Słowianie i brak
- Pisze pan, że sposobem czy podstawą konstruowania tożsamości Słowian staje się dla Mickiewicza kategoria "braku". To brak cywilizacyjny “ma stać się dowodem na zdolność Słowian do zaczarowania odczarowanego przez nowoczesność świata". Jak można wyjaśnić tę koncepcję braku?
To jest doświadczenie na pograniczu realności i fantazmatu – wynika ono z realnego deficytu modernizacji, ale pozwala żyć w wymiarze fikcji. I to odwrócenie Mickiewiczowskie, w którym brak okazuje się walorem, jest bardzo znamienne dla polskiej kultury, chyba do dzisiaj. Z jednej strony mamy definiowanie Słowian w dyskursach europejskich - od Herdera - jako ludu naznaczonego brakiem: nie mieli własnego państwa, nie potrafili stworzyć własnych instytucji, to inni im je tworzyli. I tutaj, jeżeli czytamy te kwestie językiem krytyki postkolonialnej, pojawia się nam taka narracja, która usprawiedliwia kolonizację (tak usprawiedliwiano również podbój Afryki), tak najazdy w średniowieczu, jak i rozbiory Polski w XVIII wieku. Herder oczywiście chciał dobrze; jak pamiętamy, pisał że ciemiężenie Słowian powinno się skończyć, że może w końcu nadejdzie dobry czas dla tego ludu. Ale zarazem zdefiniował go jako lud bez właściwości, lud który nie jest ludem historycznym, który nie zdobył się na samostanowienie, ma niepełną podmiotowość. Taka diagnoza powróci później u Hegla. Więc ten brak (czy braki) został przypisany Słowianom w dyskursie filozofii europejskiej. Ale był też coraz bardziej widoczny w zderzeniu historii Słowian (Polski) z procesami modernizacji europejskiej. Musieli to widzieć emigranci, którzy przybywali do Paryża i doświadczali, jak wygląda nowoczesna cywilizacja. Zdawali sobie sprawę, że my jesteśmy po jakiejś innej stronie procesu dziejowego, w innej Europie. A te dwie Europy się ze sobą zderzają, rywalizują i my przegrywamy. Romantycy nie chcieli jednak dopuścić do siebie myśli o własnej niższości. Ich odpowiedzią na taką sytuację było odwrócenie przypisujące brakowi, własnemu brakowi, wartość. Mickiewicz powiada wprost: tak, nie mamy cywilizacji, ale to oznacza, że nie roztrwoniliśmy naszej duchowej energii na dobra materialne, na to, co jest rozwinięte na przemysłowym i kupieckim Zachodzie. My ciągle mamy naszą siłę, która daje nam wartość moralną i pozwala wierzyć w przyszłość. Brzmi znajomo, prawda?
Czyli u podstaw tej koncepcji leży chęć kompensacji. Co z tym kompleksem dzieje się później?
Od połowy wieku XIX to odwrócenie zanika, czy może lepiej: pojawia się też jego realne rozpoznanie. Widać je znakomicie w “Lalce” Prusa. Tu pojawia się myśl, że stygmat braku to stygmat fatalny. Widzi to Wokulski wędrujący po Paryżu, porównujący go z Warszawą i konstatujący klęskę tej drugiej, na każdej płaszczyźnie. W efekcie też klęskę swojego polskiego losu w porównaniu z możliwym własnym losem francuskim.
Takie diagnozy będą powracały w wieku XX. To są podróże na Zachód Gombrowicza, który jedzie przed wojną do Włoch i Francji czy Miłosza. Obaj rozpoznają się jako wybrakowani, jako pochodzący z kraju słabej formy, tylko nie ma już tej podmiany moralnej, która była u Mickiewicza, i przekonania że z braku wyrasta coś wyrasta. W efekcie każdy z nich inaczej rozgrywa własne upodrzędnienie. Gombrowicz buduje na nim postawę dekonstrukcji kultury w ogóle, a Miłosz z kolei położy później nacisk na doświadczenie środkowoeuropejskie, stwierdzając że rzeczywiście jesteśmy ubogimi krewnymi Zachodu, ale nasze doświadczenie historyczne jest ważne i może stanowić źródło mądrości.
W wypowiedziach Mickiewicza (w tym przypadku w jego korespondencji) pojawiają się zdania, które brzmią bardzo aktualnie albo do niedawna tak brzmiały: "Może nasz naród jest powołany opowiadać ludom ewangelię narodowości, moralności i religii, wzgardy dla budżetów: jedynej zasady teraźniejszej polityki, prawdziwie celniczej…"
Ten fragment, który pan przytoczył, to część myślenia, które zaczyna się u Mickiewicza po upadku powstania listopadowego. I to zaczyna się bardzo pragmatycznie. Poeta pisze do Lelewela (po raz drugi w takim duchu – pierwszy miał miejsce w okresie filomackim, w propozycji zwróconej do członków towarzystwa), poszukując w religii rozwiązań problemów wspólnoty, że po klęsce powstania, po klęsce militarnej i politycznej, klęsce w świecie realnej ekonomii powinniśmy nadać naszej sprawie kierunek moralny i religijny. To zresztą też początek myślenia dotyczącego wspomnianej już kategorii braku. Tak przepracowuje się klęski, tak też rodzi się zjawisko resentymentu…
Mickiewicz powieściopisarz?
Chciałem nawiązać do jeszcze innych możliwości tkwiących w haśle "Inny Mickiewicz". Inny Mickiewicz to może być też autor książek których nigdy nie napisał, choć zamierzał... Wiemy, że planował kontynuację III części "Dziadów", też chyba "Pana Tadeusza", nieco legendarna stała się "Historia przyszłości", którą pisał po francusku, i o której mówi się, że gdyby ją opublikował, to wyprzedziłaby o wiele dekad Verne’a - Mickiewicz mógłby być dzisiaj klasykiem fantastyki… Na ile to były realne możliwości zaistnienia jeszcze innego Mickiewicza? Na ile byłby to inny Mickiewicz?
Nie mam szczególnego przekonania co do potencjału inności tkwiącego w tych utworach. O "Dziadach" dużo nie wiemy, były wszakże próby rekonstrukcji ich zamysłu. Pisano o polskim doświadczeniu Sybiru, które chciał przedstawić poeta. I to jest taki Mickiewicz, jakiego znamy. Można sobie to wszystko wyobrazić w kontekście tego, co w prelekcjach paryskich mówił o Syberii. Ten ciąg dalszy "Pana Tadeusza", to mogłoby być ciekawe, ale może nie tyle z powodu opowiadanej historii (pytanie jakiej?, baśniowe zakończenie utworu przekonuje, że ciąg dalszy raczej nie mógł się pojawić…), ile - o czym za chwilę - z powodu poetyki, oczywiście potencjalnej, bo to będzie spekulacja, poetyki powieści.
Nie sądzę też, że Mickiewicz w "Historii przyszłości" jest rzeczywiście taki inny (oczywiście – na tyle, na ile znamy fragmenty tego tekstu; przypomnę – pisanego już w okresie rosyjskim). Dla niego historia zawsze była historią przyszłości, rozmawialiśmy o tym, i tekst przynosi poglądy poety na jej temat, które znamy. Oczywiście, interesujące są futurologiczne opisy rozwoju techniki (różne w kolejnych wersjach utworu), również diagnozy polityczne i społeczne. Interesujące są też elementy satyryczne, humorystyczne czy groteskowe. Dodać trzeba też, że ten tekst – podobnie jak dramat “Konfederaci barscy” – to próba wejścia poety na rynek literatury francuskiej. Ta perspektywa mogłaby ewentualnie być ciekawa, po "Trybunie Ludów" wiemy, że Mickiewicz potrafił pragmatycznie pisać dla innego, europejskiego, czytelnika.
Gdzie więc szukać innego Mickiewicza-pisarza?
Ja bym powiedział tu coś innego w związku z innym - no i tu pytanie: możliwym czy niemożliwym? - Mickiewiczem. Chodzi o wspomnianą sprawę powieści. I to jest też sprawa ograniczeń poety, jego zamknięcia na widoczne w literaturze nowoczesnej tendencje. Proszę zwrócić uwagę, że moment, kiedy Mickiewicz pisze i kiedy jest w Paryżu, to moment eksplozji romantycznej powieści realistycznej: Stendhal, Balzak - to oni zaproponowali język opisu modernizującego się gwałtownie świata mieszczaństwa. Mickiewicz nie jest autorem powieści, choć elementy powieściowe pojawiają się w „Panu Tadeuszu”. Gdyby poeta był autorem powieści – to by było ciekawe, to byłoby inne…
Na przykład Słowacki próbował pisać powieść po francusku...
No tak, "Król Ladawy”. Ale to powieść nieukończona i umocowana w znanych ówczesnej polskiej literaturze konwencjach (choćby w poetyce Sterne’a), jesteśmy cały czas daleko od powieści realistycznej, od, jak pisał Hegel, eposu mieszczaństwa.
Mickiewicz-polityk
Inny Mickiewicz to może być też Mickiewicz-polityk... O jego politycznych poglądach najczęściej mówi się chyba w kontekście socjalizmu. Ale co on miałby tu znaczyć ? Czy możemy powiedzieć, jakie polityczno-społeczne przekonania się za tym kryły?
Z tym socjalizmem to bym uważał. Oczywiście, były takie próby „zsocjalizowania” poety, kiedy robiono z niego kogoś na kształt prekursora marksizmu – myślę o Stefanie Żółkiewskim i jego “Sporze o Mickiewicza”. Mickiewicz oczywiście wiele razy wypowiada się na temat socjalizmu, ale najczęściej krytycznie. Poeta wiązał socjalizm z projektem nowoczesności i ze wszystkimi jego grzechami. Patrząc na nowoczesność i Oświecenie, traktował wszakże tę epokę jako swego rodzaju ucznia czarnoksiężnika – dla poety to była epoka, która chciała dobrze, ale skończyła źle, a to, co rozpętała, wymknęło się spod jej władzy. Socjalizm był dla Mickiewicza jednym z wykwitów nowoczesności, okazał się uzurpacją rozumu, wyrazem przekonania, że można wszystko zacząć od nowa, wszystko zaprojektować i zrealizować w sposób autonomiczny, poza transcendencją. I to kwestie, które poeta krytykował. Natomiast w swoim synkretycznym projekcie, który Mickiewicz konstruował m. in. w prelekcjach paryskich, pojawia się może nie tyle socjalizm, ile raczej mowa jest o dziele rewolucji francuskiej, jako o takim dziele, które, pomimo błędów, jest z ducha chrześcijańskie. I Mickiewicz, przyjmując pewne poglądy socjalistów – czy może lepiej, mając poglądy zbliżone – wpisywał je właśnie w perspektywę religijną. Ta mieszanka idei jest trudna do określenia…
Czy można ten zestaw poglądów jakoś nazwać?
Różne formuły tu się pojawiały, ja bym zaproponował taką: Mickiewicz był konserwatywnym rewolucjonistą lub rewolucyjnym konserwatystą. Proszę zauważyć - to umykało uwadze badaczy, kolejną sprzeczność, tym razem widoczną u późnego Mickiewicza – splot tradycji i rewolucji, ważnych pojęć w dyskursie poety. Mickiewicz jest myślicielem konserwatywnym, dla którego ważna jest kategoria tradycji. Zarazem jest myślicielem rewolucyjnym, projektującym kolejne przewroty, radykalne zmiany…
Polityczna działalność Mickiewicza była jedną z inpiracji filmu Özgüra Demirci stworzonego w ramach Migrującego Uniwersytetu Mickiewicza w październiku 2014 w Stambule
Wcale nie taki Inny
Czy jest coś co odróżnia Mickiewicza od innych poetów romantycznych jego czasów? Na przykład to, że Mickiewicz był przez jakiś czas poetą, by stać się przede wszystkim działaczem. Czy to jest unikalne?
Nie, to nie jest unikalne. To znaczy, rzeczywiście, sytuacja wygląda tak, że w biografii Mickiewicza nie ma takich spraw, których nie było u innych poetów, ale zarazem nie ma drugiego Mickiewicza, to poeta, myśliciel wyraźnie idiomatyczny. Romantyzm to epoka poetów-polityków, poetów-działaczy - nie tylko w Polsce, wspomnę tu choćby o Wiktorze Hugo we Francji. To czas integralnych osobowości, ludzi którzy uprawiali różne aktywności. Milan Kundera znakomicie w "Nieśmiertelności" określił ten czas mianem "minuty Goethego” – ostatniego momentu w dziejach, kiedy taka integralność była jeszcze możliwa. Ale może w przypadku polskiego twórcy da się mówić o specyfice proporcji w jego dziele. Jak weźmiemy te 15 tomów w wydaniu całościowym, to poezji są tam 4 tomy, a więc 10 tomów to reszta…, przeważająca reszta…. Może też w polskim wariancie tej historii ważne jest to, że mamy do czynienia nie tylko z osobowościami integralnymi, ale i ze zjawiskiem zastępowania polityków przez poetów, co oczywiście ma swojej uzasadnienie w sytuacji podbitego narodu.
A może w takim razie jest coś unikalnego w doświadczeniu Mickiewicza jako emigranta... Spędził w końcu na emigracji większą część życia..
Znów muszę pana rozczarować. Choć może wypadałoby wskazać na radykalność polskiego, Mickiewiczowskiego, doświadczenia emigracji, emigrowało się często na zawsze. Natomiast jeśli chodzi o samą emigrację, to jest to jakieś znamię nowoczesności, porewolucyjnej, emigruje Chateaubriand z Francji rewolucyjnej, Panie de Staël z Francji napoleońskiej…
Ciekawe jest przy tym, że Mickiewicza ukształtowała emigracja..., choć oczywiście dokonało się to na solidnym gruncie kresowo-uniwersyteckim. Mickiewicz-emigrant to człowiek, który dopiero się tworzy, zaczyna rozpoznawać siebie jako wielkiego poetę, odkrywa swoją misję polityczną i religijną. To znakomicie pokazała Alina Witkowska, pisząc m. in., że rosyjskie doświadczenie, popularność ma salonach, uświadomiło Mickiewiczowi, że jest europejskim poetą. Bycie poetą emigrantem to oczywiście nie lada wyzwanie. Funkcjonowanie na obcym gruncie, pośród wielu języków, w, najczęściej patologizującym się, zamkniętym skupisku wygnańców, którzy nie zawsze chcieli i mogli przemienić się w pielgrzymów, nostalgia za krajem. Ale też szczególne otwarcie na rzeczywistość, na jej zmienność, co widać choćby we wspomnianym już nieustabilizowaniu poglądów poety, także poszerzenie perspektywy, takie na miarę europejską.
Żydowski mesjanista
Inny Mickiewicz to chyba też Mickiewicz, którego wprowadzała do polskiej kultury Maria Janion. Dla niej Mickiewicz był ważny m.in. jako patron tradycji myślenia o wspólnocie losów Polaków i Żydów w Rzeczpospolitej, nierozerwalnego związania ich losów – według Janion Mickiewicz był w takim podejściu zupełnie osamotniony.
Publikacje Janion są ostatnim głosem na ten temat i zarazem głosem najbardziej systematycznie ujmującym ten problem. Oczywiście, sprawa jest kłopotliwa dla Polaków (podkreślam ironię, z którą to mówię). Nasz wieszcz – nie dość, że z Litwy (a też i z Białorusi…), to jeszcze zajmujący się Żydami, a może nawet Żyd. Zwracano już uwagę na tereny, z których wywodził się Mickiewicz, zaludnione w tamtych czasach grasującymi mesjaszami czy wspólnotami oczekującymi na koniec świata. To jest ta atmosfera, z której wyrósł m. in. Towiański. Mickiewicz po tym, co wypisywał o Żydach w "Księgach", nawiązując do panujących stereotypów, w prelekcjach paryskich zmienia swoje nastawienie, mówi właśnie o wspólnocie losów Żydów i Polaków, m. in. rozproszonych w diasporze, eksponując przy tym, że ci drudzy niejako mają dopełnić dzieło pierwszych, przejąć ich misję (mesjanizm to w końcu ciąg kolejnych, dopełniających się, objawień). Najczęściej (re)konstruujemy Mickiewiczowski mesjanizm, odnosząc go do Nowego Testamentu, który oczywiście jest obecny u poety, zwłaszcza w "Księgach", i wydobywając pewną prostą, racjonalną ekonomię, zgodnie z którą, jeżeli naród jest złożony do grobu, to trzeciego dnia musi zmartwychwstać, jak nie zmartwychwstaje, to przesuwamy ten trzeci dzień na później i czekamy, ewentualnie usiłujemy przyspieszyć jego nastanie. Jednak w prelekcjach paryskich to wygląda inaczej. Nacisk kładziony jest przez Mickiewicza na irracjonalność. On już wie, że tej sprawy, którą chce załatwić nie załatwi mu Bóg wspomnianej wyżej logiki - potrzebny jest taki Bóg, który może radykalnie zakwestionować każdą logikę, dokonać cudu. Bo przecież tylko cud może zmienić sytuację historyczną w Europie połowy XIX wieku. I ten trop wiedzie do judaizmu, do wizji Boga mocy, który może wszystko.
Mesjanizm wydaje się czymś bardzo hermetycznym, "polskim"... Polska przecież miała być "Chrystusem narodów" - wydaje się, że ten aspekt polskiego romantyzmu musi być zupełnie niezrozumiały na zewnątrz, trochę może nawet śmieszny…
To nie jest takie proste, bo mesjanizm jest fenomenem światowym - to nie jest polski fenomen – pomijając już to, że on się wywodzi z tej tradycji, o której mówiliśmy chwilę wcześniej. Mamy też do czynienia z mesjanizmem rosyjskim czy francuskim. Czas Mickiewicza to czas mesjanizmów w Europie. Co więcej, niektórzy pokazują nawet marksizm jako taki zdesakralizowany mesjanizm, wskazując, że jest w nim obecna struktura mesjaniczna; podobne myśl postsekularna pokazuje, że myślenie teologiczne – często też mesjaniczne – tkwi w podstawach naszych filozofii, wydawać by się mogło, zsekularyzowanych. Oczywiście, są różne mesjanizmy - mesjanizmy mocy i mesjanizmy słabości. Co ciekawe, polski mesjanizm w powszechnej świadomości zapisał się jako mesjanizm słabości, taki w którym akcentuje się wątki cierpienia niezawinionego, które buduje naszą piękność moralną i daje nam nadzieję na lepsze jutro. Ten kod np. wraca po katastrofie smoleńskiej (też zresztą działając niejako wstecz – jeśli doszło do cierpienia niezawinionego, to ofiary musiały być piękne moralnie…). A to nie do końca tak było - punktem dojścia pracy myślowej polskich romantyków było budowanie mesjanizmu siły – tak było w prelekcjach paryskich Mickiewicza, tak też w “Samuelu Zborowskim” Słowackiego. Rzadko jednak udało się nam później sprostać temu wyzwaniu, może zdarzało się tak u modernistów, obecnie próbuje do niego nawiązać Rymkiewicz.
Mickiewicz dzisiaj
Czy uważa pan, że życie i dzieło Mickiewicza może mieć dziś szerszy potencjał czy aktualność, wykraczającą poza polskie podwórko? Czy możemy się od Mickiewicza jeszcze czegoś nauczyć?
Daleki jestem od takiej prostej, edukacyjnej, perspektywy, ona, paradoksalnie zazwyczaj jakoś pomniejsza tych, od których mamy się uczyć. Oczywiście, pisano np. sporo o Mickiewiczu jako o autorze projektu wspólnej Europy, wspólnoty europejskiej - pokazując oczywiście też różnice jego myślenia, umocowanego w religijności, w stosunku do myślenia współczesnego nam.
Ja bym jednak położył nacisk na coś zupełnie innego, mianowicie na odwagę Mickiewicza. To jest coś, co może zwracać uwagę, zwłaszcza dzisiaj, w świecie który rządzi się krańcowym konformizmem. Mickiewicz to był myśliciel - powiedziałbym po Heglowsku - u podstaw dzieła którego znajdowało się roszczenie uznania: politycznego, etycznego - a nie, tak jak dzisiaj, pragnienie widzialności. Mickiewicz nie chciał być zobaczony - w tych wszystkich projektach wspólnotowych, które realizował, zazwyczaj wolał być drugim niż pierwszym (świetnie ujawnia się to w Kole Towiańskiego). We wspomnianym roszczeniu cechował go nonkonformizm, zdolność do przeciwstawiania się panującym opiniom i trendom, niezależność i radykalność tej niezależności, gotowość do ponoszenia konsekwencji za nią. I to jest aktualne dzisiaj – albo inaczej, to dzisiaj przestało być aktualne. I warto by to zmienić, pamiętając o zdolności do ryzyka, która cechowała poetę i myśliciela - w latach 20. XIX wieku, kiedy inaugurował romantyzm; w latach 30., kiedy pisał ewangelię dla Polaków; w latach 40., kiedy uczył Europę zachodnią, czym jest inna Europa słowiańska, w latach 50, kiedy wyruszył w swoją ostatnią podróż do Turcji, wiążąc nadzieję z wojną krymską…
Książka prof. Michała Kuziaka "Inny Mickiewicz" ukazała się nakładem wydawnictwa słowo/obraz Terytoria w 2011 roku.
Rozmowa przeprowadzona w paźdzeirniku 2014, opr. Mikołaj Gliński.