Pamiętam, że kiedy byłem dzieckiem fascynował mnie dziwny numerek na przedramieniu naszej mazurskiej sąsiadki, Pani Zameckiej. Pani Zamecka była niespotykanie ciepłą kobietą. Często opowiadała bardzo śmieszne mądrości żydowskie. Rodzice mówili, że była w obozie. Wtedy - jako kilkulatek - nie pojmowałem, o co chodzi.
Wiele lat później fotografowałem Marsze Żywych. Wtedy obejrzałem wiele dokumentów o zagładzie. Widziałem tysiące zdjęć pokazujących Auschwitz i jego likwidację. Góry martwych szkieletów obciągnietych skórą, przerzucanych koparkami. Zwiedziłem obóz. Oglądałem. Czytałem relacje. Mimo wszystko dalej nie czułem. Nie potrafiłem wyobrazić sobie ogromu emocji i przeżyć...
"Boże dlaczego!!!" wykrzykuje kończąc akt pierwszy opery “Pasażerka” jedna z więźniarek. Wchodząc za kulisy płacze. Nie potrafi się uspokoić. Łzy rozpuszczają makijaż. Reżyser Thaddeus Stassberger przytula ją. Stoją tak kilka minut uspokajając się nawzajem.
Niespotykanie realistyczna scenografia obozowa. Proste światło i realistyczne kostiumy. Do tego gra aktorska w otoczeniu pogranicza Europy i Azji. Fotografując chciałem, aby rzeczywistość sceniczna przenikała się z teraźniejszością; aby bal na statku mógł być równie dobrze każdym innym przyjęciem, czy bankietem we foyer. Granica między prawdą a sztuką jest dla mnie w tym wypadku płynna. Sztuka oparta na prawdzie i rzeczywistość, w której pamiętam że to wszystko może wrócić. Chciałem aby zdjęcia były niepokojąco rzeczywiste. Aby stworzyły były swego rodzaju nigdy nie stworzony “dokument” życia obozu.
"Pasażerka" to najintensywniejsze doświadczenie Auschwitz jakiego doznałem.
Wojciech Grzędziński