Od zewnętrznego świata uczonych odizoluje gwałtowny atak zimy. Roztrzepani, zdziwaczali znawcy antyku, zafascynowani osiemnastowieczną kolekcją rzeźb Heleny Radziwiłłowej, nie za bardzo się nadają do tropienia we własnym, zamkniętym kręgu maniakalnego mordercy. Na szczęście wśród gości znalazło się dwoje twardo stąpających po ziemi.
Światowej sławy antropolog Mario Ybl (Polak, choć po przodkach nosi włoskie imię i węgierskie nazwisko) został zaproszony do Nieborowa z wykładem o tajnikach budowy ludzkiego ciała, choć nie uważał się tam za osobę niezbędną, co niektórzy badacze antyku dawali mu zresztą odczuć. Zrządzenie losu zetknęło go w nieborowskim pałacu z Julianą Stanzel, kiedyś jego dziewczyną, obecnie policyjną ekspertką od zdjęć komputerowych, która czuła się tam jeszcze mniej potrzebna. Jej obecność wymusił na policji organizator konferencji, zaniepokojony tym, że na dzień przed jej rozpoczęciem na stronach internetowych Muzeum Pałacowego w Nieborowie ukazały się zmanipulowane zdjęcia rzeźb z tamtejszych zbiorów z dosztukowanymi ludzkimi członkami.
Potem zaczyna się robić jeszcze straszniej. Pierwszej nocy ofiarą morderstwa pada ekscentryczna niemiecka artystka, specjalistka od fotografowania dzieł sztuki. Jej obciętą głowę uczeni odnaleźli nasadzoną na korpus jednego z posągów. Oczywiście – zgodnie z konwencją kryminału à la Agatha Christie – zasypane śniegiem drogi leśne odcinają od pałacu policję, linia telefoniczna została przerwana, a komórki nie mają zasięgu.
Przy drugiej ofierze – przypominającym z wyglądu jedną z rzeźb nieborowskiej kolekcji profesorze, którego odcięty tors zastąpił marmurowy oryginał – na zebranych pada blady strach. Każdy w którymś z posągów szybko dopatrzył się własnej, żywej (pytanie, jak długo?) kopii. Po trzeciej z kolei ofierze nabrali przekonania, że morderca kieruje się kolejnością rozmieszczenia rzeźb przez Helenę Radziwiłłową.
To oznaczałoby, że czwartą na liście ofiar psychopaty będzie Juliana Stanzel, zdecydowanie podobna do nieborowskiej Niobe. Juliana i Mario muszą zapomnieć o minionych urazach i zacząć wspólnie działać. Tym bardziej, że dla znających się od lat historyków sztuki są obcymi, outsiderami, a więc zajmują pierwsze miejsca na liście podejrzanych.
Mario, antropolog, nie ukrywał, iż ludzka anatomia nie ma przed nim tajemnic i potrafiłby rozczłonkować zwłoki. Wkrótce tajemnicą poliszynela stanie się jego choroba – nyktofobia, czyli paniczny, obezwładniający lęk przed ciemnością. Przy tym wszystkim Ybl ma naturę weredyka i waląc wszystkim prawdę prosto w oczy, nie przysparza sobie sprzymierzeńców.
– Nie wiem. Wymyśl coś. Jesteś przecież podobno studentem…
– Doktorantem.
– …więc musisz mieć jakieś doświadczenie w używaniu mózgu.
Mario Ybl, ze swoją podszytą cynizmem bezkompromisowością i ignorowaniem politycznej poprawności wydaje się kimś w typie Dr House'a z amerykańskiego serialu (postaci wzorowanej zresztą na Sherlocku Holmesie). Jest wystarczająco irytujący, żeby go zapamiętać i szukać okazji na ponowne z nim spotkanie. Kolejny udany egzemplarz z długiej, od Holmesa właśnie ciągnącej się serii wkurzających detektywów, z policyjną oznaką lub bez niej, którym wybacza się niedostatki charakteru, bo potrafią rozwiązywać najtrudniejsze kryminalne zagadki.
Kto z państwa pamięta jeszcze fotografkę, bez trudu zauważy podobieństwo. Ten sam obwisły podbródek, wyłupiaste oczy, wyraz ogólnego niezadowolenia na twarzy, a i uroda niespecjalna. A to – pokazałem następne zdjęcie – bóg medycyny [Asklepios] znany także jako profesor Peter Keller. Nie muszę wskazywać podobieństw, bo same rzucają się w oczy. Nasz drogi kolega jest może nieco gorzej umięśniony niż bóg, ale nie wymagajmy za dużo od śmiertelników.
W tak niefrasobliwym tonie Ybl mówił o dwóch pierwszych ofiarach makabrycznych mordów. Nie inaczej oceniał osoby uwiecznione na pałacowych portretach:
Wszystkie przedstawiały strasznie brzydkich ludzi. Facet w zbroi, z długą, czarną brodą i miną Drakuli albo księdza, wisiał obok bladej damy w gronostajach. Dama najwyraźniej cierpiała na suchoty, w przeciwieństwie do hożej dziewoi w dolnym rzędzie, której natura także poskąpiła urody. Trzeci rząd był zdominowany przez dziarskie sześćdziesięciolatki, sportretowane, kiedy zbliżały się do trzydziestki. Jedna z nich, z krzywym nosem i wyraźnie zbieżnym zezem, rekompensowała sobie niedostatki wdzięków suknią. Wszyscy wpatrywali się we mnie bez zmrużenia powiek. Poczułem się nieswojo.
Trudno jednak dziwić się antropologowi, który każdą postać ludzką obejmuje okiem i szkiełkiem badacza.
Jej włosom przydałoby się mycie, nie zaszkodziłaby też odrobina makijażu. Przystanęła w drzwiach, rozejrzała się po twarzach osób zgromadzonych w jadalni i wybrała krzesło obok mnie. Zdziwiłem się, ale nie aż tak, żebym miał dać to po sobie poznać.
Równie pewnemu siebie macho przyjdzie jednak wkrótce wlec się wczepionym w opiekuńczą kobiecą rękę, kiedy w nieprzeniknionych ciemnościach poczuje na karku oddech śmierci.
Marta Guzowska dziękuje pod koniec wielu ludziom, których cenne uwagi pomogły w nadaniu powieści ostatecznego szlifu, szczególnie w kwestiach naukowej poprawności. I pod tym względem książka jest wyjątkowa. Dostarcza rozrywki, a zarazem "przemyca" i zaszczepia wiedzę.
Marta Guzowska - archeolog z tytułem doktora, pracownik Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalizuje się w badaniach ceramiki z II tysiąclecia p.n.e. z rejonów Egei i zachodniej Anatolii. Brała udział w pracach archeologicznych na terenie Grecji i Izraela. Od kilkunastu lat jest członkiem ekipy wykopaliskowej w Troi. Zadebiutowała "Ofiarą Polikseny", pierwszą częścią cyklu kryminalnego, którego bohaterem jest ekscentryczny antropolog Mario Ybl, cierpiący na lęk przed ciemnością. Marta Guzowska obecnie pracuje nad trzecim tomem serii, którego akcja toczy się na Krecie. Jest współzałożycielką grupy pisarskiej "Zbrodnicze Siostrzyczki".
Marta Guzowska
"Głowa Niobe"
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013
seria: mroczna seria
oprawa: miękka
wymiary: 123 x 194 , liczba stron: 352
ISBN 978-83-7747-813-4