W poprzednich swoich filmach – "Intruzie" (także pokazywanym w Cannes), krótkometrażowym "Echu" oraz w scenariuszu "Obietnicy", wyreżyserowanej przez Annę Kazejak – von Horn interesował się tematem zła kiełkującego w młodych ludziach i wybuchającego pewnego dnia z pełną siłą. W nowym filmie zmienia i temat i estetykę – dominujące w poprzednich filmach szarości i błękity zmienia na ostry róż. To ulubiony kolor Sylwii, bohaterki "Sweat", trenerki fitness i influencerki, czyli sławy w świecie social mediów. Obserwujemy trzy dni z jej życia – podglądamy, jak prowadzi trening dla swoich wielbicieli, tworzy zdjęcia i filmy, promuje produkty, odwiedza telewizję śniadaniową, mamę, a także konfrontuje się z ciemną stroną sławy: swoim stalkerem. W roli głównej świetna Magdalena Koleśnik, w pozostałych rolach zobaczymy Aleksandrę Konieczną, Juliana Świeżewskiego i Zbigniewa Zamachowskiego. Autorem zdjęć jest Michał Dymek, a producentem Mariusz Włodarski z firmy Lava Films. W Polsce data premiery "Sweat" jest jeszcze nieustalona i zależy także od tego, na jakim międzynarodowym festiwalu film zostanie pokazany.
Ilu masz obserwujących na Instagramie?
665 i mam zamknięty profil.
Mało w porównaniu z Sylwią, bohaterką twojego filmu "Sweat".
Trzy zera na końcu mniej.
Zastanawiałeś się kiedyś, jak by to było, gdyby cię obserwowało ponad 600 tys. osób?
W social mediach wolę obserwować, niż być obserwowany. Gdy pisałem scenariusz "Sweat", przede wszystkim zastanawiałem się, jaką osobowość mają ludzie, którzy umieją tak spontanicznie dzielić się swoją codziennością. Zazdroszczę im trochę, bo sam nie jestem w stanie tego robić. Fascynują mnie.
Kiedy pomyślałeś, że influecerka może być bohaterką twojego następnego filmu?
Cztery lata temu zobaczyłem motywatorkę fitness w aplikacji Snapchat, która dziś jest zapomniana, a ważniejszym kanałem jest Instagram. Zupełnie nie mogłem zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Było to dla mnie prowokacyjne: mieć tylu obserwujących i pokazywać im w ciągu jednego dnia na przykład dwadzieścia filmików ze swoim psem. Zauważyłem też, że po setce takich trywialnych filmów pojawia się nagle coś poważniejszego, jakieś emocjonalne wyznanie, które równie szybko znika, jak się pojawiło. Zaciekawiło mnie, jaka jest ta dziewczyna pomiędzy krótkimi materiałami, które wrzuca.
Spotkałeś się z tą motywatorką lub jakąś inną, żeby się tego dowiedzieć?
Nigdy nie chciałem się spotkać z nimi na dłużej, bo nie chciałem tworzyć postaci na podstawie prawdziwej osoby. Ważniejsza stała się dla mnie fantazja na temat tych osób, wyobrażenie, jakie o nich powstaje w głowach obserwujących. W "Sweat" pokazuję trzy dni z życia Sylwii i robię to dość obiektywnie. Nie podpowiadam widzom, co mają o niej myśleć, choć poniekąd – to zabrzmi jak sprzeczność – właśnie to robię. Chciałbym, żeby widzowie nie wiedzieli, co mają o bohaterce myśleć. I mogli się przyjrzeć uczuciom, jakie ona w nich budzi.
Ostatecznie spotkałem się z kilkoma motywatorkami w trakcie przygotowań do filmu, ale tylko po to, żeby dowiedzieć się konkretnych rzeczy, na przykład tego, jak wygląda praca ze sponsorami produktów, które pokazują w swoich filmikach.
Dla niektórych obecność w social mediach to właśnie praca: poświęcają na nią wiele godzin każdego dnia i się z niej utrzymują. Każdy może to robić?
Aby być w tym dobrym, jak we wszystkim zresztą, trzeba mieć talent i pewną naturalność. Z tego co zauważyłem, większość influencerów, która odniosła prawdziwy sukces, nie myśli o swojej działalności jak o biznesie. Śledzę to zjawisko od czterech lat i widzę, jak motywatorki – bo w Polsce większość stanowią kobiety – się rozwijają. Nie mówię tutaj na przykład o Ewie Chodakowskiej, bo to już jest ogromna skala, ale o czymś mniejszym. One naprawdę tym żyją. Jestem ciekaw, co one by robiły bez swoich kont w serwisach społecznościowych.
Może filmy? W końcu ich zdjęcia i nagrania tworzą narrację.
Ależ one robią filmy, chociaż chyba trafniej ich działalność porównać do reality-show. I to ciekawszego niż ten emitowany w telewizji, bo bardziej autentycznego. Motywatorki też bardzo dobrze wiedzą, jak przyciągnąć i zatrzymać obserwujących. Zresztą cała sztuka – także filmowa – polega na tym, żeby znać swoją publiczność, wiedzieć jak do niej trafić.
Magdalena Koleśnik, która zagrała Sylwię, więcej czasu spędziła na przygotowaniu fizycznym do roli, czyli na ćwiczeniach, czy na nauce obsługi Instagrama?
Zanim dostała rolę w "Sweat", nie miała konta na Instagramie i nie chodziła na siłownię, tylko na jogę. Była w ogóle pierwszą aktorką, która przyszła na casting i od razu pomyślałam, że mogłaby zagrać tę rolę. Ale jest zasada, choć nie wiem zupełnie dlaczego, że nie można wziąć pierwszej osoby, tylko szukać dalej. Magda ma w sobie głębię i emocjonalną szczerość, a przy tym jej wygląd bardzo pasował do postaci, a o taki kontrast właśnie chodziło. Chciałem w świecie pełnym różowych ubrań, galerii handlowych i kanap telewizji śniadaniowych złapać emocjonalną prawdę. Przez rok trenowała cztery razy w tygodniu, była na diecie pudełkowej, brała suplementy. Wymagało to od niej dużego poświęcenia, bo w tym samym czasie grała też w Teatrze Powszechnym w Warszawie i miała inne zajęcia. Ćwiczyła też poruszanie się w świecie social mediów i trochę jej zajęło złapanie naturalności. Podpowiadałem jej, które konta trenerek powinna obserwować, dużo też o nich rozmawialiśmy.