Osobą, która wydobywa z bohaterki jej opowieść, jest pani Helena, kobieta mieszkająca w domu opieki społecznej. To nią zajmuje się Aneta podczas pracy za murami więzienia. Starsza pani, która od wczesnego dzieciństwa cierpi na chorobę reumatyczną, ma zdeformowane stawy – porusza się na wózku inwalidzkim i nie może się samodzielnie ubrać.
Są swoimi przeciwieństwami. Starsza kobieta, której choroba odebrała wszelkie marzenia, mimo to potrafi cieszyć się życiem. Inaczej Aneta - choć miała wszystko, zawsze tęskniła za czymś więcej, a chęć przekraczania granic stała się przyczyną jej nieszczęść. W filmie Szcześniaka obie panie rozmawiają ze sobą w sposób bezpośredni, traktując dramatyczne wydarzenia z przeszłości jak każdy inny temat. Szczere rozmowy z panią Heleną staje się dla bohaterki kolejnym punktem wyjścia – do samoakceptacji i życiowej przemiany.
Na pierwszy rzut oka film Szcześniaka może przywodzić skojarzenia z dokumentalnym "Born Dead" Jacka Bławuta (jest on opiekunem artystycznym "Punktu wyjścia"). W tym znakomitym filmie z 2004 roku Bławut także zaglądał za więzienne mury, by pokazać przemianę młodego przestępcy podejmującego pracę z niepełnosprawnymi dziećmi.
U Szcześniaka na pozór jest bardzo podobnie. Na pozór, bo w "Punkcie wyjścia" młody reżyser nie ukazuje nam przemiany bohaterki, ale o niej opowiada. Film Szcześniaka z pewnością nie jest klasycznym dokumentem towarzyszącym, to raczej dokumentalna impresja o winie i karze zbudowana z opowieści, a nie z obrazów.
Michał Szcześniak jednym z bohaterów czyni samą opowieść, a dokładniej – filmową narrację. Skupia się na budowaniu napięcia, na szukaniu suspensu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nawet bohaterka schodzi wówczas na drugi plan, a tym, co zwycięża jest potrzeba filmowego efektu. Miłośnikom kina towarzyszącego bohaterowi, filmów Jacka Bławuta czy Wojciecha Staronia, "Punkt wyjścia" wydać się może nazbyt wyrachowany i sprawozdawczy. W niczym nie zmienia to jednak faktu, że obraz Szcześniaka imponuje precyzją opowiadania i nienaganną dramaturgiczną konstrukcją.
"Punkt wyjścia" w 2015 roku znalazł się wśród dziesięciu krótkometrażowych filmów ubiegających się o Oscarową nominację. Zanim dostrzegła go Amerykańska Akademia film zdobywał nagrody na festiwalach w Sheffield i Koszalinie, został zauważony na festiwalu Camerimage i podczas festiwalu w Sundance. Nie ma w tym przypadku. Bo debiutancki dokument Michała Szcześniaka ze świetnymi zdjęciami Przemysława Niczyporuka to poruszająca i imponująco sprawna opowieść o odkupieniu i nadziei. I kolejny dowód na to, że polski dokument trzyma się mocno.