Wreszcie przestrzeń między polską muzyka niezależną a mainstreamem zaczynają zapełniać dużej klasy artyści środka. Przebojowi i na wysokim poziomie artystycznym, do tańca i do słuchania. Polacy są coraz lepsi w popie – tak jest z Rebeką, Kamp!, Foxem, Noviką, Furią Futrzaków. Ostatnio po wyszukaną elektronikę sięgnął kosztem gitar Makowiecki. Podobny ruch wykonali Sorry Boys.
Wiele lat temu Fokus rapował w utworze Paktofoniki: „czysta technika, żadnego fałszu”. Te słowa można z niewielkim przymrużeniem oka zastosować do nowej, bardzo dobrej płyty Sorry Boys. W stosunku do debiutanckiego albumu "Vulcano" jest mocniejsza, głośna. To klawisze są podstawą aranżacji, nie gitary. Te ostatnie ograniczają się do niewielkich interwencji, błyskotliwych zagrywek i partii solowych.
Producentem "Vulcano" jest Marek Dziedzic, który pracował m.in. nad brzmieniem znakomitego "Zapomnij" Ballad i Romansów. Płyta Sorry Boys jak ta Ballad nie nudzi, jest różnorodna i pomysłowa. Realizator uwypuklił atuty zespołu: głos Beli Komoszyńskiej, jej talent kompozytorski, wyobraźnię perkusisty Macieja Gołyźniaka. Kilkumiesięczne opóźnienie wydania albumu łatwo wybaczyć – wydłużona praca nad nim się opłaciła.
Już wydany długo przed premierą albumu zimowy singiel "The Sun" zdobył ogromne uznanie słuchaczy i krytyków. Ci, którzy nie znali wcześniej Sorry Boys, podkreślali zaskoczenie, że tak świetną piosenkę nagrała polska grupa. Połączenie brzmień klawiszy, akustycznej gitary, dud (!) i wokalu mogącego kojarzyć się z Florence Welch złożyło się na letni przebój. Niewiele słabszy okazał się "Phoenix", następna zapowiedź płyty. Te utwory wskazywały, że równo trzy lata od debiutanckiego "Hard Working Classes" wszystko znalazło się na swoim miejscu. Piosenki Sorry Boys są chwytliwe, mądrze ułożone w całą płytę, na której trudno znaleźć słabe punkty, produkcja jest przejrzysta.
Bardzo lubię potężnie brzmiące, powolne "Leaving Warsaw". Najlepszy jest tu moment, gdy w połowie piosenki na tle rytmu wybijanego na werblu Komoszyńska wypowiada tajemnicę miłości i dojrzewania: „Eventually, it was Warsaw who brought me up and gave me home/ Eventually, it was Warsaw who left me completely alone/ I’ll never forget that day”.
Cała płyta, jak na prawdziwie popową przystało, opowiada o nieszczęśliwej miłości, rozstaniach i powrotach. "Back To Piano" zaskakuje ograniczeniem podkładu do prostego fortepianu i – w końcówce – brzmień gitar. Komoszyńska śpiewa: „I’m not sure I should leave you now/ I’m closer to being a dead man than a living woman”. Podobnie poruszający jest tekst "Phoenix": „I hoped all old sins would’ve vanished/ But nothing has changed / No one’s to blame/ Phoenix in flames/ I beg you to stay”.
Oby Sorry Boys zostali tacy, jacy są. Bycie z nimi daje dużo satysfakcji i radości.
Vulcano, Sorry Boys, Mystic Production
Autor: Jacek Świąder, 21.11.2013