Wyróżnia go minimalistyczny styl. Wybierając między słowem a obrazem sięga po ten ostatni, niemal całkowicie rezygnując z dialogów. Jego kino zbudowane jest z psychologicznych portretów kreślonych z precyzją i wrażliwością. Pokazuje ludzi zagubionych, którzy nie potrafią porozumieć się ze światem.
Od liceum marzył o kinie. "Na reżyserię do łódzkiej Filmówki mnie nie przyjęto - przyznawał w rozmowie z Krzysztofem Kwiatkowskim z "Wprost". - Źle wypadam na egzaminach. Nie potrafię ich zdawać. Nie przeszedłem nawet pierwszego etapu".
Poszedł na kurs reżyserii do Warszawskiej Akademii Filmu i Telewizji. Jednocześnie łapał się różnych dorywczych prac. Roznosił ulotki, był ochroniarzem w banku, sprzedawał popcorn w jednym z warszawskich multipleksów.
" To była świetna robota, bo po godzinach mogłem siedzieć, ile chciałem, na seansach. 'Billy’ego Eliota' obejrzałem ze 20 razy" - wspominał w rozmowie z 'Wprost'. Wkrótce rozpoczął studia na wydziale produkcji w łódzkiej Filmówce. Studiował, pisał scenariusze i marzył o pełnometrażowym debiucie.
W 2004 roku postanowił spróbować szczęścia za Oceanem. Wyjechał do Nowego Jorku i szybko zderzył się z brutalną rzeczywistością.
Wrócił do Polski i ukończył studia. Szukał producenta, który sfinansowałby jego fabularny debiut. W międzyczasie pracował na planie telewizyjnych "Barw szczęścia" i asystował innym artystom, ucząc się od nich reżyserskiego rzemiosła. Z Agnieszką Glińską pracował przy spektaklu "Lulu na Moście" w Teatrze Dramatycznym, z Aleksandrą Konieczną pracował w Teatrze Studyjnym w Łodzi, a u boku Macieja Kowalewskiego pracował na scenie stołecznego Teatru na Woli. "Asystowanie było dla mnie najlepszą lekcją reżyserii" - wspomina po latach.
Na międzynarodowych warsztatach organizowanych przez Teatr Rozmaitości poznał Małgośkę Szumowską. Chciał zostać asystentem przy jej kolejnym filmie.
"Przez rok ją nagabywałem i bez przerwy wisiałem na telefonie. Dobrze, że nie zadzwoniła na policję" - żartuje dzisiaj. Determinacja Wasilewskiego zaimponowała reżyserce, która zatrudniła go przy "33 scenach z życia", najlepszym filmie w jej dorobku. Był asystentem reżysera, a także wystąpił w dwóch scenach filmu".
"W sypialni"
Wkrótce stanął na planie debiutanckiego filmu. "W sypialni" było opowieścią o kobiecie, która próbuje wyłamać się z roli napisanej dla niej przez społeczne normy. Nie chce być żoną i matką, nie potrafi być kobietą upadłą ani femme fatale. Wasilewski odważnie bawił się z widzem w grę niedopowiedzeń, do minimum ograniczając rolę dialogu i opowiadając jej historię obrazem.
Dysponując mikroskopijnym budżetem, Wasilewski stworzył śmiały psychologiczny dramat. Wraz z ekipą musiał pracować w ekspresowym tempie, kręcąc po jedenaście scen dziennie. „– Wchodziliśmy w nadgodziny, które płacone raczej nie były. Łączył nas cel. Wiedzieliśmy, na co się porywamy” – opowiadał Januszowi Wróblewskiemu z "Polityki".
Jego film okazał się wielkim sukcesem, doczekał się recenzji w branżowych ScreenDaily i "The Hollywood Reporter", a festiwalowe tournée prowadziło od Salonik, przez Karlowe Wary, Brisbane, Zurych, Mannheim-Haidelberg aż po koreańskie Busan.
Debiut Tomasza Wasilewskiego to prztyczek w nos wszystkich, którzy twierdzą, że największą bolączką polskiej kinematografii jest brak kasy(…) – pisał Łukasz Muszyński z Filmwebu - 'W sypialni' jest dziełem bardzo zdolnego faceta, który ma własną wizję kina, potrafi ją przenieść na ekran, a przy okazji doskonale prowadzi aktorów".
"W sypialni" było jednoosobowym koncertem Katarzyny Herman. Dzięki przyjacielowi reżysera, Tomaszowi Tyndykowi udało się ściągnąć na plan tę znakomitą aktorkę, która wcielając się w postać Edyty, stworzyła najlepszą rolę w swojej filmowej karierze.
"Płynące wieżowce"
Zanim "W sypialni” trafiło na ekrany kin, Tomasz Wasilewski pracował już nad kolejnym obrazem. "Płynące wieżowce” to opowieść o Kubie (Mateusz Banasiuk), młodym sportowcu dzielącym mieszkanie z matką (Katarzyna Herman) i dziewczyną (Marta Nieradkiewicz). Gdy w jego życiu pojawi się Michał (Bartosz Gelner), dotychczasowe życie chłopaka dodatkowo się skomplikuje. Homoseksualny romans wydobędzie na światło dzienne wszystkie dotąd skrywane rodzinne animozje.
Ciekawią mnie ludzie na rozdrożu, którzy odkrywają coś nowego o sobie – mówił reżyser Krzysztofowi Kwiatkowskiemu z "Wprost". – Ja też uczę się siebie z tych filmów. Oba moje obrazy – debiutanckie "W sypialni” i "Płynące wieżowce" – są o poszukiwaniu bliskości. Obejrzałem je kiedyś z dystansu i zdałem sobie sprawę, jak straszliwie w życiu boję się samotności”.
Swym filmem Wasilewski przecierał nowy szlak, czyniąc z homoseksualnych postaci pełnoprawnych bohaterów dramatu. „Nie przypominam sobie polskich filmów, które na poważny sposób mówiły o homoseksualistach – przyznawał w rozmowie z Culture.pl. - Zależało mi, żeby spojrzeć na swoich bohaterów jak na złożone osobowości”. Subtelny melodramat Wasilewski uzupełniał o publicystyczne konteksty, czyniąc z "Płynących wieżowców" opowieść o niemożności porozumienia się, o samotności i homofobii.
Jego film przebojem wdarł się na światowe festiwale. Najpierw "Płynące wieżowce" uznano najlepszym europejskim dramatem Tribeca Film Festival w Nowym Jorku, później przyszły laury publiczności na wrocławskich Nowych Horyzontach, a także Nagroda East of The West festiwalu w Karlowych Warach. Na 38. Gdynia Film Festival Wasilewski otrzymał nagrodę dla największego reżyserskiego talentu, a Marta Nieradkiewicz – nagrodę dla najlepszej drugoplanowej aktorki.
"Zjednoczone Stany Miłości"
W 2016 roku na ekrany kin trafił kolejny film Wasilewskiego, "Zjednoczone Stany Miłości" nagrodzone Srebrnym Niedźwiedziem za scenariusz podczas Berlinale 2016.
Akcja "Zjednoczonych Stanów Miłości" rozgrywa się w 1990 roku, niedługo po upadku komunizmu. Bohaterki Wasilewskiego, cztery kobiety w różnym wieku, wiodą z pozoru szczęśliwe życia, jednocześnie marząc o zmianie. Jest wśród nich Agata, młoda matka uwięziona w pozbawionym namiętności małżeństwie, jest nauczycielka zafascynowana swoją młodszą sąsiadką Marzeną - prowincjonalną królową piękności. Jest wreszcie siostra Marzeny, Iza, jest dyrektorką szkoły i sekretną kochanką ojca jednej z uczennic.
U Wasilewskiego historie bohaterek splatają się w jedno z opowieścią o politycznej i społecznej transformacji lat 90-tych. Recenzując "Zjednoczone Stany Miłości" z Berlinale Urszula Lipińska pisała o nim dla Stopklatki.
Przedstawiając w "Zjednoczonych Stanach Miłości" cztery niezwykle samotne kobiety uwięzione w pułapce niespełnionej miłości i tłamszące swoje uczucia pod kredowobiałymi twarzami, Tomasz Wasilewski podsumowuje w pewien sposób ponad dwie dekady naszej polskiej wolności.
Zrealizowany w polsko-szwedzkiej koprodukcji film Wasilewskiego zwracał uwagę krytyków za sprawą znakomitych kreacji aktorskich Julii Kijowskiej, Magdaleny Cieleckiej, Doroty Kolak, Marty Nieradkiewicz, Tomasza Tyndyka, Andrzeja Chyry i Łukasza Simlata, a także dzięki zdjęciom Olega Mutu, rumuńskiego operatora odpowiedzialnego za sukcesy takich obrazów jak "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dniu" Cristiana Mungiu czy "We mgle" Sergieja Łoznicy.