Tłumaczenie utworu Montforta z oryginalnego angielskiego na języki obce wymaga znacznej ingerencji w algorytm generujący tekst. Składa się on z około 130 linijek i nieco ponad 50 słów, a poszczególne wersy naprzemiennie opisują ruch (spacer po wąwozie), zatrzymanie (podziwianie krajobrazu) bądź zamyślenie. Fragmenty u góry ekranu znikają, by ustąpić miejsca nowym, co potęguje wrażenie wędrówki. Ponowne uruchomienie programu komponuje inny wiersz. "Wąwóz Taroko" należy do dzieł literatury cyfrowej drugiej generacji w odróżnieniu od pierwszej, które powstały przed erą stron internetowych i tradycyjnie ujmują kwestie autorstwa.
Dosłownie wszystko
Bez komputera i sieci nie byłoby "Księgi Słów Wszystkich" Józefa Piwkowskiego, zawierającej słowa zarówno istniejące, jak i te pozbawione sensu. Program generuje kombinacje 26 liter alfabetu łacińskiego od jednej do... W założeniu do nieskończoności, choć jak przyznaje Piwkowski w "Przeglądzie Kulturoznawczym":
Do dzisiaj jest ograniczenie do 200 znaków. To i tak osiąga kosmiczny wymiar, bo już przy 58 znakach liczba stron jest większa niż liczba protonów we wszechświecie.
Numer rozdziału odpowiada liczbie liter: pierwszy tworzą słowa jednoliterowe, drugi – dwuliterowe, etc. Aby otworzyć księgę, należy wpisać albo szukane słowo, albo numer strony. Każdy czytelnik może legalnie "wyrwać" stronę (takie rzeczy tylko w internecie), czyli wydrukować ją z konkretnym słowem (i z nim sąsiadującymi), podając jego definicję i swoje imię/nazwisko/nick. Podgląd słów już odnalezionych wyświetli się po kliknięciu "demo".
"Księga Słów Wszystkich" to projekt trywialny i szalony zarazem. Kontynuuje myśl strukturalną w sztuce współczesnej, do której zalicza się mapę świata w skali 1:1 Jorge'a Luisa Borgesa czy "obrazy liczone" Romana Opałki. Dzieło Piwkowskiego powstało już ok. 1975 r. Absolwent Politechniki Łódzkiej wraz z kolegą z pracy Mieczysławem Gryglikiem dopasowali stronę księgi do możliwości drukarki igłowej z perforacją boczną. Obecna wersja odpowiada stronie standardowej (1800 znaków), a algorytm i oprogramowanie do niej stworzył Karol Rosłaniec. Utwór miał szansę zaistnieć w 1987 r. na międzynarodowej wystawie Art & Communication, przygotowywanej równocześnie w Muzeum Sztuki w Łodzi i w słynnym Massachusetts Institute of Technology w Cambridge. W nawiązaniu połączenia z komputerem w USA przeszkodziła jednak polska telefonistka.
Spojrzenie w przeszłość
Na stronie 18004432 utworu Piwkowskiego znajduje się słowo "maszyna". Ten trzeci element hasła głoszonego przez Tadeusza Peipera ("miasto, masa, maszyna") odgrywa ważną rolę w poezji cybernetycznej. Komputer jest nie tyle medium tworzącym literaturę cyfrową, co przedłużeniem ludzkiego umysłu. E-poezja posługuje się poetyką zgrzytu, zakłócenia i usterki, a dominującym dźwiękiem jest odgłos maszyny. Wszystko, czego oczekują futuryści. W takim duchu (chociaż e-poeci zamiast określenia "natchnienie" częściej stosują "transfer") tworzy m.in. Łukasz Podgórni, związany z grupami Perfokarta i Cichy Nabiau.
Podgórni (grafika i programowanie) wraz z Urszulą Pawlicką (opracowanie) zaadaptowali poezję formistyczną Tytusa Czyżewskiego. W antologii ELC znalazły się "Oczy tygrysa" (2012 r.) będące częścią "Cyfrowego zielonego oka", które łączy symultaniczność i losowość. Na środku ekranu widzimy poruszające się oko „patrolujące rutynowo swoje rewiry” - jak sugerują autorzy. Litery tworzące napis "papugi" są w różnych kolorach, "małpy" skaczą, "motyle" lecą i nie wiadomo "czy to już noc", "czy to już dzień", a może "sen"? Uprzestrzennienie tekstu oraz irytujący głos generowany przez komputer utrudniają odbiór, cyberpoezja staje się obca, a tytułowy tygrys – nieoswojony.
Być poetą, być poetką
Twórcy poezji (zwłaszcza tej elektronicznej) zwykli mówić: "Poezja to maszyna zrobiona ze słów". Taki automat do pisania wierszy za pomocą programu Perl skonstruował Michał Rudolf w 2003 r. Jego "Poeta" losowo dobiera słowa i frazy zgodnie z obowiązującymi w języku regułami gramatycznymi i składniowymi. Jednak poprawny nie oznacza logiczny. Oto jeden z możliwych wariantów (z tygrysem w roli głównej):
ostatni tygrys
uwierzy że wspomnienie nie wie o czerni jak ogród
szczur
odszedł
może smutek światła wzywa młodości zmysłowa pochodnia chaosu to nie zwierzę niczym
lekki tygrys
nadzieja że drzemiący dom to pocałunek.
To przykład zastosowania gramatyki bezkontekstowej (ang. probabilistic context-free grammar – PCFG). "Poeta" samodzielnie generuje zabawne, choć bezsensowne teksty, interaktywność dzieła ogranicza się jedynie do odświeżenia strony przez odbiorcę. Na podobnym założeniu opiera się eksperymentalny tom poetycki Raymonda Queneau "Sto tysięcy miliardów wierszy", o bardziej zaawansowanej kombinatoryce, wykorzystujący papier zamiast ekranu. I jeszcze jeden (u)twór:
zazdrosna świeca
znikła milczący miecz
usnął
czarna śmierć
wróci jak wieczna kometa
dzban świtu śpi
trwam.
Internautki i internauci! Logujcie się!
Gramatykę bezkontekstową wykorzystywano w krajach komunistycznych do modelowania oficjalnej nowomowy, a szablony tworzono na kartce papieru. Z kolei cyfrowy generator przemówień partyjnych opracował w 1993 r. Marek Pampuch. Autor ośmiesza język propagandy, umieszczając utarte frazy w automacie do produkowania gotowych wystąpień. "Przemówienia" rozpoczyna charakterystyczny zwrot: "Towarzyszki i towarzysze!", a każda wypowiedź składa się z dziesięciu zdań. Internauta może do woli odświeżać stronę, generując nową, powtarzalną i przewidywalną mowę. Na przykład:
Tylko wytrwała praca oraz stały wzrost liczby i aktywności członków wydaje się umożliwiać doskonalenie aksjomatów ustroju, który każdemu zapewni pełną michę.
W "Magazynie Amiga" redagowanym przez Pampucha ukazał się artykuł pt. "Jak dostać Nobla", w którym autor wyjaśnił ideę powstania programu:
Wiadomo, że inteligencja większości naszych czołowych polityków pozwala im jedynie na przeczytanie z kartki tego, co ktoś im wcześniej napisze. (…) Wygłaszane zdania składają się zawsze z czterech części: nawiązanie, rozwinięcie, przyczyna, wynik. Jest to wprost idealne pole popisu dla komputera. Wystarczy odpowiednio zgrupować odpowiednie człony w wierszach z danymi, a następnie losowo je ze sobą mieszać, przez co otrzymamy równie sensowne przemówienia, jak te wygłaszane przez naszych przywódców. A może nawet komputerowe 'spicze' będą miały więcej sensu?.
(Nawiasem mówiąc)
Jak w prosty i jednocześnie niebanalny sposób określić status człowieka w wirtualnym świecie? Jak obnażyć pułapki kultury wizualnej? Propozycja Katarzyny Giełżyńskiej to kontratak wymierzony w "dobrodziejstwa" internetu. W trzydziestu klipach składających się na wideotomik poezji animacyjnej "C()n Du It" (wydany w 2012 r. z numerem ISBN) artystka ukazuje skutki bezwarunkowego klikania czy bezmyślnego powielania treści (kopiuj-wklej). Parafrazuje hamletowskie pytanie ("aut or not" - autor czy brak autora, polemizujące z koncepcją Rolanda Barthes'a), czym porusza kwestię podmiotu w świecie online. W cyberprzestrzeni człowiek staje się awatarem, zamiast narodzin i śmierci następuje stan zawieszenia, tudzież uśpienia, a "życie z folderu" przesyła pozdrowienia, zanim zostanie wycięte/usunięte.
Dialog między nadawcą a odbiorcą, komputerem a człowiekiem toczy się w nawiasach.
Znak ten oznacza coś dopisanego na marginesie, przypadkowego, nieistotnego, zbędnego – u niej [Giełżyńskiej – przyp.red.] wręcz przeciwnie – oglądanie poetyckich klipów to 'czytanie' między nawiasami - interpretuje Urszula Pawlicka.
Żartobliwe i sugestywne komunikaty słowne współgrają z dynamicznym obrazem i przeszywającym dźwiękiem, wymuszając wielozmysłową percepcję. Autorka chętnie sięga po estetykę krzyku i awarii, doprowadzając do de(kon)strukcji treści i człowieka.
Agnieszka Warnke, kwiecień 2016
Źródła: "(Polska) poezja cybernetyczna" Urszuli Pawlickiej, "Przegląd Kulturoznawczy" nr 1/2014; eliterature.org, ha.art.pl, techsty.art.pl, materiały własne.