Wznowienie przez wydawnictwo Prószyński powieści Stanisława Dygata "Disneyland" odsyła czytelnika - już za sprawą okładki wykorzystującej kadr z filmu i wizerunki aktorów kreujących główne role, Daniela Olbrychskiego i Barbary Kwiatkowskiej - do filmowej adaptacji tej prozy. Okładka sugeruje w oczywisty sposób tożsamość dzieła literackiego z jego ekranową realizacją. Nic bardziej mylnego, choć zabieg jako chwyt marketingowy jest usprawiedliwiony.
Utarło się uważać, że Dygat jest dziś pisarzem zapomnianym. Jest to jednak nie całkiem uprawnione - jego proza była bowiem przez lata wielokrotnie wznawiana. Także powieść "Disneyland", którą wznawiano od 1965 roku przynajmniej raz na dekadę. Obecne wydanie DVD w serii Mistrzowie Polskiego Kina przypomina także "Jowitę".
Film powstał wkrótce po wydaniu powieści, a podobno reżyser zainteresował się nią jeszcze przed wydaniem książkowym, w chwili, gdy była w odcinkach drukowana w prasie ("Przegląd Kulturalny"). Piętno scenarzysty Tadeusza Konwickiego i reżysera Janusza Morgensterna sprawiło, że film "Jowita" nie jest jednak tym samym, co jego literacki pierwowzór "Disneyland".
Warto sięgnąć do recenzji filmu Rafała Marszałka pod znamiennym tytułem "Czym jest, czym mógłby być":
Proza "Disneylandu" ma swoje przewrotności i subtelności, których rysunek może być wiarygodny tylko z pierwszej ręki; pewne jest, że najbardziej twórczym reżyserem filmowego "Disneylandu" Dygata byłby Stanisław Dygat. (...) Centralne pytania książki Dygata - pytania o możliwość bycia kimś stanowiącym naprawdę o swym własnym losie - pozostały w filmie ledwie naszkicowane. Charakterystyka bohaterów, bogato zobrazowana od strony romansowych kulis, nie została postawiona jako problem psychologiczno-moralny. Reżyser opowiedział historię Marka Arensa - chłopaka, który w życiu błądzi i potyka się. Niewiele jednak powiedział o Arensie, "obsesyjnym" bohaterze Dygatowym: tym, który żyje właściwie życiem niechcianym, nie rozumiejąc jego sensu i kierunku, nie będąc nigdy pewnym, co jest przyczyną, a co skutkiem. ("Film" nr 40/1967).
Marek Arens jest odnoszącym sukcesy sportowcem (początkowo bokserem, potem biegaczem), a z zawodu - architektem. I w sporcie, i w wykonywanym zawodzie objawia talent, ale brak mu pasji. Ma też na koncie sukcesy erotyczne, ale nie doświadczył uczucia, które nadałoby sens życiu. Życie go nudzi. Pewnego dnia na balu maskowym spotyka dziewczynę w przebraniu Turczynki. Nad zasłoną zakrywającą twarz widzi tylko jej oczy. Dziewczyna przedstawia się jako Jowita. Markowi wydaje się, że jest w nieznajomej zakochany, ale tak naprawdę zakochany jest jedynie w swojej fantazji, iluzji, którą sobie stwarza. Tajemnicza nieznajoma ma naprawdę na imię Agnieszka i Marek nawiązuje z nią romans, jak przedtem z wieloma innymi. Agnieszka jest człowiekiem z krwi i kości, ma więc swoje wady i zalety, Marek nie potrafi takiej realnej osoby darzyć uczuciem innym niż letnie. Jego myśli są przy idealnej i nierealnej Jowicie. Agnieszka odchodzi do innego, wyjawiając jednocześnie, że Jowita jest fikcją i Marek nigdy jej nie spotka w realnym świecie. Odarty ze złudzeń Marek postanawia przeformułować swoje życie. Wymierza sobie coś w rodzaju kary. Prowokuje sytuację, w wyniku której trafia do więzienia.
Sławny sportowiec Marek Arens (Daniel Olbrychski) zakochany w dziewczynie fantomie, która go zwodzi, gubi się między rzeczywistością a marzeniem, w końcu przeżywa wielką deziluzję. "Ja chciałem być w życiu szlachetny, uczciwy, ale nigdy mi to jakoś nie wychodziło. Teraz chcę zacząć życie na nowo, ale przedtem muszę wszystko przekreślić. Weź mnie na komisariat!" - woła do milicjanta, który miał go wypuścić na wolność" - pisze Tadeusz Sobolewski, finał filmu nazywając przewrotnie pozytywnym ("Gazeta Wyborcza", 16.11.2007).
Choć powieść Stanisława Dygata ma swoje wady (na przykład konstrukcyjne), to jednak jest to kawałek solidnej prozy. Powieść, dzięki analizom psychologicznym, już w momencie wydania robiła wrażenie wnikliwej, dziś wydaje się wręcz zaskakująco prekursorska w swoich diagnozach. Nieco inaczej ma się rzecz z filmem. Morgenstern i Konwicki zmienili tytuł ze znaczącego "Disneyland" na neutralny "Jowita". Posunięcie to jest równoznaczne z wyrzuceniem klucza do drzwi zamkniętego pokoju.
Disneyland, to przecież w jednoznacznym sensie kraina dziecięcości, niedojrzałości, dygatowski odpowiednik Nibylandii z "Piotrusia Pana". Wprowadzony do psychologii w 1983 roku przez terapeutę doktora Dana Kileya termin "syndrom Piotrusia Pana" odwołujący się do tej dziecięcej lektury, dziś wszedł do powszechnego użycia. Nie był jednak w użyciu w 1965 roku, kiedy Stanisław Dygat na własną rękę sięgnął po "Piotrusia Pana", pisząc swoją "historia chłopca, który nie chciał dorosnąć". Powieść "Disneyland" o Marku Arensie, mężczyźnie, który wolał świat fantazji od rzeczywistości, pozostał egotyczny jak dziecko i wciąż szukał poklasku i miłosnych przygód, by się dowartościować. A przede wszystkim zapalczywie goniąc za miłością, nie miał pojęcia, czym ona jest. Powieść "Piotruś Pan" pozostała w filmie jako rekwizyt, cytowana Arensowi przez Dorotę, koleżankę z klubu sportowego, po wspólnie spędzonej nocy. To Dorota (niedoceniona postać i niedoceniona kreacja aktorki Anny Pleskaczewskiej) dzierży, i w powieści i w filmie, klucz do właściwego odczytania historii Marka Arensa. W filmie, niestety, zbyt mocno przesunięto akcenty, by stało się to oczywiste.
"Jowita" zyskała uznanie na festiwalach, recenzje były jednak letnie, a często dość krytyczne. Podobnie jak Rafał Marszałek, także Aleksander Jackiewicz ganił reżysera i scenarzystę za pochopne odejście od literackiego pierwowzoru i spłycenie problematyki:
Dygat opowiada o Marku Arensie ironicznie, ironiczno-lirycznie - pisał krytyk. - W dodatku jego ustami. Niby Marek sam o sobie opowiada. Płaszczyzna perypetii bohatera i płaszczyzna jego stosunku do nich - pięknie się łączą. Powstaje mieszanka żartobliwa, chwilami łobuzerska, ciepła, nie pozbawiona jednak cierpkości. (...) Trzeba było wejść w skórę Dygata. Niestety, (...) tak się w Jowicie nie stało. Film całą historię zobiektywizował. To nie Marek Arens opowiada o sobie. Opowiadają o nim autor scenariusza Tadeusz Konwicki i reżyser filmu. (...) Reżyser może zanadto zawierzył współuczestnictwu odbiorcy w tworzeniu tej postaci, na co wskazuje mnóstwo scenek ze słabiutkimi podtekstami, tak słabymi, że ledwie docierają do widza, i to pod warunkiem, że zna powieść. (...) Ja nie jestem przeciwko filmowi "Jowita". Ja tylko martwię się, że to nie jest "Disneyland" ( Aleksander Jackiewicz, "Moja filmoteka. Kino polskie" Warszawa 1983, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe).
- "Jowita", Polska 1967. Reżyseria: Janusz Morgenstern, scenariusz: Tadeusz Konwicki, dialogi: Stanisław Dygat, zdjęcia: Jan Laskowski, scenografia: Zdzisław Kielanowski, muzyka: Jerzy Matuszkiewicz, montaż: Wiesława Otocka. Występują: Daniel Olbrychski (Marek Arens), Barbara Kwiatkowska (Agnieszka "Jowita"), Kalina Jędrusik (Helena Księżakowa), Ignacy Gogolewski (Michał Podgórski, szef Marka), Anna Pleskaczewska (lekkoatletka Dorota), Iga Cembrzyńska (prostytutka "Lola Fiat 1100", miłość trenera Szymaniaka), Ryszard Filipski (sierżant Kosmala, znajomy Marka), a także m.in. operator Sławomir Idziak oraz reżyser Andrzej Kotkowski i skrzypaczka Wanda Wiłkomirska (gra samą siebie). Czarno-biały. Czas trwania: 91 min. Premiera: 29 września 1967.
Nagrody:
- 1967 – Nagroda za reżyserię i nagroda CIC (Międzynarodowa Organizacja Katolicka ds. Filmu) na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastian dla Janusza Morgensterna;
- 1967 – nagroda ministra kultury i sztuki dla reżysera; nagroda w plebiscycie widzów Wielkopolski "Polne Kwiaty" dla Kaliny Jędrusik.
Autorka: Ewa Nawój, grudzień 2011