Opus magnum
Władysława Bartoszewskiego - historyka. Profesor Aleksander Gieysztor w przedmowie nie krył uznania dla rozległości i wszechstronności naukowych i pisarskich umiejętności autora: "Dzieło jednego człowieka, kronika ta budzi szacunek rozmiarami - prawdziwie instytutowymi - całego przedsięwzięcia i daleko posuniętą precyzją realizacji". A tak odczytał je poeta.
Antoni Słonimski: "Dzieło monumentalne, dokument wierny i okrutny. Pisarz trzyma rękę na pulsie konającego miasta i przekazuje nam każde uderzenie serca, przyspieszenia, arytmię i wreszcie zamieranie tętna. 1859 dni walk, nadziei, rozpaczy i zagłady".
Pierwszy dzień kroniki: 20 sierpnia 1939 roku. "W życiu miasta pozornie wszystko niemal biegnie normalnym torem. Kontynuowane są roboty przy porządkowaniu skarpy nadwiślańskiej w okolicy Zamku Królewskiego i u podnóża gmachu mieszkalnego PKO przy ulicy Bugaj." Diariusza dzień ostatni: 13 stycznia 1945 roku. Relacja Wacława Borowego z ekspedycji wypatrującej wśród ruin zabytków kultury: "Jedziemy przez Krakowskie Przedmieście, plac Saski i Teatralny. Nie ma już Mickiewicza! Nie ma Bogusławskiego! Po placu Saskim zostały dwa stosy miałkiego gruzu". A na koniec wiersz Władysława Broniewskiego: "Ja nie jestem urbanistą, specem / Od stawiania cegły, / Ale moje słowa dolecą / Do Niepodległej".
"Bartoszewski tylko od czasu do czasu odzywa się własnym głosem. Zawsze wstrzemięźliwie i celnie. Nie dowie się czytelnik o jego własnej bohaterskiej pracy w podziemiu" - zauważył Antoni Słonimski w cytowanej już recenzji w "Tygodniku Powszechnym".
"Surowcem, materiałem tego niezwykłego dzieła są komunikaty Oberkommando, zapiski kronikarskie Ludwika Landaua i Adama Czerniakowa, plakaty okupanta, komunikaty radiowe, ulotki, teksty prasy konspiracyjnej, ogłoszenia z gazet, 'Dziennik Rozporządzeń dla Generalnego Gubernatorstwa', repertuar kin i teatrzyków. Wiemy, co pisał 'Nowy Kurier Warszawski', wiele ludzi uwięziono, wiele rozstrzelano, ile kosztował talerz zupy. Indeks osobowy tej niezwykłej książki obejmuje około trzech tysięcy nazwisk."
"Olbrzymi dramat Warszawy jest długiem do spłacenia. Długiem czci i pamięci" - pisał w tym samym tygodniku Jan Józef Szczepański, pisarz nieskory do patosu. "Obojętnego czytelnika mogą nużyć setki nazwisk zakładników, aresztowanych łączniczek, zamęczonych w śledztwach zecerów i kolporterów podziemnej prasy, ale jest sprawą naszego honoru, aby nazwiska te nie przebrzmiały bez echa". Także Słonimski uznał za potrzebną uwagę o szczegółowości kroniki. Było to może echo głosów czytelników, ale raczej recenzji inspirowanych przez Główny Zarząd Polityczny wojska. "Za dużo, za szczegółowo? Nie. Właśnie tak trzeba było, bo oto złożona z tych drobin mozaika wyrasta jak pomnik."
"Cel moich starań był od początku jasny. Chciałem przekazać możliwie najpełniejszy obraz tragicznego losu mojego miasta" - mówi po latach Bartoszewski (...mimo wszystko. Wywiadu rzeki księga druga; razem z Michałem Komarem, Warszawa 2008, s. 127). Na to, by powstały warunki do zadowalającego wypełnienia tego planu, czekać musiał kilkanaście lat. Pierwsza wersja książki pod roboczym tytułem "Z notatnika kronikarza Warszawy 1939-1945" była nawet w 1957 roku zapowiedziana w tygodniku "Stolica", ale decyzją władz została skreślona z planu wydawniczego. Odmowa powtórzyła się w roku 1961 i jeszcze kilkakrotnie w latach następnych. A gdy książka trafiła wreszcie do księgarń (władzom zdarzały się niekiedy takie momenty słabości), skutki błędu próbowała naprawić cenzura. "Nie należy zwalniać bez konsultacji z kierownictwem GUKPPiW [czyli kierownictwa cenzury] żadnych recenzji lub omówień książek: (...) '1859 dni Warszawy' Wł. Bartoszewskiego, wyd. 'Znak'."
Stefan Kisielewski zapisał w dzienniku po ukazaniu się tej książki: "Przypominanie, że przed epoką obecnego władcy była epoka władcy innego, to rzeczywiście złamanie orwellowskiej reguły, każącej zapominać wszystko, co zdarzyło się 'przedtem' ". Związany z moczarowską frakcją PZPR Bogdan Hillebrand w partyjnym kwartalniku "Z pola walki" irytował się, że o czynach zbrojnych komunistów Bartoszewski wspomina dopiero w 1942 roku (Gwardia Ludowa formalnie powstała 3 stycznia 1942, a naprawdę w trzy miesiące później). Płk Zygmunt Doroba utyskiwał w miesięczniku "Wojsko Ludowe": "Życie codzienne Warszawy ukazuje przede wszystkim przez pryzmat podziemia związanego z rządem emigracyjnym, przy czym czyni to w sposób jednostronny. (...) Zestaw faktów może, w zależności od techniki redakcyjnej, doboru, komentarza lub jego braku, (...) dawać świadectwo prawdzie lub utrwalać szkodliwe w edukacji narodowej mity, złudzenia".
Dokładnie na to samo, tylko że z przeciwnym znakiem, zwrócił uwagę prof. Gieysztor. "Przemyślany układ informacji szczegółowych w obrębie każdego z tych brzemiennych dni jest mocnym czynnikiem wyjaśniania. Można nawet powiedzieć, że tradycji kroniki 'bezprzyczynowej' używa ten historyk nie bez przewrotności, nadając masie faktów, przez odpowiednią ich selekcję, kształt rozumny i przesycony własnym przeżyciem." W podsumowaniu swych refleksji Gieysztor napisał: "Nikt z żyjących obecnie świadków Warszawy owych dni nie zdobył tak kompletnego widzenia ówczesnej rzeczywistości, jak Władysław Bartoszewski, sam świadek oczywisty epoki".
Autor: Andrzej Kaczyński, październik 2010
Wydanie z 2008 roku - poszerzone i wolne od ingerencji cenzury:
- Władysław Bartoszewski
Wydawnictwo: SIW Znak, Kraków, listopad 2008
165 x 235, 1104 ss., twarda oprawa
ISBN: 978-83-240-1057-8