Każda fotografia jest ruiną reprezentacji, nie w tym sensie jednak, że nie daje nam żadnego wglądu w rzeczywistość, ale dlatego, że w obliczu obrazu fotograficznego nigdy nie wiemy, gdzie — i jak! — ów wgląd uzyskamy. Fotografia jest z natury abstrakcyjna; można powiedzieć, że patrząc na fotografię nie widzimy obrazu świata, ale sam świat, który właśnie przestał istnieć.
Jak zdaniem autora wydobyć za pomocą fotografii jego istotę? Należy działać przeciwko automatyzmowi rejestracji, zaburzać go. Pijarski stawia tezę, że istotę fotografii odnajdziemy w tym, co archeologiczne, a więc tym, co oferuje nam jedynie fragmenty, szczątkowe warstwy. Momenty, od których możemy rozpocząć rekonstrukcję. Autor sięga do ruin dwojakiego rodzaju – zniszczonych rzeźb z kolekcji rodziny von Rose z Döhlau (dzisiejszego Dylewa, okolic Ostródy) w Prusach Wschodnich oraz zdjęć Zofii Chomętowskiej, przedstawiających Polesie i ruiny Warszawy.
Michał Dąbrowski, Culture.pl: Jaka jest rola fotografii w tym projekcie?
Krzysztof Pijarski: Jak powiada Susan Buck-Morss, fotografie, jako utrwalone spostrzeżenia, są "podporą dla myśli" – bardzo lubię to sformułowanie. Właśnie w taki sposób staram się używać fotografii we wszystkich swoich projektach. Używam fotografii do formułowania wypowiedzi o otaczającym mnie świecie. Nie staram się go pokazać takim, jakim się jawi, lecz go interpretować. Można powiedzieć, że pracuję przeciwko migawkowości aparatu. Jak wiesz, często fotografuję przedmioty i sposoby ich inscenizowania, często też już istniejące fotografie.
Dla mnie fotografowanie zdjęcia nie różni się od fotografowania pejzażu. Otaczające nas obrazy są tak samo częścią naszego doświadczenia, jak "twarda" rzeczywistość: budują naszą wiedzę o świecie, który często oglądamy przez pryzmat obrazów, które już sobie przyswoiliśmy.
Dlaczego w tekście towarzyszącym wystawie stwierdzasz, że fotografia jest z natury abstrakcyjna?
"Zdjęcie zdejmuje z powierzchni świata powłokę i ukazuję ją jako znaczącą, lecz ten naoczny sens niekoniecznie jest tożsamy z tym, czym świat rzeczywiście jest, lub też z tym, co my sami, wiedzeni własnymi przesądami, chcielibyśmy nazwać jego znaczeniem". To znów cytat z Buck-Morss, która tym samym twierdzi, że robienie zdjęć, a przede wszystkim ich oglądanie jest aktem interpretacji.
Wtedy nadajemy im znaczenie?
Znaczenia fotografii nie są z góry obecne w obrazie, lecz pojawiają się dopiero w momencie jego spotkania ze spojrzeniem. Właśnie dlatego nie ma takiej rzeczy, jak "prawda" obrazu fotograficznego. Ta prawda będzie w dużej mierze zależna od tego, co my będziemy w stanie dostrzec w jakiejś fotografii i czy inni zgodzą się z naszą interpretacją.
W takim rozumieniu, opartym na wymianie i dyskusji, fotografia może stać się medium refleksji. Walter Benn Michaels twierdzi wręcz, że fotografia sama z siebie nigdy nie przedstawia świata, że patrząc na zdjęcia widzimy sam świat. A więc rzeczywistość poza znaczeniem. By fotografia była znacząca, dopiero trzeba ją ustanowić jako reprezentację, a więc działać niejako przeciwko fotografii.
W takim razie co jest istotą fotografii?
Najkrócej - jest to automatyzm. Fotografia jest pierwszą techniką obrazowania, w której obraz powstaje bez udziału ręki człowieka, niejako sam z siebie. Automatycznie. Nie jestem przekonany, że w pełni zrozumieliśmy, jak głęboko fotografia wpłynęła na nasz sposób nie tylko widzenia świata, ale i pamiętania, budowania relacji, ustanawiania "prawdy", itd. W pewnym sensie obraz fotograficzny to acheiropoietos: obraz nie stworzony ręką ludzką, a więc obraz święty. Ten status jest najprawdopodobniej przyczyną naszych histerycznych prób utrzymania wiary w jego "prawdę".
Jak nazwałbyś działanie podjęte przez siebie w tym projekcie?
To specyficzny przypadek fotografii przedmiotów.