Czym zajmuje się Stowarzyszenie Kolekcjonerzy Czasu, którego jest pani założycielką?
Stowarzyszenie Kolekcjonerzy Czasu zajmuje się upamiętnieniem i propagowaniem dziedzictwa narodowego – w bardzo szerokim spektrum: dokumentacją fotograficzną obiektów, wnioskami o ochronę prawną, o zabezpieczenia itd. To walka o to, by historia mogła pozostać obecna dla kolejnych pokoleń.
Jednym z największych sukcesów Stowarzyszenia jest objęcie ochroną konserwatorską głównej siedziby NKWD na Polskę Lubelską, budynku na Strzeleckiej 8. Jak wyglądają procedury, które trzeba przejść, żeby tego dokonać? Obcowanie ze śladami zbrodni musi być wyczerpujące i wymagające.
Tych sukcesów jest więcej. Przykładem jest np. zabezpieczenie budynku na ulicy 11 Listopada 66, w którym w latach 1944–1945 funkcjonował areszt NKWD, czy odnalezienie zabytkowych inskrypcje na Sierakowskiego 7 – przed wojną był tam Żydowski Dom Akademicki, w trakcie wojny korzystał z niego Szpital Praski (operowano tam m.in. rannych w akcji pod Arsenałem), po wojnie działało tam w kolejności chronologicznej: NKWD, Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Mam nadzieję, że na tym odkrycia się nie skończą i będą funkcjonowały jako pomoc edukacyjna.
Prowadzenie tych spraw nie jest lekkim zajęciem. Sprawy ciągną się latami, wymagają częstych interwencji i stałej gotowości. Piszę pisma, wnioski, petycje, prośby i apele. Poza tym bardzo często odbijamy się w urzędach "od drzwi do drzwi". To wszystko odciska piętno na psychice. Z jednej strony obcuję ze wstrząsającymi śladami przeszłości, w tym samym czasie ścierając się z urzędniczą indolencją. Wiele razy płakałam ze złości. Na szczęście nie były to łzy wylane na darmo.
Co sądzi pani o rozebraniu praskich pomników pozostałych po PRL-u - Pomnika Braterstwa Broni na pl. Wileńskim, tzw. Czterech śpiących i Pomnik Wdzięczności Żołnierzom Armii Radzieckiej w Warszawie w Parku Skaryszewskim?
Moje stanowisko w tej sprawie jest kontrowersyjne dla wielu działaczy społecznych i historyków, uważam bowiem, że powinny one pozostać w swojej oryginalnej lokalizacji. Ze zdjętymi tablicami z epoki PRL-u, w ich miejsca zawiesiłabym nowe tablice przedstawiające odkłamaną narrację historyczną. To stanowiłoby świetny komentarz do minionej epoki i wstęp do lekcji historii lokalnej. Niewielu jednak się ze mną zgadza.