Zespół Pink Freud powstał w 1998 roku z zamiarem eksplorowania "nowych i tradycyjnych pól improwizacji". Od początku liderem jest basista z Trójmiasta Wojciech Mazolewski, urodzony w 1976 roku w Gdańsku młodszy brat wybitnego klarnecisty Jerzego Mazzolla kojarzonego przede wszystkim ze sceną yassową i bydgoskim klubem Mózg. Przez Pink Freud przewinęły się czołowe postaci polskiej sceny jazzowej, ale nie tylko – m.in. pianista Marcin Masecki, trębacz Tomasz Ziętek, perkusiści Kuba Staruszkiewicz oraz Jerzy Rogiewicz czy saksofonista Tomasz Duda.
Mazolewski, chłopak o rockowym wyglądzie i o punkowej historii, w 2008 roku "Gazecie Wyborczej" opowiadał:
Pierwsze fale muzyki pamiętam z dzieciństwa. To był rockowy zespół Uriah Heep. Potem, już na poważnie, zostałem fanem grupy TSA. A jak sam zacząłem grać? Na strychu znalazłem gitarę mamy. Trochę liznąłem od starszego brata, a trochę chodząc na naukę gry do kościoła.
Chyba najcelniej też podsumował wtedy dziesięcioletnią już przygodę własnego zespołu (cała rozmowa dostępna TUTAJ):
To tak jakby Coltrane i Don Cherry założyli wspólny zespół punkrockowy. Czujemy większy związek z żarliwością muzyki lat 60. niż z tym zimnym chłodem, jaki wieje z muzyki Nilsa Pettera Molvaera (...) Chcemy grać z żarliwością muzyki Johna Coltrane’a, wyobraźnią Erica Dolphy’ego oraz energią Red Hot Chilli Peppers i Led Zeppelin razem wziętych.
Mniej więcej w tym czasie krytyk muzyczny Piotr Iwicki dodawał:
Jest tu też coś z ’szamanizmu’ Art Ensemble of Chicago - plemienna wręcz wspólnota muzykowania. Na szczęście nie uświadczymy tu muzycznej kalki, zaś energia i szczerość zniewalają.
W pierwszych latach Pink Freud blisko było do połączenia jazzowej widowiskowości, punkowej energii i humoru – typowa mikstura dla sceny yassowej. Te kpiny i luz najlepiej widać na pastiszowej płycie "Sorry Music Polska". Równolegle komponowali muzykę do spektakli teatralnych. Na płycie "Monster of Jazz" z 2010 roku zespół umiał pomieścić jazz, improwizację, elektronikę, ale też muzykę współczesną czy coś, co mogłoby być pełną skupienia muzyką filmową. Tak jak na "Horse & Power" sporo było zabaw z formami, z budowaniem (i częstym zmienianiem) nastroju. Z kolei najwięcej dzikiej improwizacji można znaleźć na koncertowym albumie "Alchemia" nagranym na Krakowskiej Jesieni Jazzowej.