Świat w utalentowanych dłoniach: koronki z Koniakowa
Nosili je m.in. Daniel Olbrychski i Leon Niemczyk w filmowej ekranizacji sienkiewiczowskiego "Potopu", a także bohaterowie "Janosika" i brytyjska królowa Elżbieta. O powstających już od ponad stu lat słynnych na całym świecie koniakowskich koronkach etnografowie w zachwytem mówią, że to świat odwzorowany w utalentowanych dłoniach. Mistrzynie szydełka swoją wyobraźnią i poczuciem piękna na ponad 2200 sposobów potrafią precyzyjną plątaniną nici i haftów opowiedzieć o tym, co widzą dookoła. I tak z gąsiorków, strupków, skrzydełek, kaczeńców i niezapominajek powstają małe i duże cuda ludowej sztuki: delikatne i wzorzyste serwety, czepcowe koronki w kształcie prostokąta, białe lub kremowe okrągłe różićki , koronki liturgiczne, bieżniki, a także wyroby dyktowane modą i możliwością zarobku: kołnierze, rękawiczki, wstawki do kredensu, suknie ślubne, a także kolczyki, spinki do mankietów, abażury do lamp, parawany.
Te delikatne jak nitki babiego lata koronkowe arcydzieła spotkać można w Koniakowie, małej beskidzkiej wsi położonej na styku trzech granic- polskiej, czeskiej i słowackiej. - "Bez heknadli nie byłoby życio"- powtarzają lokalne artystki . "Ich warsztat to malutka kiśnićka, rodzaj skrzyneczki lub pudełeczka, w którym z pokolenia na pokolenie przechowywane są szydełka, nici, gotowe motywy zdobnicze i to, co dla koronkarek najważniejsze-okulary."- czytamy w albumie "Koronki koniakowskie": Całą resztę - tysiące koronkowych wzorów, tradycyjnych motywów i kompozycji noszą w swoich głowach i wyobraźni.
Ludowe twórczynie wciąż szukają pomysłów dopasowania tradycyjnego zdobnictwa do modnych, współczesnych form, by wspomnieć słynne stringi, które podzieliły środowisko koniakowskich koronczarek. Jedne mówiły, że to hańba, by koronka zamiast ołtarze i stuły zdobiła... zgoła co innego, inne, bardziej postępowe zaczęły produkcję bielizny damskiej i męskiej, a cała ta afera zrobiła tylko koniakowskim koronkom niezłą reklamę. Podobnie 5-metrowa koronkowa rekordzistka Księgi Guinnessa, która powstawała aż pięć miesięcy i szydełkowało ją wspólnie pięć koronczarek. Ważyła ponad 5 kilogramów, do jej wykonania zużyto 50 kilometrów nici. Tysiące połączonych ze sobą elementów zaprezentowano potem na Międzynarodowym Festiwalu Koronek w chorwackiej Lepoglavie.
Znawcy koronek bez wahania wskazują też ich zdaniem najwybitniejszą i najbardziej nowatorską współczesną koronczarkę - Beatę Legierską, która "heklowanie" podniosła do rangi wielkiej sztuki i nie ma sobie równych jeśli chodzi o misterność prac. Koronką zajmuje się od 6 roku życia, talent i wiedzę przejęła po dwóch poprzednich pokoleniach koronczarek. Swoje prace prezentowała też na licznych wystawach w kraju i za granicą m. in. Czechach, Niemczech, Francji, Rumuni, Szwajcarii.
Łemkowska "kolia" ze szklanych koralików
Ta unikalna, charakterystyczna dla Łemkowszczyzny i Huculszczyzny biżuteria koralikowa pleciona jest z tysięcy różnokolorowych, szklanych koralików. Krywulki można wykonywać na specjalnych krosienkach lub też przy pomocy igły, cierpliwie nawlekając godzinami pojedyncze, 2-milimetrowe koraliki na mocną nić. Bogate panny nosiły przed wojną przypominające kołnierze, szerokie nawet 15-centrymentrowe tradycyjne naszyjniki, niezamożne dziewczęta stać było tylko na jedną sztukę biżuterii noszoną zazwyczaj do haftowanej bluzki i gorsetu. - Umarłam z zachwytu, kiedy pierwszy raz zobaczyłam tradycyjną krywulke łemkowską. Okazało się, że biżuteria koralikowa jest częścią historyczną Karpat i Bieszczad – opowiada o swojej fascynacji Ewelina Matusiak-Wyderka, mistrzyni karpackiej biżuterii. Odkrycie powiązań koralikowych z historią regionu i jego tradycją było wielką inspiracją mojej dalszej pracy - przyznaje artystka. Ta fascynacja trwa do dziś, a jej efekty można śledzić na stronie Pracowni Miodosytniej.
Przeczytaj także o polskiej modzie ludowej: Tu idzie o radość!
Niech się plecie!
Polscy koszykarze w światowej lidze. I nie chodzi oczywiście o sportowców, tylko o mistrzów tradycyjnej, polskiej plecionki: dyplomowanych rzemieślników ludowej sztuki i schowanych w zaciszu wiejskich chat kontynuatorów lokalnych tradycji. Najczęściej właśnie w takich domowych warsztatach powstają oryginalne dzieła ludowego rzemiosła: torebki wyplecione z gazetowego papieru, koszyki z wikliny i plastikowej taśmy oraz trony z patyków, cuda ze świerkowych korzeni czy gałęzi wierzby. Korzennych skarbów i ich autorów od lat poszukują etnografowie ze Stowarzyszenia Serfenta, skrupulatnie dokumentujący i odkrywający plecionkarskie szlaki Polski. W poszukiwaniu dawnych mistrzów rzemiosła przejechali tysiące kilometrów. Dlaczego? Bo, jak piszą, ta wyjątkowo różnorodna dziedzina daje fascynujące poczucie samodzielności tworzenia. Jest też bliska: - Wystarczy wybrać się nad rzekę lub do parku, naciąć wikliny, dereni, jeżyn czy dzikiej róży. Nie wymaga specjalistycznych urządzeń ani nakładów finansowych. Jest na wyciągnięcie ręki - czytamy w albumie "Plecionkarskim szlakiem Wisły".
Ta chroniona przez konwencję UNESCO ulotna i, jak się okazuje, wciąż odradzająca się w kolejnych pokoleniach sztuka plecionkarstwa "salony", zdobyła już dawno. Teraz przeżywa renesans w prestiżowych galeriach sztuki na całym świecie. Serfenta przekonuje, że plecionkarstwo przestało być przaśne i rustykalne, a plecione wyroby zyskały status dzieł sztuki - zawsze niepowtarzalnych i wykonanych ręcznie. I jest jeszcze coś. Nie ma takiej możliwości, by akurat w tej dziedzinie człowieka mogła kiedykolwiek zastąpić maszyna.
Serfenta wicąż podróżuje po Polsce przemierzając nowe miejsca na szlaku doliny Wisły, za co zostali nagrodzeni Ludowymi Oskarami - Szukamy odpowiedzi na pytanie: czy ta dla nas szczególna i piękna, dziedzina tradycyjnego rękodzieła ma szanse przetrwać? Jak długo? Nie potrafimy udzielić odpowiedzi. Dlatego postaramy się pokazać wszystko to, czego doświadczamy podczas naszych wypraw. Różnorodności surowców, technik i typów plecionek, ale nade wszystko ludzi, którzy pracują i tworzą w zaciszu polskiej wsi. Spotkać się z nimi, porozmawiać i wreszcie... zachwycić tym, co spod ich rąk powstaje...
Owcze loki z filcu
Początki tego najstarszego materiału jaki zna człowiek owiane są legendą, wszystkie jednak tropy prowadzą do Turcji. Właśnie tam od 6500 lat p.n.e aż do dziś powstają filcowe dywany, kapelusze czy charakterystyczne czapki tańczących derwiszy (sikke). Nową odsłonę starej tradycji proponuje m.in. Agnieszka Jackowiak, animatorka kultury od lat inspirująca się w swojej pracy polsko-azjatyckim wzornictwem. Jej droga do sztuki z owczej wełny zaczęła się nietypowo - od wrocławskiego teatru Piesń Kozła, który współtworzyła. Samego rzemiosła uczyła się na Węgrzech. - W swoich pracach próbuję stosować dawne techniki filcowania. Posługuję się jednak współczesnymi materiałami i wyobraźnią - pisze na swojej stronie internetowej www.filc.art.pl, na której odsłania nie tylko wielowiekowe tradycje filcowania, ale też zachęca do śmiałych eksperymentów z wełną.
W Polsce wciąż jest jedną z nielicznych osób zajmujących się ręcznym wyrabianiem przedmiotów z filcu: szali, torebek, biżuteria, tkanin. Jej prace można oglądać w galeriach sztuki użytkowej oraz na dorocznym Festiwalu Przedmiotów Artystycznych w Poznaniu.
Sztuka przędzenia: reaktywacja
Przemiana owczego runa w złotą nić ma w sobie coś z magii. Bo jak inaczej nazwać pradawną technikę ręcznego skręcania wełny, lnu, bawełny, jedwabiu w nitkę ? Na szczęście sztuka tkania i przędzenia na wrzecionie i kołowrotku, jedno z najstarszych rzemiosł artystycznych świata, znany od tysięcy lat w Europie, Stanach Zjednoczonych, Meksyku i Peru, przetrwała do dziś. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu tkać umiała większość wiejskich kobiet, teraz wymagające chirurgicznej precyzji i cierpliwości retro hobby niespodziewania powraca.
W internecie coraz większą popularność zdobywają blogi, fora internetowe i grupy na portalach społecznościowych zrzeszające początkujących tkaczy i prząśniczki, którzy rozszyfrowując krok po kroku egzotycznie brzmiący tkacki słownik, wzajemnie uczą się zanikającego fachu. By wspomnieć chociażby blog "Tkackie historie" czy forum "Stare narzędzia tkackie" na Facebooku. Nie brakuje też chętnych do uczestnictwa w warsztatch przypominających tę pradawną sztukę. Ręcznie tkają na krosnach, przędą wełnę na wrzecionie i kołowrotku, wymieniaja się instrukcjami obsługi narzędzi i tajemną wiedzą o dawnych technikach włówkienniczych. Dlaczego warto tkać?- Bo, jak przekonuje doświadczona tkaczka Teresa Pryzmont w TVP Białystok, "to jest przepiękna tkanina, w której można sobie obrazy uzyskiwać, czyli powieści, wspomnienia, wszystko, co nas otacza w przyrodzie, w te niteczki osnowy i wątku można wplatać ".
Polecamy także nasz przegląd tradycyjnych polskich tańców: Wiwat dyny i obertasy!
źródła: "Koronki koniakowskie", Gminny Ośrodek Kultury w Istebnej, TVP Białystok, Stowarzyszenie Serfenta, Uniwersytet Ludowy Rzemiosła Artystycznego, www.filc.art.pl, Pracownia Miodosytnia, oprac. AL, kwiecień 2014r.