Wiersz opublikowany w miesięczniku "Twórczość", czerwiec 2006.
Paweł Marcinkiewicz
DZIEŃ, W KTÓRYM MNIE NIE MA
Chodził po ośce chodził, aż nagle go nie ma,
Wszerz i wzdłuż, jak okiem sięgnąć, po najdalsze rubieże.
Miał kosy w warzywniaku, więc raczej go nie znajdą.
W kałuży gasną chmury i parking świeci pustką.
Samotne huśtawki gonią za wieczornym wiatrem.
Tak nagle się wynieść i koniec, tego nie robi się blokom.
W brunatnej poświacie zachodu rosną korony blokom.
Przystanek tasuje cienie - innego końca dnia nie ma.
To tak jakby zasnąć we śnie i gonić za wściekłym wiatrem.
Dresiarze z kijami napierają na willowe rubieże
I jedno po drugim okna zapalają się pustką.
Zadzierał z mafią z kiosku i już go nie znajdą.
Po drugiej stronie trawnika wszyscy kiedyś się znajdą.
Runie beton i ruda trawa zgasi okna blokom.
Wstąpimy, każdy osobno, w słup ognia huczący pustką.
Grób otwarty, całun znikł, lecz przed nocnym go nie ma.
Ekspres jak krwawe ostrze otwiera migotliwe rubieże.
Ostatnia ekipa wraca z bosmana targana wiatrem.
Będziesz ziarnkiem nicości, pyłkiem, siwym wiatrem,
Który pędzi w przepaść na łeb na szyję, aż wreszcie cię znajdą
Rozbitego na krwawe atomy po najdalsze rubieże.
Księżyc odpływa w ciemność w poświacie skradzionej blokom.
Ściany pękają w ciszy - innej nadziei nie ma.
Czarne gwiazdy betonu wybuchają pustką.
Na niebie samotny żagiel tonie trawiony pustką.
Ogródki znikają w obłokach, niesione wysokim wiatrem.
Nie ma wzroku, dotyku, ani oddechu już nie ma.
Trawnik gaśnie i niknie, już nawet psy go nie znajdą.
Koniec czarnej tęczy zrywa anteny blokom.
Dokąd idziesz widoku, przez śmietnikowe rubieże?
Ogródki się poddały, mgła skrywa stracone rubieże.
Kto raz chodził po ośce, na koniec napełni się pustką.
Pola wstają i suną naprzeciw niemym blokom.
Widnokrąg drze się jak papier motany wściekłym wiatrem.
- Schowajmy się w studzience, tam nas nigdy nie znajdą.
Lecz przepadł wszelki świat i studzienki już nie ma.
Przezroczyścieją rubieże. Jak lekko jest teraz blokom.
Parkingi dzwonią pustką. Może jeszcze go znajdą -
O, leci smagany wiatrem... Lecz po chwili go nie ma...