Monografia-esej odwołuje się do literatury, filozofii, antropologii, etnologii, do polityki i historii idei, do psychologii, kosmologii i kosmogonii, i niemal do wszystkich dziedzin sztuki. Poruszamy się w gąszczu problemów i wątków, a w tym gąszczu, precyzyjnie motanym i przecinanym jasnym rozpoznaniem, kryje się twarz Tuwima. I gdy zadajemy sobie pytanie: skąd ten natłok problemów, zdajemy sobie sprawę, że nasze pytanie zrodził stereotyp postaci Tuwima.
Piotr Matywiecki podjął się najtrudniejszego zadania: obalenia stereotypu poety "naskórkowego", słowiczego, tego z lektur szkolnych i z piosenek, postaci, którą już w dwudziestoleciu międzywojennym mitologizowano i - jak pisze autor - "mitologizowano tworzony przez niego mit", chociaż autokreacja poety nie była z góry przygotowywana. Tuwim "po prostu widział siebie jako bohatera własnych wierszy i kabaretowych utworów, jak kogoś serio i nie-serio, mądrego i powierzchownego, dobrotliwego i furiackiego".
W określeniu "widział siebie" kryje się wyzwanie dla autora monografii. Musi poprzez warstwę mitu i autokreacji dotrzeć do istoty ukrywającej się pod nimi, a jednocześnie uwzględnić obie te warstwy i ogromne kontrasty, które się w nich kryją. Czym innym, prawdziwie dramatycznym i o wymiarze tragedii, dodaje Matywiecki, były te kontrasty w życiu osobistym Tuwima.
Mamy więc do czynienia z maską i twarzą poety, z postacią zmitologizowaną i boleśnie prawdziwą, a także z człowiekiem, który symbolizował swoją epokę, pierwszą połowę XX wieku w Polsce.
Czy da się opowiedzieć epokę poprzez postać? Wszystkie jej uwarunkowania, napięcia, tragiczne wydarzenia i powikłania? Okazuje się, że ten życiorys dostarcza tak wielu charakterystycznych sytuacji egzystencjalnych, a poprzez swoje uwikłanie w wielokulturowość obejmuje tak duży obszar doświadczeń, że niemal w pełni przekazuje straszny czas epoki.
Piotra Matywieckiego niezbyt interesuje Tuwim Skamandrytów, gdyż napisano o tym setki stron. Jest oczywisty. Na ogół, co dokumentują zamieszczone w książce zdjęcia, widać tylko pół twarzy poety, tej jasnej, bez myszki, znanej wszystkim, oficjalnej, która nie bardzo zaciekawia Matywieckiego. Szuka tego, co kryje się w cieniu, w zasklepieniu, pod maską poety - wirtuoza słowa, niefrasobliwego układacza wyrafinowanych rymów, satyryka, autora kabaretowych tekstów, wierszy dla dzieci i Balu w Operze.
Niezwykle głęboka i wszechstronna analiza tekstów Tuwima pokazuje nam poetę metafizycznego, filozofa, znawcę literatur, człowieka Księgi, który niejednokrotnie w swoich strofach wyprzedza rozpoznania etnologów i badaczy kultur. Przy lekturze tej monografii uderza jednak ciemna, dramatyczna aura otaczająca życie i twórczość autora Słopiewni. Owa ciemność zagęszcza się do czerni w latach wojny, emigracji i później, po powrocie do kraju, kiedy Tuwim stał się sztandarowym poetą reżimu komunistycznego.
Trudno się oderwać od lektury wspaniale dobranych fragmentów listów, wypowiedzi, artykułów, które dokumentują antysemickie ataki na Tuwima w latach trzydziestych i potem, w czasie emigracji, w Stanach Zjednoczonych. Poprzez dokumenty (Piotr Matywiecki powstrzymuje się tu przed jakimkolwiek komentarzem autorskim, jakimkolwiek dopowiedzeniem) poznajemy tragedię Tuwima, gdy szaleje z niepokoju o życie matki, która została w Polsce, jego wyobcowanie i odrzucenie przez dużą część emigracji, a wreszcie jego kompleks nieuczestniczenia w zbiorowym losie Żydów i "kompleks ocalenia". Ten dramat pogłębia się, gdyż - jak pisze Matywiecki - Tuwim "wiedział, że jest Żydem, akceptował to, że jest Żydem, akceptował swoją żydowskość - ale w pewnym sensie nie akceptował żydostwa w sobie. [...] Tuwim nie był akceptowany przez Polaków i Żydów jako po prostu swój. I nigdy nie był przez Polaków i Żydów odrzucany jako po prostu obcy. Przez jednych i drugich, i w akceptacji, i w odrzucaniu, był trzymany na dystans".
Problem zakorzenienia Tuwima w polskości, jego najgłębszego osadzenia w tradycji kultury polskiej, a zarazem jego związków z tradycją żydowską i literaturą rosyjską ukazuje autor poprzez analizę zarówno doświadczeń egzystencjalnych Tuwima, jak i tekstów nie tylko poetyckich, lecz również takich jak mało znane Kamień i mogiła czy My, Żydzi polscy.
W tej książce, niezwykle logicznie zbudowanej, przejrzystej w swojej strukturze, w połączeniach wątków i ich z siebie wynikaniu, niejako koniecznym następstwem kolei losu autora Czyhania na Boga jest jego akceptacja komunizmu, ów pakt z diabłem, który po powrocie z emigracji do stalinowskiej Polski zamienia się w komunistyczną egzaltację i niemal całkowite poddanie się moskiewskiej propagandzie.
Piotr Matywiecki jest badaczem sprawiedliwym. Niczego nie upraszcza, nie osądza postawy Tuwima, przedstawia fakty, które mówią same za siebie. I znów materiały źródłowe, listy, wspomnienia, dzienniki pisarzy ukazują nam sylwetkę człowieka pełnego lęków, fobii, urazów. Fotografia, którą zamieszcza autor monografii, ukazuje przerażającą twarz martwego człowieka, trupią czaszkę tego, który właśnie wraca do kraju.
Wszystkie lęki Tuwima, fobie, neurozy, obsesje, tak precyzyjnie pokazane przez Matywieckiego, zaczynają się dużo wcześniej, jakby całe życie poety przygotowywało go do tego bycia-niebycia, istnienia w postaci żywego trupa. Podział na sferę życia i sferę śmierci zaczyna się niemal w dzieciństwie. Wstrząsające i nowatorskie jest ukazanie Tuwimowskiej wyobraźni eschatologicznej, odkrywanie, że istnieje "dzieciństwo końca świata", a wszystkie genezyjskie obrazy w wierszach odnoszą się, co udowadnia Piotr Matywiecki, do początku końca świata. Tak tworzona czy może wysupływana z dziesiątków dokumentów biografia nie tyle wyjaśnia twórczość Tuwima, co dotyka jej, koresponduje z nią, a więc - używając określenia autora - biografia i twórczość tworzą wspólnie "przeżycie ukośne". Jest to jedno z kluczowych i oryginalnych rozpoznań Piotra Matywieckiego. Stwierdza on, że jest to biografia nie tyle linearna, ile stacyjna, a więc istniejąca w sposób nieciągły, objawiająca się w swoich najważniejszych zawęźleniach. I nie kolejność zdarzeń, ale sam Los - pisany wielką literą - wyznacza owe stacje życia. Stąd też powroty w tej książce do kilku zdarzeń, kilku Tuwimowskich sformułowań, charakterystycznych wierszy oświetlanych z różnych stron, gdyż każda "stacja życia" nadaje im nowy sens. Czytamy więc:
Schematyzacja Tuwimowskiego świata w stacyjnym dramacie jego życia jest niezwykle ostra, wyrazista, kształtowana wedle praw kontrastu, według "tak i nie", bez niuansów - występuje w tym życiu strona żywotności i martwoty, świat euforyczny i świat depresyjny, w dziedzinie polityki świadomość jego zna tylko przeciwieństwa wojennej propagandy i pacyfizmu, faszyzmu i komunizmu. Fizyczna i duchowa droga tego człowieka wyraziście rozdwaja się na drogę ciała (często pod obrazem martwej kukły) i drogę duszy, która jest "nie stąd", nie z materialności świata.
We wszystkich wspomnieniach, które przytacza Matywiecki, pojawia się Tuwim ekstatyczny, euforyczny, egzaltowany, spontaniczny, nagle zapadający się w głąb siebie, patrzący w coś, nieobecny, "wyjęty ze świata". To zapatrzenie, owe chwile całkowitego wyłączenia są - pisze Matywiecki - "uwieczniającym się czasem, możliwym w kontemplacji czasu teraźniejszego". I dalej: "Z przeżycia ukośnego Julian Tuwim uczynił zwornik poetyckiej filozofii, będącej też filozofią poezji."
Oto kolejne rozpoznanie wizerunku poety - nie jest on "stąd", odczuwa grozę poruszania się w kieracie przyczynowości, szuka dla siebie wolności od przyczyn i skutków, sfery "nieuwarunkowanego". I taki Tuwim, zakleszczony w swoich lękach, wpatrzony w początek końca świata jest najbardziej rozdartym człowiekiem, gdy biegunowo sprzeczne linie jego życia "między jarmarkiem a powagą", odczuwaną śmiercią każdej chwili, zawęźlają się, jak to ukazuje Piotr Matywiecki, w dramat sumienia.
Analiza choroby na życie i śmierć, przechodzenia od euforii do głębokiej depresji stanowi w tej książce jeden z najbardziej przejmujących rozdziałów. A przecież takich rozdziałów jest tutaj o wiele więcej. Wszystkie one ukazują dramat życia autora Kwiatów polskich.
Innym odkryciem autora monografii jest opisanie napięcia, jakie występuje w tej twórczości między "ciałem roślinnym" a "ciałem kukłowym". "Teatr kukieł" obok rozdziału "Zoe i bios" wydaje się kluczowy dla nowego, niezwykle oryginalnego odczytania twórczości Juliana Tuwima.
Podejrzenie, że jest się k u k ł ą, zaczyna się od patrzenia na siebie z boku i rozdwojenia na patrzącego i oglądanego. To wprowadza postać sobowtóra, w rozmaitych, bardziej i mniej jawnych postaciach. Sobowtóry i podwojenia postaci potrafią mnożyć się w nieskończoność, widma stają się widmami widm.
Odkrycie, że istnieje w tej twórczości "cielesność fantomowa" i wszystko, co dzieje się w dynamicznym napięciu między obrazami w tych wierszach, dąży do unieważnienia materii, a ciało pragnie bezcielesności, jest pogłębieniem tej przerażającej sylwetki "żywego trupa".
Tuwim buduje nie tylko obcość kukieł. Buduje też - jak Golema - swoje za życia umarłe życie, za życia umarłe ciało, za życia umarłą miłość. Siebie - umarłego za życia.
Nie można chyba dobitniej określić, kim jest czy kim staje się z biegiem lat ten zdumiewający poeta kontrastów, czarodziej mowy, kuglarz, wirtuoz słowa, ten depresyjny myśliciel, człowiek dotknięty "samoświadomością braku".
W rozdziale "Zoe i bios" Matywiecki, sięgając do pracy Karla Kerenyi o Dionizosie i powołując się na wprowadzone tam rozróżnienie miedzy "życiem jako czymś nieskończonym" (zoe) i "życiem jako ograniczonością" (bios), analizuje pod tym kątem twórczość Tuwima, aby skonstatować: "Tuwimowska intuicja wykorzystała najbardziej archaiczne intuicje życia do stworzenia wyrafinowanej koncepcji poetycko-teologicznej, prekursorskiej wobec idei Teilharda de Chardin".
Uzgodnienie Chrystusa Bogo-człowieka z kosmicznym Chrystusem prowadzi autora monografii do przedstawienia religijności Juliana Tuwima - chrześcijańskiej, greckiej, żydowskiej.
Wszystkie ambiwalencje tej poezji, jej dramatyczne napięcia w jakiś sposób wyjaśnia zdanie Piotra Matywieckiego:
Tuwim był jednym z ludzi Boga, dla których niemożliwe są deklaracje wiary, a przecież bez przerwy w wierszach (listach, esejach) swoją różnopostaciową wiarę wyznaje i wyraża! Tak, wyznaje i wyraża, ale nie jako credo, nie jako punkt dojścia wiary, nie jako cokolwiek upewnionego.
Każdy, kto przeczyta rozdziały "Religia spokoju, Szabatu, religia Szalom" i "Ezoteryzm religijny", zrozumie, gdyż wywód autora jest niezwykle spójny i precyzyjny, jak sięgał Tuwim "rzeczy ostatecznych". I myślę, że ten, kto pozna owe nakładające się na siebie, uzupełniające się wizerunki poety, znajdzie przynajmniej jeden - tak wyrazisty i tak wstrząsający, że nie pozwoli mu zapomnieć o objawionej prawdzie twarzy.
W tę twarz wpatruje się Piotr Matywiecki - poeta, autor wielkiej eseistycznej książki o Zagładzie i Warszawskim Getcie Kamień graniczny. Znając twórczość Piotra Matywieckiego, zdajemy sobie sprawę, że wie on wiele o życiu-nieżyciu, o byciu fantomem wśród istniejących i zmarłych. Może również dlatego książka ta, przy wszystkich jej naukowych rozpoznaniach, imponującej erudycji, jest tak osobista.
Czytając ją, miałam wrażenie, że trwa rozmowa poetów w innej przestrzeni niż ta, którą można określić słowami. Niewyrażalne, tak oczywiste w tej monografii, jest tym naddatkiem filozoficznym i poetyckim, który ostro zarysowuje kontur twarzy Tuwima.
Piotr Matywiecki
Twarz Tuwima.
Wydawnictwo W.A.B.,
Warszawa 2007,
ss. 770 + nlb + ilustracje.
Iwona Smolka © by "Twórczość" 2007 | |