawet "Wyzwolenie" , spektakl legenda wyreżyserowany na scenie Starego Teatru w Krakowie w 1974r. i sfilmowany na potrzeby Teatru Telewizji kilka lat później, już po tragicznej śmierci Swinarskiego, przez Laco Adamika i Agnieszkę Holland. - Byłem na nim kilkanaście razy, czując przemożną potrzebę obcowania z inscenizacyjną wirtuozerią - wspomina Janusz R. Kowalczyk. - Chłonąłem żywe słowo, podziwiałem aktorskie kreacje, z genialnym Jerzym Trelą w roli Konrada. Dramat Wyspiańskiego wpisuje się w nurt dzieł nieubłaganie stawiających pytania o kondycję polskiego artysty i inteligenta. A zarazem jest utworem na wskroś ironicznym - rodzajem rozprawy z naszą obyczajowością i wieczną polską niemocą - komentował recenzent.
Samego Swinarskiego oskarżano o antysemityzm, choś sam wspominając próby do"Woyzecka"(1966) opowiadał: - Pobożni aktorzy mieli skrupuły, gdy trzeba było powiedzieć: Wysikajmy się na krzyż, może jaki Żyd umrze. Swinarski: - Pół godziny dyskutowali, czy można ze sceny powiedzieć: "Wysikajmy się na krzyż". Ale żaden nie zastanowił się nad tym, czy godzi się mówić: "Może jaki Żyd umrze..." - czytamy w tekście Magdaleny Grochowskiej.
Przerwany spektakl
Kilkadziesiąt lat później, na tej samej narodowej scenie, w roku dedykowanym Konradowi Swinarskiemu ceniony w całej Europie chorwacki reżyser Olivier Frljić, który do Krakowa przyjeżdża na zaproszenie Jana Klaty, przerywa prace nad "Nie-Boską komedią" Zygmunta Krasińskiego. Z udziału w spektaklu rezygnuje siedmioro z 18 obsadzonych w nim aktorów: w tym m.in. Anna Dymna, Bolesław Brzozowski, Mieczysław Grąbka, Tadeusz Huk, Ryszard Łukowski, Jacek Romanowski i Krzysztof Zawadzki. Tłumaczą, że spektakl Frljica nie ma nic wspólnego z tekstem wieszcza i słynną inscenizacją jego tragedii wystawioną w 1965 r. przez Konrada Swinarskiego.
Po serii krytycznych "recenzji" zamieszczanych w prawicowych mediach jeszcze przed premierą, a także wysyłanych pod adresem teatru groźbach i ostrzeżeniach, Jana Klata podejmuje decyzję o zawieszeniu prób, uzasadniając to uniemożliwiającą działalność twórczą nagonką i medialną paranoją wokół teatru. - Nie chcemy, aby treści zawarte w sztuce były powodem burd, przemocy i agresywnych zachowań wobec zespołu - wyjaśniał Klata. A Frljić w rozmowie z Miładą Jędrysik opublikowanej na łamach Tygodnika Powszechnego tłumaczył:
"Zawsze próbują mi przerwać, nie dopuścić do premiery. Tym razem naciski były skuteczne. Przykro mi, że w Polsce udało się coś, co się nie udało w Serbii, w Bośni, w Słowenii ani w Chorwacji. Żadne społeczeństwo nie chce i nie lubi się konfrontować z problemami. Polska nie jest wyjątkiem. I nie chodzi tutaj tylko o wybór tematu, ale także o artystyczny język, który jest w stanie dotknąć tych czułych punktów. Wszystkie komentarze o niskim poziomie spektaklu „Szczątki” wynikają z niezrozumienia teatru, jaki uprawiam.(...)
Nie pierwszy raz polska publiczność serwuje Chorwatowi pełne emocji i napięć przyjęcie. W dwutygodniku.com reżyser wspomina jeden ze swoich spektakli prezentowanych na wrocławskim Dialogu: "W kulminacyjnej scenie pewna pani zaczęła przekrzykiwać aktorów, wstała i wezwała resztę publiczności do opuszczenia widowni. Nie podobało się jej, że w jednej ze scen aktor przedstawiał teorię spisku, według której samolot Kaczyńskiego strącili Rosjanie, nie podobały jej się próby podejmowania bardzo istotnej kwestii, jaką jest w Polsce katolicyzm. "
Awantury o Klatę ciąg dalszy