Prof. Szewach Weiss we wstępie do książki pisze o Aleksandrze Rozenfeldzie między innymi:
Wydaje mi się, że on zawsze działał wykorzystując tylko dwadzieścia procent swoich talentów, bo ten nadutalentowany człowiek prawie nigdy nie miał okazji, środowiska czy stanowiska, żeby mógł je w pełni zrealizować, ponieważ jego anarchizm nie pomaga w codzienności, choć pomaga mu pewnie pisać wiersze.
Rozenfeld wzbudził też podziw Szewacha Weissa jako jedyny znany mu Żyd, który w latach osiemdziesiątych wyemigrował do Izraela, ale jednak wrócił do Polski – przed ustrojową transformacją.
Rozenfeld o trudnych i bolesnych sprawach opowiada w sposób dowcipny, żartobliwy, ironiczny, bywa, że autoironiczny – stwierdza prof. Andrzej Chwalba. – Dowcip i ujmowanie złożonych kwestii w krótkich i prostych odpowiedziach są kolejną zaletą tej książki. Podobnie jak liczne dygresje i refleksje natury ogólniejszej, które nie pozwalają przejść obok niej obojętnie. Momentami przypomina to reportaże historyczne Ryszarda Kapuścińskiego. Jednak bez kompetencji Anny Jarmusiewicz, znanej i cenionej dziennikarki zajmującej się od lat historią najnowszą, zwłaszcza relacjami polsko-żydowskimi i pamięcią historyczną, tak wartościowa książka nie mogłaby powstać.
Wydawca, Oficyna Wydawnicza Łośgraf, przytacza też opinię prof. Andrzeja Paczkowskiego:
Autorka dopowiada warstwę ogólno-historyczną, uzupełniając tok relacji bohatera. Uderza w niej przede wszystkim skłonność do przewrotnych paradoksów, nasycenie tekstu anegdotami i autoironią, uciekanie od łopatologicznej martyrologii, ale niezapominanie przy tym, że patos też jest sposobem ekspresji. Widoczny on jest zresztą najczęściej w wielu wierszach Rozenfelda. Mają one sporą siłę perswazyjną, zarówno te, które mówią o żydowskim (polsko-żydowskim) losie, jak i odnoszą się do rzeczywistości PRL.
Bohater książki, Aleksander Rozenfeld, urodził się 30 czerwca 1941 roku w Tambowie na Powołżu. Ojciec poety, Adam, był inżynierem, matka, Elżbieta z domu Nissenbaum – bibliotekarką. Tworzyli warszawską wyemancypowaną, laicką rodzinę żydowską. Do ZSRR rzuciły ich pogmatwane losy wojenne.
Aleksander Rozenfeld był szarą eminencją lubelskiego środowiska literackiego w latach 1971–1981, z czego dwa ostatnie poświęcił etatowej pracy w NSZZ "Solidarność". W 1982 roku wyemigrował do Izraela. W 1987 roku wrócił do Polski – przez Rzym, gdzie cały poprzedni rok był pod opieką papieża Jana Pawła II, oczekując przywrócenia mu obywatelstwa polskiego.
Po powrocie do kraju zamieszkał w Złotowie w Wielkopolsce. W latach 1996–2001 pracował jako doradca w Kancelarii Prezydenta RP. Wydał między innymi tomiki poezji: "Wiersze na koniec wieku", "Poemat o mieście Złotowie i trochę innych wierszy", "Bzyk – wiersze nie dla dzieci", prozę: "Podanie o prawo powrotu".
Książka Anny Jarmusiewicz ukazuje go jako człowieka orkiestrę. Na liście zawodów, które wykonywał, nie ma bodaj profesji toreadora. Podobnie, trudno chyba znaleźć ważną osobę w świecie kultury i polityki, która nie zna Olka Rozenfelda. Spośród znakomitych anegdot o jego spotkaniach, warto wspomnieć choćby tę z czasu studiów na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W swobodnej rozmowie po egzaminie u profesora Karola Wojtyły, ówczesnego kardynała, oznajmił mu: "Wasza eminencjo, jeśli na takiej uczelni nie ma choć jednego Żyda, to uczelnia jest nieważna". W czasie pierwszej pielgrzymki papieża do Polski, Rozenfeld został zaproszony na przyjęcie do Pałacu Prymasowskiego. Jan Paweł II przywitał go i słowami: "Panie Olku, jeśli na takim obiedzie nie ma choć jednego Żyda, to obiad jest nieważny."
Pisać zaczął z nadmiaru wolnego czasu... w więzieniu, gdzie był zarówno skazanym, jak i nauczycielem. Debiutował na antenie Radia Olsztyn w roku 1968. W tym samym roku ukazały się jego pierwsze wiersze w "Nadodrzu" i "Życiu Literackim". Od początku ujawnił w nich duszę liryka i moralisty. Według samego autora, jego poezja buszuje w "źle zbadanym obszarze współczesnego czasu."
Aleksander Rozenfeld zmarł 3 marca 2023 roku.