Tomasz Man KATARANTKA
To kolejna sztuka, pełnospektaklowa, nagradzanego autora, polonisty, pracownika uniwersyteckiego (ur. 1968). Jak czytamy w podtytule sztuka jest requiem - czyli "nieszczęściem w dwóch aktach".
Występują: Katarantka (dziewięćdziesięcioletnia malutka staruszka) oraz Książę, Kuglarz, Byłe Dziewczątko, Mąż Dziewczątka, Mama i Tato, czyli Rodzice, Fotograf, Dziewczyny, Organista, Skarb Nie Dziecko, Ale Zakochany i Dziewczę, Anioł, Podam Pani Dłoń, a także rozmaite Głosy.
Druk: "Dialog" nr 4/1998.
W tej sztuce wszystko jest stare - dwa pokoje z kuchnią i łazienką, meble, zegar ścienny, który nie chodzi, fotografie i Katarantka ubrana w stare zniszczone rzeczy. Jest niewidoma. Dzieci z podwórka nazywają ją Ciotką Gróbką. W pierwszej scenie, przedrzeźniając staruszkę, śpiewają: "Ciotka Gróbka / Idzie do ogródka / potknęła się bęc / umrze więc".
Katarantka całą uwagę koncentruje na sobie. Boi się świata zewnętrznego, przyjmuje wobec niego postawę obronno-napastliwą. Sąsiedzi ją drażnią i tylko czyhają na jej mieszkanie, dzieci - ma ich dwoje, adoptowanych, ale oni nie mają dla niej czasu, chcą ją zagłodzić. Zresztą Katarantka boi się ewentualnego ubezwłasnowolnienia: "Do domu starców chcą mnie oddać! Żebym umarła! (...) A tu ukradną, porozbijają mi wszystko". Wygraża im, by w chwilę potem błagać o litość: "Przyjdzie na was nieszczęście! (...)
Zmiłujcie się! Nie krzywdźcie mnie".
Zostały jej tylko wspomnienia. Są one jednak nieprzydatne, gdy nie ma się z kim nimi podzielić. Więc Katarantka dialoguje ze swoim sobowtórem. Widzi tę drugą w lustrze, jest młoda, piękna. Może to ona, taka, jaka była kiedyś? To przymusowe towarzystwo nie zadowala Katarantki. Są zbyt do siebie podobne, tak naprawdę ich rozmowa jest dwugłosowym monologiem.
Dzięki temu dwugłosowemu monologowi poznajemy bliżej Katarantkę i wszystkie atrybuty starości. Bohaterka ma kłopoty z koncentracją. "Ja to jestem taka chodząca zapominalnia" - mówi. Po kilka razy pyta o to samo, także Pana Boga.
Przy życiu trzyma ją jednak tak naprawdę "wola i przypomnienie", a jej wspomnienia, wywołane czy to przez fotografię, czy to przez przedmiot, którego przypadkiem dotknęła, materializują się na naszych oczach. Książę będzie uwodził Dziewczynę, ale ona porzuci go, a Kuglarzowi, którego ma go za trutnia, wyrwie pęk włosów z głowy, Dziewczynka zmuszana przez rodziców, by uśmiechnęła się do fotografii, która ma być pamiątką z pierwszej Komunii świętej, pokaże język, a następnie obleje się niechcący woskiem z płonącej świecy, to ona też nie będzie chciała znaleźć się na fotografii chóru kościelnego - "Nie jestem małpką" - oświadcza, Dziewczę zbywać będzie Ale Zakochanego, bo "miłość przynosi nieszczęście. Człowiekowi się w głowie przewraca od miłości".
Wszystkie te sceną mówią o jednym, o wielkiej potrzebie bycia kochaną. "Człowiek jest jak porcelanowa filiżanka, którą można tak łatwo skrzywdzić... Tak łatwo obrazić... Tak łatwo zdradzić... (...) i nie zrozumieć... przekreślić... i zniszczyć". My jednak mamy wątpliwości, czy Katarantka sama umiała i umie kochać. Kiedy przychodzi do niej Skarb nie Dziecko, wnuk, jedyna osoba, która odwiedza ją w jej samotni, Katarantka nie próbuje nawet przestrzegać zasad współżycia: najpierw nie chce go wpuścić, potem każe mu wchodzić przez okno, wreszcie wymyśla mu od złodziei. Usłyszy więc od wnuka, że zmusza ich do ciągłej troski o siebie i oni "muszą ciągle jeździć. Ja się uczę! - dodaje Skarb nie Dziecko. - Inni pracują. Nikt nie ma czasu". "Umrę i nikt nie będzie wiedział, że umarłam - odpowiada mu Katarantka. - Oby was piekło pochłonęło. (...) Bóg wszystko widzi. Modlę się, żeby jaką chorobę na was rzucił".
W akcie II odwiedza Katarantkę Anioł. Przynosi jej szansę pogodzenia się z jej własnym losem. Żeby już nie musiała nikogo przeklinać, jak to czyniła przez całe życie. Ale ona przegapi swoją szansę. Zobaczy w Aniele człowieka, który chce ją zabić. I okraść. A przecież ona nie ma niczego. Nikt nie słyszy jej wołania o ratunek. "Ze mną można tylko po dobroci" - przestrzega ją Anioł. Przynosząc Katarantce zapowiedź rychłej śmierci, daje jej możliwość przeżycia najszczęśliwszej chwili w całym życiu. Jednak Katarantka nie jest do tego zdolna. W chwili śmierci też woli swój codzienny lament i wymyślanie sąsiadom. Chce jednak wiedzieć, czy jej życie miało sens, czy Bóg jest i czy kochała naprawdę. Anioł jej nie odpowiada, bo przecież ona sama wie to najlepiej.
Kiedy Katarantka pójdzie po kartofle do piwnicy, odtrąci przyjazną dłoń dziewczynki Podam Pani Dłoń, która chce jej pomóc. Katarantka widzi w niej diablicę. Uderza ją, po czym sama spada ze schodów. Umiera, tak jak żyła, samotnie. "Kto mi uwierzy, że to najszczęśliwsza chwila w moim życiu! Taka prozaiczna. Kiedy już się wszystko wie, a nic nie można zrobić".I to już koniec, choć jeszcze Anioł, zabierając ją ze sobą, przypomni nam, że "Przyzwyczajenie jest ciemnością - / miłość nazywaniem od początku - / Między tymi rzeczami podróżuje człowiek / Czasami zatrzymuje się na chwilę, By ukoić swoje diamentowe serce...".
Dorota Jovanka Ćirlić "Dialog" Miesięcznik Poświęcony Dramaturgii Współczesnej styczeń 2002 | |