Najwybitniejszym polskim dziełem przed Janem Lenicą i Walerianem Borowczykiem w tej dziedzinie był niewątpliwie abstrakcyjny film "Oko i ucho" Franciszki i Stefana Themersonów, zrealizowany na wygnaniu w Anglii w 1944 roku.
Po II wojnie światowej garstka animatorów startowała właściwie od zera. Bez odpowiednego sprzetu, wytwórni, tradycji, do której mogliby się odwolać, bez profesjonalnego przygotowania. Jedynym właściwie twórcą z pewnym doświadczeniem był karykaturzysta Zenon Wasilewski. Jego baśń lalkowa Za króla Krakusa z 1947 roku była pierwszym polskim filmem animowanym, który zdobył nagrody na zagranicznych festiwalach. Niestety, zrealizowany przez tego twórcę dwa lata później ambitny film satyryczny Pan Piórko śni został zatrzymany przez cenzurę, oskarżony o formalizm i niedopuszczony do rozpowszechniania. Stało się oczywiste, że stalinowski socrealizm nie ominął także animacji.
Animowane filmy powstające w tym okresie, to głównie dydaktyczne bajeczki podlane ideologicznym sosem, pozbawione, z nieliczymi wyjątkami, jak Cyrk Włodzimierza Haupego (1954), większych walorów atystycznych. Na szczęście doktryna socrealizmu nie obowiązywała zbyt długo i już w połowie lat 50. otworzyły się przed twórcami możliwości poszukiwania nowych środków wyrazu i tematów.
Debiutancki film znanych grafików, Jana Lenicy i Waleriana Borowczyka, Był sobie raz z 1957 roku ustanowił datę przełomową, otwierając w historii polskiej animacji nową epokę kina autorskiego dla dorosłych. Wątła fabułka tego filmu była właściwie tylko pretekstem dla czysto plastycznej zabawy w kojarzenie i transpozycje obrazów z kilku prostych elementów: czarnej plamy, kresek, trójkatów i detali wyciętych ze starego żurnala. Nieco wcześniej dzieło to nie miałoby szans ujrzenia światła dziennego. Ten duet twórców zrealizował jeszcze dwa oryginalne filmy (nie licząc kilku miniaturek), z których surrealistyczny, pozbawiony właściwie fabuły "Dom" zdobył Grand Prix w Konkursie Filmów Eksperymentalnych z okazji Wystawy Światowej w Brukseli w 1958 roku.
Lenica z Borowczykiem wykazali, dzięki nowatorskiemu użyciu techniki kolażu, że film animowany może być równie osobistym środkiem wypowiedzi, jak grafika czy malarstwo. Obaj artyści zamieszkali wkrótce za granicą, ale w Polsce zrealizowali jeszcze trzy wybitne dzieła: Borowczyk Szkołę (1958), a Lenica Nowego Janka Muzykanta (1960) i Labirynt (1962).
Złoty Wiek polskiej animacji przypadł niewątpliwie na lata sześćdziesiąte. Około 1960 roku pojawiło się w niej kilka indywidualności, których twórczość (jak również działalność wcześniejszego debiutanta - Witolda Giersza), odcisnęła zdecydowane piętno na produkcji filmowej w następnych latach. Liderzy tej grupy, to: Mirosław Kijowicz, Daniel Szczechura i Kazimierz Urbański. Międzynarodowe sukcesy takich dzieł, jak: Mały western (1960), Czerwone i czarne (1963) i Koń (1967) Witolda Giersza, Fotel (1963), Hobby (1968) i Podróż (1970) Daniela Szczechury, Sztandar (1965), Klatki (1966) i Droga (1971) Mirosława Kijowicza, ustaliły mocną pozycję Polski na mapie światowego filmu animowanego. Godne przypomnienia są też pojedyncze filmy innych realizatorów, na przykład: Aliny Maliszewskiej (Przygoda w paski, 1961; Ostatnie zero, 1965; Libido, 1967), Katarzyny Latałło (Fotografia rodzinna, 1968; Sam sobie sterem, 1971) czy Wacława Kondka (Gore, 1966; Larghetto, 1967). Wkrótce na festiwalach zaczęło się mówić o Polskiej Szkole Animacji.
Do wymienionych "łowców nagród" dołączył wkrótce Stefan Schabenbeck, który po serii błyskotliwych sukcesów (m. in. Wszystko jest liczbą, 1966; Schody, 1968; Inwazja 1970) porzucił animację.
Lata siedemdziesiąte to z kolei okres spektakularnych osiągnięć założonego przez Urbańskiego Studia Filmów Animowanych w Krakowie. Debiutujący tam twórcy, przede wszystkim Ryszard Czekała (Syn, 1970; Apel, 1972) i Jerzy Kucia (Powrót, 1972; Winda, 1973; W cieniu, 1975; Szlaban, 1976; Refleksy, 1979), zaproponowali zupełnie nową koncepcję kina animowanego, czerpiącego tematy ze zwykłego życia i opartego na bardzo wyrazistej plastyce inspirowanej fotografią. Związany od początku z tą samą placówką Julian Józef Antonisz (Antoniszczak) wypracował natomiast oryginalne sposoby ręcznego tworzenia filmów bez użycia kamery i zrealizował m.in. serie niezwykle śmiesznych filmów parodiujących konwencję kina oświatowego (Jak nauka wyszła z lasu, 1970; Jak działa jamniczek, 1972).
Z filmowców spoza Krakowa, którzy zadebiutowali w latach siedemdziesiątych, na szczególne wyróżnienie zasługują Jerzy Kalina (W trawie, 1974; Muszla, 1975; Ludwik, 1976; Koło bermudzkie, 1979; Solo na ugorze, 1981; Esperalia, 1983) i Zbigniew Rybczyński (Zupa, 1975; Święto, 1975; Nowa książka, 1975; Tango, 1980). Tango przyniosło Rybczyńskiemu Oscara. Realizowane później przez tego twórcę w Stanach Zjednoczonych filmy z użyciem techniki wideo wysokiej rezolucji utrwaliły jego pozycję jednego z największych nowatorów środków wyrazu w kinie światowym.
Największym i najciekawszym dorobkiem wśród przedstawicieli następnego pokolenia polskich animatorów może wykazać się Piotr Dumała, miłośnik Kafki i Dostojewskiego, wynalazca własnej techniki animacji obrazów malowanych na gipsowych płytach (Czarny Kapturek, 1983; Latające włosy, 1984; Łagodna, 1985). Należący do tej samej generacji Marek Serafiński, twórca kilku satyrycznych filmów opartych na animowanych fotografiach aktorów (Mówca, 1980; Dworzec, 1987, Koncert, 1987), z pewnością zasługuje na szersze międzynarodowe rozpoznanie. Podobnie zresztą jak i Jacek Kasprzycki, twórca Mojego domu (1983), czyli historii Polski XX wieku w pigułce i poetyckiej Zwykłej podróży (1985), czy bardzo osobista Ewa Bibańska (Portret niewierny, Koniec).
Wprowadzenie gospodarki wolnorynkowej okazało się niestety zabójcze dla animowanego filmu autorskiego w Polsce. Pozamykały się najważniejsze studia, zamilkło wielu twórców. Jest w tym jakaś dziejowa ironia, że sztuka, która przez dziesięciolecia doskonaliła się w subtelnej dywersji, doprowadzając do perfekcji język ukrytej krytyki systemu, po załamaniu się tego ostatniego nie znajduje dla siebie miejsca w nowej rzeczywistości.
Animacja artystyczna wymaga światłego sponsora. Rolę tę próbuje, w pewnym zakresie, pełnić telewizja publiczna, i dzięki jej wsparciu powstało jednak szczęśliwie w ostatnich dziesięciu latach kilka interesujących dzieł: Przejście Ewy Ziobrowskiej (1990) dim Marka Skrobeckiego (1992), Strojenie instrumentów Jerzego Kuci (2000) czy Franz Kafka (1991) i Zbrodnia i kara Piotra Dumały (2000).
Autor: Marcin Giżycki, 2001.