"Chmurdalia" Joanny Bator to ciąg dalszy "Piaskowej Góry", książka opowiadająca o świecie, w którym życie rozwija się dzięki różnicom.
Po nieudanej ucieczce z Wałbrzycha, zakończonej wypadkiem samochodowym, dziewiętnastoletnia Dominika Chmura budzi się w monachijskim szpitalu. Miesiące rehabilitacji przywracają jej zdrowie, ale nie spokój ducha. Zamiast wrócić do bloku na Piaskowej Górze, rusza w podróż, co kilka miesięcy zmieniając pracę i miejsce zamieszkania - Niemcy, Francja, Stany Zjednoczone, Anglia. Coraz bardziej oddala się od domu i przybliża do Chmurdalii, krainy, w której spełnia się marzenie o idealnej wspólnocie. Losy Dominiki przeplatają się w powieści z losami całej galerii postaci, głównie kobiecych, jak choćby czarnoskóra Sara Jackson, potomkini tzw. Hotentockiej Wenus, pokazywanej w gabinetach osobliwości w XIX wieku w Londynie i Paryżu. Bogactwo wątków "Chmurdalii" jest imponujące, jednak historie bohaterów łączą się ze sobą za sprawą przedmiotu przechodzącego z rąk do rąk - autentycznego nocnika Napoleona.
Przemysław Czapliński pisze, że powieścią nie rządzi jednak zasada chronologii, lecz reguła sagi.
"Pojawianie się postaci wynika jednak nie z przynależności do rodziny, lecz z przypadkowych spotkań. Powieść ma więc strukturę krzewu genealogicznego - plątaniny bliższej plotkom niż kronice. Losy ludzkie, jak gałęzie, na moment się stykają, by rozejść się w różne strony i nieoczekiwanie zejść. Z tych meandrów genealogicznego krzewu wynika, że nikt nie jest samotną opowieścią, i że nikt nie jest przypisany do jednego miejsca na ziemi."
Marta Mizuro zauważa:
"Przybliżając do siebie tak odmienne egzystencje, fruwając swobodnie ze świata do świata i wyplatając z nich, o dziwo, spójną historię, pisarka dowodzi, że każdy zbieg okoliczności jest możliwy. W wyobraźni rzecz jasna. 'Chmurdalię' z pewnością można uznać za jej manifest." ("Przekrój" nr 16/2010, 7.05.2010)
Występujące w niej osoby dałoby się pozamieniać miejscami urodzenia, płcią, językami i w ten sposób pokazać że istnieje świat poza Piaskową Górą i tylko przypadek decyduje o tym, gdzie wylądujemy i kim się staniemy.
Bator łączy żywioł opowieści z wyrazistym poglądem na sprawy, wobec których nikt nie pozostaje obojętny. Relacje erotyczne, macierzyńskie i siostrzane przyjmują w "Chmurdalii" nową postać.
Źródła: www.wab.com.pl, www.instytutksiazki.pl, materiały prasowe.
- Joanna Bator
"Chmurdalia"
Wydawnictwo W.A.B., 2010
123 x 195, 504 ss., twarda oprawa
ISBN 978-83-7414-737-8
www.wab.com.pl
Joanna Bator i tekstowe rozkosze
"Gazeta Wyborcza" prezentuje książki nominowane do nagrody Nike 2011. Wszystkim autorom redakcja zadaje te same pytania:
Redakcja: O czym jest "Chmurdalia"?
Joanna Bator: - To "Odyseja" na opak. Jej główna bohaterka, Dominika-Odyska, nie wraca do Itaki, lecz coraz bardziej oddala się od domu. Napisałam opowieść o możliwości oderwania się od gotowego schematu, który czeka na nas tak, jak na Dominikę matczyna fantazja o wystawnym ślubie. Podróż jest opozycją wobec domu i przymusu "zostania na swoim miejscu". Dominika spotyka po drodze ludzi o pokrewnych historiach: potomkinię Hotentockiej Wenus, zwariowanego cukiernika, rozpamiętującą Eulalię. Nie ma domu i jednocześnie wszędzie jest u siebie. Jej wędrówka to niekończący się wysiłek zbudowania własnej narracji, w której uda jej się ocalić i rodzinną Piaskową Górę z matką Jadzią, i queerową rodzinę z wyboru. W tym sensie "Chmurdalia" jest także opowieścią o sile słowa, które zmienia świat. Każdy ma tu prawo do swojej opowieści i każdy na swój sposób mocuje się ze stworzeniem mikrohistorii w świecie skażonym złem. Nie ma przeznaczenia ani ostatecznego celu, a ludzkie losy splatają się za sprawą przedmiotu tak groteskowego, jak nocnik Napoleona. Poza wszystkim "Chmurdalia" to rozpasana opowieść o przyjemności opowiadania. Bardzo przemawia do mnie książka Rolanda Barthes'a "Sade, Fourier, Loyola". Pokazuje, jaki ci trzej autorzy pławią się w tekstowej rozkoszy niczym młode foczki w morzu. Loyola opisuje ćwiczenia duchowe, Fourier - organizację falansterów, Sade - tortury, a w tym wszystkim widać, jak porywa ich cud narracji.
Jak pani sobie wyobraża swojego czytelnika?
- Nie wyobrażam sobie. Ale wiem, że książka pójdzie w świat i w procesie jej tworzenia mam poczucie odpowiedzialności. Chcę więc napisać dobrą historię, bo wkrótce ona przestanie być tylko moja. Obawiałam się, że moje powieści będą o wiele bardziej hermetyczne, skazane na akademicki odbiór. Jeśli czytelniczka w małym śląskim miasteczku mówi mi na spotkaniu, że jej ogród działkowy to taka Chmurdalia, i opowiada mi o kwiatach, jakie w nim rosną, to jest to dla mnie ogromna przyjemność. W moim rodzinnym Wałbrzychu od zeszłego roku działa klub książkowy o nazwie Chmurdalia. Uczestnicy spotkań w bibliotekach, z pełnymi uwag i pytań notesami w ręce, piszący długie listy z pięknymi opowieściami, to moi czytelnicy. Nie chciałabym ich zawieść.
Jaka jest najważniejsza książka w pani życiu?
- W moim przypadku wygląda to tak, że różne książki stają się ważne w genealogii moich kolejnych życiowych doświadczeń. Mam ogromną słabość do genealogicznych fantazji, śledzę te przygody pamięci z dużą uwagą. Myślę na przykład, że dla "Chmurdalii" oprócz "Odysei" ważna była pewna książka z przepisami. Jako dziecko w przaśnych czasach PRL-u wąchałam włoską książkę kucharską pełną pięknych fotografii, która - nie wiem jak - zawędrowała pod nasz dach ze swoimi antipasti, lasagne i rigatoni. Dała mi przeczucie innych smaków tak silne, że do dziś czuję tamten głód. Nadal wącham książki.
Za żadną cenę nie chciałabym pisać jak...
- Do literatury prostytucyjno-narcystycznej potrzebne jest bardziej chwiejne poczucie własnej wartości i więcej alkoholu. A do ideologicznych laurek czy postgombrowiczowskiej młodzieżowej błazenady - parę lat i doświadczeń mniej. Nie sądzę więc, by groźba pisania tak, jak nie chcę, była w moim przypadku poważna.
Co jest ważniejsze - literatura czy polityka?
- Literatura może istnieć poza polityką, ale polityczna literatura jest dla mnie pod każdym względem ważniejsza od niepolitycznej. Są dwa rodzaje dobrych książek. Pierwszy to takie, które niosą ukojenie, bo pięknie opisują to, co znane. Nie wbijają igły pod paznokieć. Drugi to książki, które zmieniają świat. Zostają w głowie jak zadra, ich słowa słyszymy potem w sobie, bo coś zostało za ich sprawą odwrócone, przesunięte. Takie książki piszą np. Elfriede Jelinek i Herta Müller. Tylko te drugie są polityczne i tylko te drugie mnie interesują.
Jeśli nie pani, to kto z dwudziestu nominowanych powinien dostać w tym roku Nike?
- Nie zdążyłam jeszcze przeczytać wszystkich 20 książek. Nawet jeśli bym to zrobiła, nie sądzę, bym odpowiedziała na tak sformułowane pytanie. To nie moja rola. Chciałabym, żeby Nike dostała najlepsza książka. Niekiedy już się tak zdarzało.
Źródło: wyborcza.pl - 9 czerwca 2011