Skończyłam czytać książkę Moniki Sznajderman w dniu, kiedy Baszar Al-Asad zdobył Aleppo, a na oczach świata trwała rzeź jego mieszkańców. Rzeź – która może się powtórzyć w innych syryjskich miejscowościach - jest od dawna transmitowana niemal na żywo na cały świat, ale świat nie znalazł sposobu, by ją powstrzymać. Na rzeź patrzy też Polska, która odmówiła przyjmowania uchodźców z Syrii. Może dlatego lektura “Fałszerzy pieprzu” jest tak bolesna. Byłaby wystarczająco bolesna i bez tego międzynarodowego kontekstu, ale czytanie rodzinnej opowieści Moniki Sznajderman właśnie teraz to doświadczenie szczególne. Jest to bowiem w dużej mierze opowieść o obojętności.
Ale od początku. Monika Sznajderman, antropolożka kultury i założycielka Wydawnictwa Czarne, po 20 latach postanowiła wydać w nim własną książkę – z podtytułem “Historia rodzinna”. “Wbrew tytułowi to nie jest książka historyczna” – tłumaczy autorka. “To książka o pamięci. A właściwie o dwóch pamięciach, które się w żadnym miejscu nie spotykają”. Są tu więc w zasadzie dwie rodzinne opowieści: pierwsza, żydowska, o rodzinie ze strony ojca. I druga, polsko-ziemiańska, o krewnych matki. Sznajdermanowie i ich życie wypełniają pierwszą część książki. Do Lachertów należy druga.
Po obu stronach nie brakuje postaci wprost niezwykłych: barwnych, łakomych życia, uroczych albo po prostu budzących sympatię. Zachwycające są obie babcie autorki, Amelia i Maria, pierwsza – celebrująca życie “wariatka”, publikująca opowiadania z erotycznym podtekstem, druga – dystyngowana dama, kopcąca papierosy i popijająca whisky w swoim pokoju z wiecznie zasuniętymi kotarami. Są też dziadkowie, wujowie, ciotki, dzieci – jednym z nich jest Marek, przyszły ojciec autorki, są podwarszawskie żydowskie letniska, są ziemiańskie dworki, polowania, wyścigi psów i romanse, fascynujące ludzkie zbiorowisko sportretowane czule i rzetelnie.
Te historie nie przecinają się i nie splatają ze sobą, dopóki nie nałoży ich na siebie sama autorka tej opowieści. Może to zrobić. Niezwykłość “Fałszerzy pieprzu” – bo jest to książka naprawdę niezwykła – płynie przede wszystkim ze szczególnego usytuowania samej opowiadaczki, właśnie z podwójności historii, o której Monika Sznajderman może powiedzieć: “moja”, choć w rzeczywistości były to opowieści osobne, pozbawione punktów stycznych, zwrócone do siebie plecami. Podwójne spojrzenie i pamięć to zobowiązanie (Zachor! – pamiętaj! – przypomina Tony Judt), ale też wyjątkowy przywilej. Umożliwia stworzenie pełnego obrazu, intymne wniknięcie w oba te światy, co bez tego podwójnego dziedzictwa byłoby bardzo trudne.
Nie ma jednak w tej “Rodzinnej historii” symetrii. Choć opowieść o Lachertach jest ciekawa, a wypełniające ją postacie dają do myślenia, to historia Sznajdermanów jest tą, która wysuwa się na plan pierwszy. Która, najzwyczajniej w świecie, nie pozwala o sobie zapomnieć.
Ludzie, na których patrzymy na czarno-białych zdjęciach z lat 20. i 30. – filuternych, pełnych ciepła, wzruszających – niedługo zginą, a zanim to się stanie, ich udziałem stanie się doświadczenie nieludzkie. Jeszcze o tym nie wiedzą, ale ja wiem – pisze patrząc na zdjęcie z lata 1939 roku ich potomkini.
Nie jest to opowieść łatwa i domyślam się, że proces dojrzewania do jej ostatecznego spisania musiał trwać dość długo. Jest to przecież opowieść dedykowana między innymi Tacie – jedynemu, który przetrwał. Jest to opowieść o Radomiu, z którego pochodził i w którym po 1/3 mieszkańców, jaką stanowili przed wojną Żydzi, nie zostały praktycznie żadne ślady, ani, co gorsze, wola ich przywrócenia/zachowania.
Aby móc toczyć tę narrację, Monika Sznajderman odwołuje się często do innych tekstów. Stąd w “Fałszerzach pieprzu” liczne cytaty z innych książek, które funkcjonują trochę jak pomosty, po których można spróbować przejść do spraw, które trudno objąć rozumem albo po prostu nazwać. W tej trudnej przeprawie autorka szuka wsparcia u innych autorów, dając przy okazji upust temperamentowi wydawczyni, spowinowaconej duchowo ze swoimi autorami. Wielu pisarzy, których Monika Sznajderman cytuje, to nazwiska wydawane przez Czarne: Tony Judt, Taras Prochaśko, Ziemowit Szczerek. Wszyscy oni – prozaicy, historycy, socjologowie - pomagają się jakoś zmierzyć z potwornymi losami ludzi, bliskich autorki, których i my przecież zdążyliśmy tak bardzo polubić.
Ale równie trudna jest przecież “polska” część. Dotkliwa jest przenikliwość, z jaką Monika Sznajderman analizuje przedwojenny (a także wojenny i powojenny) stosunek etnicznych Polaków do ich żydowskich sąsiadów.
Najbardziej przejmujące są jednak pytania, które autorka zadaje własnym polskim przodkom: gdzie byliście, dlaczego w waszych dziennikach nie ma prawie śladu po Zagładzie? Dlaczego babka Maria pozowała do portretu wśród kwiatów, kiedy babka Amelia szła na rzeź do zamku w Złoczowie? Dlaczego byliście – po prostu (mimo że były od tej reguły piękne wyjątki) – obojętni? Z wielką odwagą, ale też ze szczerym zamiarem zrozumienia, Monika Sznajderman stawia morze pytań własnym wujom, ciotkom, dziadkowi i babci. I nie tylko im:
“Patrzę przez podwójne okulary, a oni patrzą ze mną.(…)I stają się odtąd moi polscy przodkowie wraz ze mną odpowiedzialni za los moich żydowskich przodków – nigdy niepoznanych żydowskich krewnych z Warszawy i Radomia, z Miedzeszyna i Śródborowa (…)”.
Choć jest w tej historii pewien – finalny - promień światła, związany ze splotem dwóch opowieści, który sprawia, że “Fałszerze pieprzu” są też historią wzruszającą i, paradoksalnie, dodającą na jakimś poziomie pewnej otuchy, jest jeden fragment, który w “Fałszerzach pieprzu” szczególnie zapadł mi w pamięć. Monika Sznajderman udziela w nim w jakimś sensie definitywnej odpowiedzi na pytanie o obojętność:
“Istnieli, owszem, swoi Żydzi” – pisze. Ale “en bloc Żydzi uosabiali obcość, z którą trudno się było utożsamić, która nie była człowiecza, i w tym sensie trudno było jej współczuć”.
Być może to właśnie z powodu tego fragmentu – choć to przecież niby zupełnie inna historia – nie potrafię po jej przeczytaniu nie myśleć o innym zdaniu, które opublikował na twitterze dziennikarz z Aleppo. “Pamiętajcie” - napisał 14 grudnia Zouhir Al-Shimale. “Pamiętajcie o swoich braciach w człowieczeństwie”.
Autor: Aleksandra Lipczak, grudzień 2016