”Mnie, i tym bardziej Tarkowskiemu, bardzo przykro było słuchać tego, co i jak mówił Lem - wspominał Łazariew. – Bardzo go szanowaliśmy, podobała nam się jego powieść, więc niechęć i opryskliwość pisarza wydawały nam się niezasłużone, niesprawiedliwe. Ale po upływie czasu myślę, że miał jakieś powody do irytacji i niechęci. Dlaczego miał wierzyć, że reżyser, którego widzi pierwszy raz w życiu i który bez najmniejszego szacunku odniósł się do jego słynnej książki a w dodatku zamierza jeszcze coś w niej zmieniać, dopisywać po swojemu, zrobi dobry film?”.
Tarkowski nie poddawał się i zamierzał wykłócać się do upadłego, ale Lem niespodziewanie złagodniał i, znużony, machnął ręką: ”A niech to, to nie moje zasady, żeby czegoś zabraniać, róbcie, co chcecie, filmujcie”. Łazariew prawie siłą wyciągnął Tarkowskiego z tego spotkania, rozumiejąc, że jeszcze chwila, a pomysł ekranizacji zakończy się fiaskiem. Atmosfera była bardzo nieprzyjemna, zwłaszcza, że w łaskawym przyzwoleniu Lema dało się wyczuć pogardę.
Pisarz również był niezadowolony z rozmowy z filmowcami. Tak to wspominał: ”Z powodu »Solaris« zdrowo się posprzeczaliśmy z Tarkowskim. Przesiedziałem sześć tygodni w Moskwie, spierając się z nim, jak zrobić film, potem nazwałem go »durakiem« i pojechałem do domu…”.