Koncert na klawesyn (lub fortepian) i orkiestrę smyczkową op. 40 (1980) Henryka Mikołaja Góreckiego powstał na zamówienie Polskiego Radia z przeznaczeniem do radiowego cyklu prezentacji współczesnych twórców polskich "Forum kompozytorów". Prawykonanie wersji klawesynowej odbyło się 2 marca 1980 roku w Katowicach. Solistką była Elżbieta Chojnacka, której Koncert został dedykowany. Ponadto grała grupa smyczków Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji pod dyrekcją Stanisława Wisłockiego. Przewidzianą przez kompozytora wersję z solowym fortepianem zamiast klawesynu wykonano po raz pierwszy dopiero dziesięć lat później, 22 kwietnia 1990 roku, podczas festiwalu Poznańska Wiosna Muzyczna. Grał Jarosław Siwiński z Orkiestrą Symfoniczną Akademii Muzycznej w Poznaniu pod dyrekcją Marcina Sompolińskiego.
W spisie kompozycji Góreckiego Koncert na klawesyn sąsiaduje z utworami o zupełnie innym charakterze. Wcześniej mamy takie dzieła, jak 3. Symfonia (1976) i Beatus vir (1979), później zaś Błogosławione pieśni malinowe do tekstów Norwida (1980) oraz Miserere (1981), wielki utwór na duży chór mieszany a cappella. Wszystkie te kompozycje są długie, mają w mniejszym lub większym stopniu sakralny wymiar i kontemplacyjną atmosferę. Koncert trwa zaledwie 9 minut, jest niezwykle dynamiczny, pełen rytmicznej werwy. W obu jego częściach panuje szybkie tempo i duża dynamika.
Wyraźne są związki Koncertu z muzyką góralską. A jednak ten utwór wpisuje się dobrze w ciąg kompozycji "redukcyjnych", idący od Refrenu (1965), a charakteryzujący się dążeniem do maksymalnej oszczędności środków. Koncert klawesynowy realizuje w pełni ideę redukcji. Jednolita od początku do końca faktura, ograniczony zasób środków harmonicznych, ostinatowe figury melodyczne i uporczywe, motoryczne rytmy zbudowane z wartości ósemkowych - to ewidentne przejawy tej idei, która jednak budziła wciąż niepokój krytyków. W recenzji z wykonania Koncertu na "Warszawskiej Jesieni" w 1981 roku Małgorzata Gąsiorowska pisała:
"Wielbiąc bez reszty '3. Symfonię' Góreckiego - trudno mi jednak nie zwierzyć się z rozterki, jaka towarzyszy mi podczas kolejnych wykonań 'Koncertu'. Cóż bowiem niesie ta muzyka? Z jednej strony - nieustępliwy, tym razem przyspieszony puls, jakieś wyzwanie rzucone kunsztownym 'arabeskom dźwiękowym', z drugiej - rodzi niewątpliwie pytania w duchu gabinetowych rozważań muzykologów. Dokąd zmierza Górecki ze swymi 'dwoma akordami na krzyż'? Z maksymalnym uproszczeniem faktury? Ze swoją quasi-bachowską, jak w 'Koncercie', tonalną pląsawicą, okraszoną już to 'wierchową', już to 'dziadowską' nutą smyczków?" Jakby w odpowiedzi na takie pytanie pojawiały się próby włączenia 'Koncertu' w jednolity nurt ideowy naznaczony przez '3. Symfonię' i psalm 'Beatus Vir' ".
Jednak najwłaściwszej chyba odpowiedzi udzielił sam kompozytor, który określił swój utwór jako "wybryk"! To określenie można już tylko rozwinąć fragmentem pełnej niedowierzania, a przecież jak najbardziej prawdziwej, opinii innej entuzjastki muzyki Góreckiego, Teresy Maleckiej:
"Krótki, zgrabny, instrumentalnie efektowny - chciałoby się powiedzieć - utwór lekki, przyjemny do słuchania, dający, jak sądzę, satysfakcję wykonawcy. Utwór, który jak na Góreckiego z ostatnich lat - zaskakuje, onieśmiela. Po 'II' i 'III Symfonii', po 'Beatus vir', po tych dziełach największych, najdonioślejszych w polskiej kulturze, powstaje takie efektowne 'cacko'."
Polskie Centrum Informacji Muzycznej, Związek Kompozytorów Polskich, listopad 2001.