Tadeusz Wielecki od dawna z powodzeniem komponuje gatunki solowe i kameralne, niemniej dopiero od piętnastu lat pisze także na orkiestrę symfoniczną. Tafle (2002) były trzecią próbą, po Id (1996) i Grani (2000), a przed Ławicami (2005). Tytuł bardzo trafnie opisuje swoistą migotliwą fakturę wielu utworów Wieleckiego, które zdają się mienić niczym tafle wody w pełnym słońcu. To wielość nie do końca równoległych linii, skrzywień i odchyleń, prawdziwie współczesna heterofonia, która szczególnie w medium wielkiej orkiestry zyskuje pełnię wyrazu. W interesującym kontraście do przestrzennej rozciągłości utworu stoi jego kondensacja czasowa, która wywołuje efekt niedopowiedzenia.
Kompozytor pisał w typowym dla siebie stylu w książce programowej festiwalu Warszawska Jesień, na którym utwór zabrzmiał w 2002 roku:
"W 'Taflach', utworze zamówionym przez Filharmonię Poznańską i w Poznaniu wykonanym po raz pierwszy przez José Marię Florencio Júniora podczas wieczoru zamykającego sezon 2002, zresztą wykonanym razem z koncertami fortepianowymi Liszta; grał z wielką energią malutki Nelson Goerner i pamiętam, że... ale przepraszam, zapomniałem się, odbiegam od tematu... to nic, zresztą dobrze się składa, bo to zapominanie się trafnie właśnie oddaje sytuację, w jakiej znajduję się, kiedy tworzę w technice komponowanego trylu, siedząc przy fortepianie, niegdyś pełnym świetności, lecz dziś już jedynie o trzech klawiszach i improwizując przepyszne melodie, jak jakiś właśnie żeglarz na pełnym morzu, więc wychodzą melodie zmniejszone... zaraz, czy nie użyłem przed chwilą już po raz drugi słowa 'właśnie'? No tak, użyłem. Ktoś zauważył, że 'właśnie' to takie dziwaczne słowo na wszystkie okazje: jak się nie wie co powiedzieć, to zawsze można powiedzieć 'właśnie'..."
Ośmiominutowe Tafle rozpoczynają się od gęstniejącej, heterofonicznej faktury złożonej z sekundowych i mikrotonowych przebiegów w poszczególnych partiach, z których każda ma swoje falujące tempo i co jakiś czas przechodzi w tryl. Pod koniec drugiej minuty krótki łącznik perkusyjny prowadzi do drugiego ważnego gestu - homofonicznych pulsujących klasterów w jednorodnych grupach instrumentalnych (flety, oboje i klarnety; trąbki, puzony i waltornie przestrojone o ćwierć tonu). Następnie obie idee wymieniają się w dialogu lub nałożeniu, to opadając, to narastając w dynamice. Oryginalny kontrapunkt fletu, klarnetu i waltorni kończy pierwszą połowę i po generalnej pauzie, w początku szóstej minuty następuje właściwa kulminacja pełna powtarzanych dźwięków w dynamice fff i nieregularnym rytmie. W końcówce ustępują one miejsca z powrotem drugiemu gestowi, w którym ruch stopniowo zamiera i wchodzi na wysokie rejestry drewna.
Kluczowa dla faktury i brzmienia Tafli jest technika tzw. rozkomponowanego trylu, o której Wielecki mówił w wywiadzie dla magazynu "Glissando" (8/2006):
"To w pierwszym rzędzie pewien sposób kształtowania czasu. Coś pośredniego pomiędzy klasterem a wielogłosową konstrukcją. Pasma, wiązki linii melodycznych wyprowadzonych z trylu, w których zmiany prędkości przebiegu następują 'analogowo', tzn. bez kontrastu rytmicznego. Wewnątrz takiej linii ruch dźwięków jest stały, poddany jednak zwolnieniom i przyspieszeniom. W skrajnym przypadku prowadzi to 'poza czas', gdzie nie ma już wyczuwalnego pulsu, tylko stojące dźwięki; na drugim biegunie znajduje się skondensowany tryl in crudo. Pomiędzy nimi istnieją oczywiście pośrednie wartości tempa. Zapis jest przy tym bardzo dokładny: rytmikę kształtuję tak, aby nigdy nie dochodziło do tego, że następna wartość jest znacząco krótsza lub dłuższa od poprzedniej. Staram się płynnie przechodzić od przebiegów bardzo zagęszczonych do radykalnie rozrzedzonych."
Autor: Jan Topolski, grudzień 2010.