Patronowie dzisiejszej uroczystości Objawienia Pańskiego - Mędrcy ze Wschodu - w swym postępowaniu odznaczali się cechą, która leży u podstaw rozwoju wszelkiej wiedzy: gotowością zakwestionowania tego, co już wiedzieli, na rzecz tego, co jawiło im się jako możliwość znalezienia prawdy pełniejszej i większej. Dlatego też, gdy ujrzeli niezwykłą gwiazdę na Wschodzie, wyruszyli, by złożyć pokłon nowo narodzonemu Królowi (por. Mt 2, 2). Postawę tę szczególnie przenikliwie wyraził Blaise Pascal, jeden z najwybitniejszych myślicieli XVII wieku, genialny matematyk i fizyk: "Trzeba być geometrą, pirronistą i pokornym chrześcijaninem", to znaczy, należy posiąść możliwie głęboką wiedzę, następnie trzeba zdać sobie sprawę z jej niewystarczalności, by, na koniec, uklęknąć przed Prawdą Najwyższą. Jest rzeczą znamienną, że w przypadku ewangelijnych Mędrców inspiracja do poszukiwań tej Prawdy przyszła niejako z zewnątrz. Było nią pojawienie się gwiazdy. Wielkość Mędrców polegała jednak nie tyle na tym, że ją dostrzegli, ile bardziej na tym, że potrafili odczytać kryjące się w niej przesłanie: wieść o nowo narodzonym Królu. Odczytanie tego przesłania kazało im wyruszyć w nieznane. Mądrość Mędrców, która jest zrozumieniem i poszukiwaniem. Mądrość prawdziwa - i dlatego niekiedy bardzo trudna. Bywa, że niektórzy ludzie bronią się przed nią, lub wręcz od niej uciekają. Podobnie bywa też w odniesieniu do ludzi, którzy mają "w sobie światło i moc odmieniania świata". Nie zawsze są w stanie przyciągnąć do siebie innych. Co więcej, rozświetlane przez nich nowe przestrzenie mogą budzić jakiś zgoła irracjonalny lęk. Coś takiego przydarzyło się niegdyś Andrzejowi Kijowskiemu, który "udając zupełną obojętność" przeszedł obok ks. Karola Wojtyły, przypadkowo napotkanego na jednej z krakowskich ulic. Młodemu Kijowskiemu zjawił się on bowiem jako "nowe zagrożenie" polegające na zafascynowaniu możliwością "odnowienia wiary i pobożności na innym poziomie". Kijowski wystraszył się wtedy tej możliwości i udając obojętność odszedł w swoją stronę.
Do tego właśnie wydarzenia, opisanego przez Kijowskiego w jego Dzienniku pod datą 28 października 1978 roku, nawiązał sam Antoni Libera, wybitny znawca i tłumacz dzieł Samuela Becketta i Fryderyka Hölderlina, autor słynnej powieści Madame z roku 1998 oraz książki Błogosławieństwo Becketta, która ukazała się na początku roku ubiegłego, nasz dzisiejszy Laureat. Kiedy w roku 1999 otrzymywał Nagrodę im. Andrzeja Kijowskiego, powiedział o sobie, że w odniesieniu do pewnych wydarzeń naprawdę godnych pieśni "pozostał z boku lub minął je małodusznie" - podobnie jak autor Tropów. Czy znaczy to, że Antoni Libera broni się przed mądrością lub ucieka od niej? Zdają się przeczyć temu dalsze słowa tegorocznego Laureata "Pierścienia Mędrców Betlejemskich", które mówią o konieczności przezwyciężania owej nieuważności czy lęku, a także zapatrzenia się w siebie. Te słowa mówią o pokorze, a pokora jest przecież progiem wiodącym do mądrości a zarazem jej perłą.
Mądrość ma ponadto swój wymiar przedmiotowy. Starając się wniknąć w sens twórczości artystycznej Antoniego Libery, odkrywamy jego następujące stwierdzenie: "Istota literatury wydaje się polegać na wypełnianiu luki pomiędzy Rozumem a Wiarą; na uprawianiu terenu, który nie należy ani do Nauki (myśli spekulatywnej), ani do Religii (refleksji metafizycznej). (...) Inaczej mówiąc, literatura przy pomocy języka (...) tworzy tak czy inaczej Autoportret Człowieka. Ludzkość nieustannie, na każdym etapie historycznego rozwoju, wciąż na nowo interpretuje samą siebie: kim właściwie jest, po co jest i jak w związku z tym przeżywa swe dni na ziemi." Pytania te zawierają w sobie głęboki rys mądrościowy. One to sprawiają, że tak rozumiana literatura jest "pomiędzy". Jest zawarta w określonych granicach. Jednakże samych tych granic się nie wyrzeka. Określenie granic czegoś jest przecież ich uznaniem. Antoni Libera nie lęka się zatem ani rozumu - wbrew modnym dzisiaj tendencjom postmodernistycznym, ani też nie ucieka przed wymiarem Transcendencji, nawet jeśli nie przyjmuje ona wyraźnej postaci Osobowego Boga. Przejawem tego jest wyznanie - na przekór słynnemu hasłu paryskiego Maja'68 "il est interdit d'interdire", "zabrania się zbraniać" - na temat moralności, która jest, według Antoniego Libery, "respektowaniem elementarnych zasad wyrażonych głównie w Dekalogu". Jak wyznaje o sobie, stoi on "uparcie na starym lądzie literatury, starając się nawiązywać do tradycji i jej ostatniego przyczółka - parodii". To uparte trwanie jest przejawem jego sprzeciwu wobec katastrofy, której przejawem będzie, być może, zupełnie inny człowiek "niż ten, którego znamy i z którym czujemy się tożsami". Studia nad Beckettem i tłumaczenie jego dzieł sprawiły bowiem, że Antoni Libera jak mało kto zrozumiał doniosłość stwierdzeń Czesława Miłosza zawartych w jego Ziemi Ulro: "Beckett, jak zresztą cała jemu współczesna literatura zachodnia, urbi et orbi ogłosił to, co jeszcze w XIX wieku znane było tylko nielicznym, a co sarkastycznie wyrażał Nietzsche, wołając do Europejczyków: 'Cóż to, zabiliście Boga i myślicie, że ujdzie wam to bezkarnie?'. Teraz w skali masowej nastąpiło uświadomienie sobie nowej sytuacji metafizycznej człowieka, którą określa dużymi literami wypisane: NIE MA. Żadnego głosu spełnienia oczekiwań i żadnego Królestwa. (...) Istotne i świadczące o wielkości Zachodu jest wyznanie uczynione przez człowieka samemu sobie, zawarte w jednowyrazowym tytule Becketta: 'Endgame'."
Jednak dla Antoniego Libery czas "końca gry" jeszcze nie nastąpił. Dlatego ciągle trwa, starając się nawiązywać do tradycji. Dotknięty błogosławieństwem swego ostatniego spotkania z Beckettem w maju 1986 roku próbuje przekonać siebie - i innych - że jednak nie urodził się za późno. Dlatego też poprzez swoje utwory literackie w pełni świadomie usiłuje wpływać na stan ducha społeczeństwa, tworząc nowe jakości, przywołując dawne miary. Jednym słowem, pragnie podnosić poprzeczkę. Nam wszystkim. I za to Mu dzisiaj dziękujemy.
Zobacz również: Wypowiedź Antoniego Libery...