Jeszcze pracując u Chanżonkowa, Starewicz rozpoczął też swoją przygodę reżysera i operatora filmów fabularnych. Pierwszym aktorskim filmem, w którym do przedstawienia niektórych scen wykorzystuje również swoje talenty animatora, jest "Podróż na Księżyc". Trickowe efekty, właściwe dla animacji, stosuje również w przeniesionym na ekran poemacie Puszkina "Rusłan i Ludmiła". W roku rozpoczęcia I wojny światowej odchodzi z wytwórni Chanżonkowa i rozpoczyna realizację filmów w dziale filmów fabularnych rosyjskiej organizacji charytatywnej. Kręci tutaj między innymi parodystyczne filmy obyczajowe, antywojenne w wymowie, jak chociażby "Lilia Belgii". Do kolejnych filmów fabularnych zawsze wybiera tematy związane z bajkową fantazją czy alchemią, pokazując przy okazji w takich scenach swe niezwykłe filmowe umiejętności. W jego adaptacjach utworów Gogola - "Straszliwej zemście", "Nocy przed Bożym Narodzeniem", "Nocy majowej" czy "Soroczyńskim jarmarku" - dzięki wszechstronnym talentom Starewicza doskonale oddane zostają motywy ludowo-bajkowej fantastyki.
W "Caliostro" z 1918 roku wykorzystuje w ciekawy sposób efekty optyczne, budując pełną magii atmosferę. W tym czasie przenosi na ekran także dramat Jerzego Żuławskiego "Jola" oraz powieść "Mistrz Twardowski" Józefa Ignacego Kraszewskiego ("Pan Twardowski"). Pełen fantazji, bajkowy świat kreowany przez reżysera w filmach kontrastował z okrutnym czasem światowego konfliktu zbrojnego, a także z wywołaną Rewolucją Październikową wojną domową. Przed tą ostatnią uciekł wraz z rodziną do Jałty, a później, przynaglany obawami związanymi ze zbliżającą się Armią Czerwoną, opuścił terytorium Rosji.
W 1920 roku przyjechał do Paryża, by rozpocząć nowy etap nie tylko życia, ale również twórczości. Był to właściwie powrót do jej początków i tego co było mu najbliższe - animacji. Po pierwszych filmach, utrzymanych bardziej w stylu satyry i parodii, realizuje tu swoje najwspanialsze, pełne niezwykłości i baśniowego uroku filmy, już dźwiękowe, które prowadzą go na szczyt uznania i popularności, nie tylko w Europie.
Do animacji powraca filmem "W szponach pająka", utrzymanym w stylu swojej wczesnej twórczości. W 1922 roku realizuje kolejną bajkę - tym razem satyrą polityczną - "Żaby chcą króla". Jej popularność sięgnęła nawet Chin, gdzie film miał liczne projekcje. Zrealizowana rok później "Miłość czarna i biała", w której pojawia się lalkowa postać Charliego Chaplina, to z kolei parodia westernu prześmiewająca hollywodzkie obyczaje. Wreszcie w 1923 powstaje kolejna animacja, jeden z piękniejszych filmów reżysera, "Słowiczy głos". To baśniowa opowieść o dziewczynce, która uwalnia trzymanego w klatce słowika, a on odwdzięcza się, obdarowując ją pięknym głosem. Animacja zostaje nagrodzona medalem Riesenfelda - za najlepszy, nowatorski, nieamerykański film animowany, pokazywany w Stanach Zjednoczonych. Tym samym sukces filmu otwiera jego reżyserowi, wraz z licznymi pochwalnymi recenzjami, drogę do Hollywood. Artysta rezygnuje jednak z tamtejszych propozycji i pozostaje w Paryżu. Nie bez znaczenia dla tej decyzji był styl pracy samego Starewicza, odbiegający od modelu hollywoodzkiego. Swoje filmy realizuje w kameralnej atmosferze domowej pracowni w Fontenay-sous-Bois, gdzie mieszka wraz z żoną i córkami, które stanowią zarazem jego filmową ekipę. Żona szyje kostiumy dla lalek, pomaga także przy ich tworzeniu, podobnie jak córka Irena, młodsza Nina często występuje obok lalkowych bohaterów w animacjach ojca. W niewielkim atelier pod Paryżem Starewicz wyczarowuje swoje najpiękniejsze, pełne zdumiewających, trickowych pomysłów i jednocześnie poetyckie filmy. W latach 20. oprócz wspomnianych już tytułów powstają także kolejne bajkowe animacje, jak: "Mała śpiewaczka uliczna", "Oczy smoka", "Szczurze miasto i szczurza kraina" czy rozgrywający się w średniowiecznych realiach "Zaczarowany zegar". Animacje Starewicza to starannie dopracowane arcydziełka, kreujące ożywione, magiczne światy i skrzące się od fajerwerków nowatorskich pomysłów, jak choćby ukazanie animowanych snów dziewczynki ze "Słowiczego głosu" czy pijackich majaków w pełnym gagów "Szczurzym mieście...", fruwających motyli i ptaków, próśb żab w postaci baloników przypominających komiksowe dymki. W przypadku niektórych filmów, np. "Słowiczego głosu", mamy do czynienia z techniką kombinowaną, gdyż obok animacji pojawia się doskonale z nią zharmonizowany realny świat, a także aktor.
Prawdziwym majstersztykiem i ukoronowaniem twórczości Starewicza jest pełnometrażowa lalkowa animacja - pierwszy animowany długi metraż na świecie - "Opowieść o lisie", nad którą reżyser rozpoczął prace w 1926 roku. Animację, stworzoną na podstawie "Lisa Przechery" Goethego, kończy w 1930. Długo trwają poszukiwania producenta gotowego pokryć koszty udźwiękowienia filmu, na które środków nie ma też sam artysta. Sposobem na zdobycie niewielkiej ich części staje się realizacja adaptacji bajek La Fontaine'a - "Lew i mucha" i "Lew starzeje się" - oraz doskonałej serii niezwykle pomysłowych filmów z pieskiem-maskotką Fétichem.
Dopiero siedem lat później "Opowieść o lisie" - gotowe już dzieło - kupiła i udźwiękowiła niemiecka wytwórnia. Film ma uroczystą premierę w Berlinie, a francuska wersja językowa powstaje w 1941 roku. W "Opowieść o lisie" pojawiają się wspaniałe lalki Starewicza, tym razem znacznie większe niż zazwyczaj, bo liczące nawet 80 cm - i z doskonałą mimiką. Dzięki specjalnym mechanizmom na twarzy Królowej Lwicy, jednej z filmowych postaci, odbija się cały wachlarz uczuć i emocji. Właśnie doskonale dopracowane lalki, unikatowe wówczas - jeśli idzie o ich mimiczne możliwości - wirtuozeria realizacji filmu, widoczna już choćby we wprowadzeniu, gdzie na tle przewracanych kart księgi ukazują się kolejni, trójwymiarowi bohaterowie bajki, a także umiejętność oddania w animacji uniwersalnej, chwilami zabawnej opowieści decydują o walorach "Opowieści o lisie".
Pełna oryginalnych pomysłów - jak zawsze u Starewicza - seria opowiastek o przygodach Fétiche'a to ostatnie przedwojenne filmy reżysera. To w nich wykorzystał tak ciekawe rozwiązanie, jak umieszczenie akcji we wnętrzu butelki, świetnie ukazał moment zatopienia okrętu i podwodny świat czy zobrazował marzenia pary młodych małżonków, którzy w lecących ptakach dostrzegają noworodki. Po wojnie Starewicz realizuje jeszcze kilka obrazów, m.in.: "Zanzabella w Paryżu", "Kwiat paproci", "Niedziela w Szczebiotkowie" czy "Północna karuzela".
Umiera w 1965 roku w swoim domu pod Paryżem, pozostawiając niedokończony film "Jak pies z kotem", nad którym pracował w ostatnim okresie życia. Mimo sukcesów i popularności, jakie zdobył zarówno kiedyś w Moskwie, jak i w latach 20. i 30. we Francji, gdy święcił triumfy nie tylko w Europie, umiera w biedzie. To w znacznej mierze efekt wyboru reżysera, który nie skorzystał z propozycji studiów filmowych - swoje filmy chciał robić sam, korzystając jedynie z pomocy małej ekipy jaką stanowiła rodzina.
Starewicz, którego nazwisko znajduje się na kartach historii kinematografii Litwy, Rosji i Francji, gdzie żył i pracował, przez długi czas w Polsce był niemal zapomniany. Jego sylwetkę w ciekawy sposób przybliża film "Treser żuków" - koprodukcja polsko-litewska - opowiadający nie tylko o życiu i twórczości wielkiego maga animacji, ale też próbujący przywołać bajkowy i pełen magii świat z jego filmów.
Starewicz był wielkim czarodziejem kina, a jednocześnie wspaniałym rzemieślnikiem, który tę magię wyczarowywał własnymi rękami. Dodajmy, także człowiekiem wszechstronnie uzdolnionym, który obmyślał scenariusze własnych filmów, robił wspaniale lalki, imponujące scenografie, operował kamerą - często w niezwykle pomysłowy sposób. Był montażystą i reżyserem. Robiąc to co kochał, przez całe swoje życie zrealizował około 70 filmów - w tym kilkanaście fabularnych. Jest również światowym rekordzistą jako twórca największej liczby animacji lalkowych. W bogatym dorobku Starewicza to jednak nie imponujące wyliczenia są najważniejsze, lecz samo bajkowe i skrzące od pomysłów kino, w którym można śledzić choćby zabawny melodramat żuków, przygody szczura podróżującego automobilem, pieska zwiedzającego podwodny świat, lot słonia nad miastem, sugestywne światy marzeń sennych bohaterów i ich zwid. Jak stare dobre bajki, również pełne fantazji i mądrości filmy Starewicza, nie utraciły swoich walorów. Pod postacią historii z życia owadów i zwierząt kryją się przecież opowieści o świecie ludzi, z uniwersalnym przesłaniem czy morałem. Animowane perełki Starewicza mówią właśnie o ludzkich marzeniach, snach o piękniejszej rzeczywistości, a także obawach, słabościach, przywarach, które od wieków pozostają niezmienne.