Kadr z filmu "Salto" (1965), reż. Tadeusz Konwicki, na zdj. Marta Lipińska i Zbigniew Cybulski
W dniach 25-28 będzie można zobaczyć "Salto" Tadeusza Konwickiego z plejadą polskich gwiazd: Zbigniewem Cybulskim, Ireną Laskowską, Wojciechem Siemionem i Andrzejem Łapickim.
Trzeci po "Ostatnim dniu lata" i "Zaduszkach" film Tadeusza Konwickiego wywołał wiele kontrowersji. Reżyser po raz kolejny zmierzył się z własnymi obsesjami, fascynacjami i urazami. Znalazły się wśród nich zarówno wojna, romantyczno-martyrologiczna tradycja polskiej kultury, jak i utracony świat dzieciństwa na Wileńszczyźnie. "Salto" (1965) było też interpretowane jako polemika ze "szkołą polską" i dzieło autotematyczne - wyraz wahań i niepewności artysty dotyczących możliwości i pułapek sztuki. "Salto" najbliższe jest kinu poetyckiemu, nastrojowemu, obfitującemu w zagadki i niedomówienia.
Akcja filmu rozgrywa się w prowincjonalnym miasteczku, bardzo podobnym do tego, które Konwicki opisywał w wydanej dwa lata wcześniej powieści "Sennik współczesny". Podobnie jak tam, także i tu sprawia ono wrażenie położonego na pograniczu jawy i snu, surrealistycznej fantazji i rzeczywistości. Pewnego dnia w miasteczku pojawia się tajemniczy mężczyzna. Przedstawia się jako Kowalski-Malinowski. Zdumionym mieszkańcom przedstawia różne wersje swej biografii. Jednym mówi, że walczył na wojnie, innym, że się ukrywa i grozi mu niebezpieczeństwo. Niepostrzeżenie jego fałszywa legenda burzy senne życie odludnej osady. Kowalski-Malinowski obejmuje "rząd dusz" nad mieszkańcami. Jego żałosne kabotyństwo i mitomańskie skłonności trafiają na podatny grunt. Każdy z miejscowych jest bowiem groteskowym ucieleśnieniem jakiegoś polskiego stereotypu - niestrudzonego, wiernego przysiędze wojaka (Rotmistrz), Żyda (Blumenfeld), wieszcza (Poeta). Wszystkich cechuje podatność na górnolotne frazesy i romantyczne zaklęcia. Ich kwintesencją staje się finałowe "salto" - rodzaj dziwacznego tańca, którego rodowód sięga "Wesela". Podobnie jak u Wyspiańskiego, u Konwickiego także następuje przebudzenie. Nie ma w nim jednak tragizmu, jest tylko szyderstwo.
"Kino bez napisów" to pokazy zrekonstruowanych dzieł największych polskich reżyserów. Obraz i dźwięk zostały przeniesione z nośnika analogowego na nośnik cyfrowy. Z każdej klatki usuwane są zabrudzenia, rysy, pleśnie, tuszowane są uszkodzenia mechaniczne, rozjaśniany jest obraz oraz korygowane są kolory. Ścieżka dźwiękowa oczyszczana jest z szumów, trzasków i zakłóceń. Dzięki temu tło muzyczne staje się bardziej wyraziste, a dialogi czytelniejsze.
W ramach tego cyklu zostaną także pokazane w łódzkim kinie Polonia i warszawskim kinie Kultura:
- "Do widzenia do jutra", reż. Janusz Morgenstern (Łódź, 1-4; Warszawa, 2-4 sierpnia);
- "Pociąg", reż. Jerzy Kawalerowicz (Łódź, 8-11 sierpnia; Warszawa, 9-11 sierpnia);
- "Sanatorium pod klepsydrą", reż. Wojciech Jerzy Has (Łódź, 15-18; Warszawa, 16-18 sierpnia);
- "Ostatni dzień lata", reż. Tadeusz Konwicki, Jan Laskowski (Łódź, 22-25 sierpnia; Warszawa, 23-25 sierpnia).
Źródło: informacja nadesłana