[Ryszard Chłopek: Węgiel. Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2007, ss. 42.]
Barwna, choć pozostająca raczej na uboczu polskiej sceny poetyckiej postać, Ryszard Chłopek, pochodzi z Gliwic. W przeszłości współtwórca nieistniejącej już śląskiej grupy poetyckiej Estakada i redaktor "ARTylerii", obecnie współpracuje z czasopismem "artPapier", zajmuje się też tłumaczeniem tekstów Wiktora Coja, legendarnej rosyjskiej gwiazdy rocka. Węgiel to trzeci tomik poetycki w jego artystycznym dorobku. Po młodzieńczych wierszach z Wiecznej ospy (2002) oraz cyklu pełnym historycznych i intertekstualnych odwołań Legendy schodzą z pomników, przyszła kolej na dzieło - wydaje się - bardziej dojrzałe i stanowiące ważny punkt w artystycznym rozwoju młodego poety.
Piszący o Węglu Jakub Winiarski zaczyna od krytyki beznadziejnego - jego zdaniem - tytułu. Według mnie jest to o tyle niezasadne, że nazwa tomiku bardzo dobrze pasuje zarówno do kontekstu sytuacyjnego, uruchamiając skojarzenia z poezją śląską w ogóle, jak i do sensów zawartych w tym zbiorze (można tu przywołać wiersze Teraz zapuszczam się i Serce). Poza tym w związku z tytułem warto wspomnieć, że jest to drugi Węgiel w polskiej literaturze. Pierwszym była powieść Aleksandra Ścibor-Rylskiego, co prawda nieznośnie socrealistyczna, ale dobrze napisana.
Trudno tu o porównanie, ale poezje Chłopka również są dobre, a nawet bardzo dobre. Czyta się je świetnie, a - choć pobrzmiewa w nich nuta licznych inspiracji i nawiązań - coraz wyraźniej zaznacza się charakterystyczny styl artysty. Węgiel wydaje się tego stylu historią poszukiwań. Poeta nie udaje, że charakter jego twórczości jest już w pełni ukształtowany, ukazuje bez wstydu dojrzewanie własnej poezji.
Na tomik składają się trzy części: "O przygodach pewnej estetyki", "Maskotki i potwory", "Próba drogi". Część pierwszą rozpoczyna wiersz dedykowany
Dariuszowi Sośnickiemu, w którym autor opowiada
"Jak tę samą estetykę przyjąłem za swoją", by za kilka stron donieść
"Jak ta sama estetyka poszła się jebać". Chłopek przypomina nieco już przebrzmiały w młodej polskiej poezji spór klasyków z barbarzyńcami, nie znajdując jednak konkretnych zerojedynkowych rozwiązań. W wierszach Dlaczego nie barbarzyńcy, I dlaczego nie klasycy wyjaśnia, iż Safona, która
"tuli w ramionach zmysłowe tercyny / i symetrię wszelką", jest co najmniej niedzisiejsza, a barbarzyńcy nie stanowią alternatywy, gdyż za ich
"dzikim, choć pięknym bełkotem / jednak przykuca ciemność", i również z powodu "trzech mężczyzn", którzy
"Otwierają bagażnik / i cytując młodą prozę wyciągają kije".
Z tego względu w części drugiej - "Maskotki i potwory" - poeta podejmuje decyzję zapuszczenia się w głąb siebie niczym w czeluście kopalnianego szybu (Teraz zapuszczam się), by odnaleźć tam pokłady niezdefiniowanego lęku i niezrozumiałych uczuć. Poetyckie, węglowe "ja" zaczyna zmieniać miejsca pobytu: kradzione na torach, wrzucane do pieca, leżące w rowie (
"i cały ja / leżę teraz w rowie") stwierdza:
" 'I jestem wszędzie gdzie jestem', / i mam jednak coś wspólnego ze sobą".
Powyższe zdanie może stanowić odniesienie właściwie do całości poezji Chłopka, której zakamarki szczelnie wypełniają nawiązania intertekstualne, u jej podstaw odnaleźć można wiele inspiracji, a mimo to pozostaje ona jedyną w swoim rodzaju i nie stanowi ani czystego naśladownictwa, ani zwykłego zlepku kulturowych odpadków.
Karol Maliszewski w okładkowej recenzji mówi o Chłopku: "jest jak jakiś mnich w dżinsach, otwarty na współczesność i jej jazgot, [...] ale jednocześnie gdzieś tam w środku zamknięty". Trudno się z tym porównaniem nie zgodzić. Poeta czerpie zarówno z otaczającej go współczesności, jak i z tradycji kultury pełnymi garściami, a jednocześnie jego twórczość pozostaje charakterystycznym połączeniem wyważonej uczuciowości z niewymuszonym poczuciem humoru. Świat poezji Chłopka - pełen wrażliwości, gdzie
"żona śpi jeszcze tak bardzo spokojnie" - nieustannie faluje, migocze i niczym plastyczna masa łatwo poddaje się poetyckiemu formowaniu. Bo też nic tu nie jest oczywiste: Dante
"dopada swoją Beatrycze", a Goethe
"w kluczowym momencie sięga nie na tę półkę, wyciąga przypadkową / książkę i czyta inny rozdział, więc potem, zamiast kupić / żółtą kamizelkę, robi sobie dredy lub zasypia w zbożu". Patrzący na to wszystko nieco z boku poeta, zdystansowany wobec rzeczywistości i nierzeczywistości, w swoich wierszach bywa mrówką, bywa ręką, bywa bezkresem, nie rozstając się jednak ze sobą, zawsze gotowy do absurdalnej analizy swoich uczuć:
Czasem mój lęk drzemie w bieżnikach opon, bo przedtem
leżał na asfalcie, a jeszcze wcześniej wędrował chodnikiem
i był starym smokiem, chociaż nie miał skrzydeł,
i wciąż był maskotką, chociaż zionął ogniem. Pod koniec drugiej części zbioru artystyczna wędrówka osiąga swoistą kulminację w wierszu Ballada o rozstaniu, który warto przytoczyć, ponieważ stanowi - według mnie - poetycki majstersztyk:
Żegnam się ze sobą, ale to niełatwe.
Za każdym razem, kiedy pragnę odejść,
okazuje się, że jakaś cząstka mnie
spoczywa na dnie kieszeni.
A w niej cały ja, którego chcę zostawić.
Wyciągam wtedy siebie ostrożnie
i kładę na liściu: "Ryszardzie, ty
tu musisz zostać". Żegnam się ze sobą
i nie mogę przestać.
Poeta pozostawia siebie samego, by mogła nastąpić "Próba drogi", na którą składają się dwa (niemal) traktaty poetyckie: Wąż i Esej o ruchu, pierwsze tak rozbudowane wiersze w twórczości Chłopka. Chociaż cały Węgiel to pasmo nieustających intertekstualnych odwołań, tutaj jazda przez kulturę i literaturę staje się jeszcze bardziej brawurowa. Przez Węża prześlizgują się (tylko między innymi) Tadeusz Nalepa, pilot Pirx, unowocześniony Watowy "gazowy piecyk z elektrycznym piekarnikiem i termoobiegiem", co prowadzi do stwierdzenia:
"Nie sądziłem, że figura węża jest tak nośna", by w końcu Esej o ruchu przypieczętowany został
Norwidem i
Mickiewiczem. Czy te dwa utwory to rodzaj wybuchowego przesilenia? Ponieważ poeta swoje "ponure zgliszcza" ma "już za plecami", nie pozostaje nic innego, jak czekać na następny tomik, by pojawiła się odpowiedź. A tymczasem naprawdę warto sięgnąć po Węgiel.
Oczywiście klucz "rozwojowy" w odczytaniu nowego tomiku Chłopka jest tylko jedną z wielu - być może zresztą fałszywą - możliwości interpretacyjnych, bo jego wiersze - i tu znowu zgodzę się z Maliszewskim - "zaskakują, dziwią, przyciągają i za każdym razem wydają się inne, ujawniając w lekturze kolejną warstwę". Czytanie ich to nie tylko rozrywka polegająca na odszukiwaniu nawiązań do tekstów i konwencji, lecz także pobudzające do refleksji odnajdywanie wciąż nowych, niebanalnych sensów.
Istotne wydają się dedykacje okalające zbiór niczym klamry. Pierwszy wiersz zadedykowany jest
Dariuszowi Sośnickiemu, ostatni -
Andrzejowi Sosnowskiemu. Ta konsekwencja formalna wskazywałaby na to, że jednak "Być może jest w nas też potrzeba symetrii". Wiersze wydają się ujęte w nawias inspiracji, w środku którego młody twórca próbuje odnaleźć własny styl - chociaż z nawiązań polepiony, to jakże prywatny. Czy mu się to udaje? Sądzę, że "próba drogi" wypadła pomyślnie, a w przyszłości ma szansę powieść się jeszcze lepiej, bo "gdzie się kończy droga, zaczyna się droga".
Małgorzata Pieczara
© by "Twórczość" 2007