Maria i Jan poznają się w pijackiej melinie na przedmieściach Krakowa. Niebawem Jan traci pracę w zakładzie fotograficznym. Biorą samotny ślub. Od początku spotykają ich same niepowodzenia. Jan nie może znaleźć żadnej pracy. Żyją w nędzy, ignorowani i poniżani. Rodzina uważa ich za nierobów i nieudaczników. Po awanturze z bratem Jana muszą wyprowadzić się ze skromnego mieszkania u matki. Tracą ostatni punkt oparcia, jakim był dom rodzinny. Doprowadzeni do ostateczności, pełni pretensji do świata, mordują troje starych, bezbronnych ludzi i za zdobyte pieniądze fundują sobie kilkanaście godzin pobytu w luksusowym hotelu.
"Chociaż celem zbrodni jest rabunek, to jednak stanowi on w gruncie rzeczy odruch zemsty wymierzonej przeciw społeczeństwu. Po dokonaniu zbrodni Maliszowie załamują się. Nękani wyrzutami sumienia postanawiają się rozstać. Jednakże w samotności czują się jeszcze bardziej bezradni – i ostatecznie wpadają w ręce władz. W czasie procesu powstaje sytuacja wyjątkowa: każde z nich prosi o wyrok śmierci dla siebie – walcząc jednocześnie o życie partnera. Akta sądowe z tamtych lat stwierdzają, że ich postawa zrobiła duże wrażenie na członkach trybunału. Sąd doraźny musiał – zgodnie z literą prawa – skazać ich na śmierć, jednakże przewodniczący zespołu sam prosił Prezydenta Rzeczpospolitej o łaskę. (…)
Chciałem zanalizować sytuację ludzi 'skrzywdzonych i poniżonych', którzy nie mogą nawiązać kontaktu z otoczeniem, nie potrafią zaspokoić życiowych aspiracji. Ludzie tacy niekiedy izolują się, zaczynają budować wokół siebie jakiś świat zastępczy. Dla Maliszów był to świat wzajemnej miłości. Taki układ nie musiał oczywiście prowadzić do tragedii. Chciałbym więc ukazać konflikt tych dwu światów - obiektywnego i zastępczego. A także zastanowić się, czy konfliktu tego można było uniknąć." (Grzegorz Królikiewicz, "Film" 1972)
"Ten film do dzisiaj robi na mnie piorunujące wrażenie. Jest zbudowany bardziej jak utwór muzyczny z jego zmiennymi rytmami niż jak dzieło malarskie z jego kontemplacyjnym bezruchem, czy utwór prozatorski z jego pogonią za fabułą skrywającą sens. Królikiewicz proponuje oryginalny język filmowy, uwolniony w stopniu znacznie większym niż u innych twórców od reguł zarówno narracji, jak i kompozycji plastycznej. Trudno się oprzeć fascynacji, jaką wzbudza taki eksperyment formalny.
Zarazem film ten wprowadza mnie nadal w stan zakłopotania. Wzbudza ukryty lęk. Dotyka mojego wstydu. Wkracza na obszary, których raczej unikamy, chroniąc naszą psycho-moralną konstrukcję przed rażeniem gromu. Zarazem fascynuje. Fascynuje czymś niezrozumiałym, mroczną tajemnicą – o nas samych – której może byśmy nigdy nie zgłębili. W zasadzie tak działa chyba każde tabu: to, czemu nadajemy jednocześnie znak świętości i znak przekleństwa.
'Na wylot' Grzegorza Królikiewicza wywołało falę polemik prasowych. Pełnometrażowy debiut młodego reżysera, znanego z niestereotypowych poglądów na kino, wprawiał w osłupienie. Zaskakiwała nie tyle forma utworu – teoretyczna praca Królikiewicza 'Przestrzeń filmowa poza kadrem', napisana w roku 1968, lecz opublikowana w 'Kinie' niebawem po premierze, była wystarczającym alibi dla jego eksperymentów formalnych – ile jego 'amoralność'. Zupełna przezroczystość, obojętność ideowa i ideologiczna, brak jakiegokolwiek osądu. A osąd taki wydawałby się przecież niezbędny w filmie opowiadającym o bestialskiej zbrodni.
Konsternacja była zupełna, choć – przeglądając stare czasopisma – odnosi się wrażenie, że wszyscy, bez wyjątku, ulegli mrocznej fascynacji, niezwykłej sile sugestii. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy filmu podświadomie musieli odczuć, że znaleźli się na obszarze działania sił tak potężnych, pierwotnych, pradawnych, że wszelkie określenia moralne i filozoficzne zabrzmią pusto. Pojawiły się odniesienia do bohaterów Dostojewskiego i Camusa, natychmiast z zastrzeżeniem, że jednak Malisz nie jest typem człowieka samoświadomego swojego wrzucenia w świat. Nazywano jego przypadek przykładem duchowej patologii, którą jest porażona współczesna cywilizacja. Mówiono o nihilizmie. O dramacie 'Nikogo szukającego czegokolwiek w imię wszystkiego'. Sam Królikiewicz robił sugestie, że jego film to studium egzystencjalnego buntu, z którego rodzi się każda emancypacja społeczna." (Jerzy Uszyński, "Kwartalnik Filmowy" 1997)
"Na wylot". Reżyseria i scenariusz: Grzegorz Królikiewicz. Zdjęcia: Bogdan Dziworski. Muzyka: Henryk Kuźniak. Scenografia: Jarosław Świtoniak. Obsada: Franciszek Trzeciak (Jan Malisz), Anna Nieborowska (Maria Maliszowa), Lucyna Winnicka (właścicielka zakładu fotograficznego), Janusz Sykutera (architekt), Jerzy Stuhr (brat Malisza), Irena Ładosiówna i Jerzy Block (zamordowani staruszkowie), Halina Szram-Kijowska (ich córka), Aleksander Fogiel, Ewa Zdzieszyńska, Edward Radulski, Marcel Novek. Produkcja: Zespół Filmowy SILESIA, Łódź 1972. Czarno-biały, 2154 m.
Nagrody:
- Nagroda im. Josefa von Sternberga, 1973
- Nagroda FIPRESCI i Nagroda Jury Ewangelickiego na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Mannheim, 1973.