Hłasko dobrze wie, jaki przybrać ton, kiedy pisze do najbliższych, a jaki do tych, którzy pragnęliby się do niego zbliżyć.
Jerzy, ja chyba nie będę mógł być dla Ciebie tym wszystkim, czym Ty byś chciał i czym – może nawet więcej – ja bym chciał. Nie jestem za to odpowiedzialny, gdyż ostatecznie nie decyduję o tym, jaki się urodziłem. […] Jesteś człowiekiem dla którego mogę zmienić wyznanie, religię, no nie wiem co, ale Jerzy – są przecież sprawy, o których nie ja decyduję. […] Ja wiem, Jerzy, że to Cię może zaboleć; wiem, że Cię to zaboli. Ale Ty sam przecież uczyłeś mnie całkowitej szczerości w tych sprawach […]. Teraz ja Cię proszę, Jerzy, abyś do mnie napisał oczywiście jak najbardziej szczerze, co o tym myślisz. Ja liczę się z tym, że Twój list zaboli mnie bardzo, bardzo. Ale mimo to ja naprawdę nie przestanę Cię kochać.
[do Jerzego Andrzejewskiego; Dębno Królewskie, lato 1955]
Sporo miejsca w listach zajmują starania Hłaski o powrót do kraju, torpedowane przez polskie służby konsularne, na wyraźny rozkaz – jak się później okaże – centrali z Warszawy. "Proszę Cię o jedną przysługę: zadzwoń do Czaczkes [Osieckiej] i powiedz jej, że tylko ona jedna może być moją żoną bez względu na to, gdzie i kiedy to się stanie – pisał do matki z Berlina w październiku 1958. – Chyba, że ona pierwsza tego nie będzie tego chciała. Myślę, że w tej sprawie – Ty i ja – zgadzamy się chyba". Stęskniony pisarz nie traci nadziei. Jednym z pomysłów na zacieśnienie więzów z krajem miał być jego ślub "per procura" z Agnieszką Osiecką. Ale i tu zaczęły się schody.
Teraz piszesz mi, abym Ci przysłał świadectwo o braku przeszkód prawnych. Że nie mam żony itd. Kto – według Ciebie ma mi to świadectwo wystawić? Ben Gurion? Frank Sinatra? Czy może barman w mojej knajpie. Przecież ja nie jestem niczyim obywatelem i tylko w razie przestępstwa podlegam jurysdykcji tego kraju, na którego terenie się znajduję. (Jak to zresztą miało miejsce). Tego rodzaju zaświadczenie można uzyskać tylko w Polsce. Jeśli Ci to doradził Twój adwokat, to poślij go z powrotem na uniwersytet.
[do Agnieszki Osieckiej, Tel Awiw, 7 grudnia 1959]
Kiedy Hłasko wreszcie zrozumiał, że ani jego do Polski nie wpuszczą, ani Osieckiej nie wypuszczą do niego, próbował ułożyć sobie życie z Sonją Ziemann, poznaną na planie filmu "Ósmy dzień tygodnia". Ich małżeństwo szybko okazało się bolesnym rozczarowaniem. Jednym z warunków szwajcarskiego kontraktu aktorki w teatrze w Zurychu, było to, że zamieszka tam wraz mężem – z czego Hłasko nie zamierzał się wywiązać – więc Sonja Ziemann zażądała rozwodu.
Ja zaś w Niemczech, czy też w krajach, w których mówi się po niemiecku, żyć i mieszkać nie mogę i nie chcę. […] Niemcy, i wszystko, co niemieckie, były, są i pozostaną dla mnie symbolem wszystkiego co nieludzkie, nieuczciwe, brudne, straszne. Kiedy to piszę, przypomina mi się, jak kiedyś w czasie powstania przechodziliśmy barykadę, a Ty położyłaś się na mnie, aby mnie uchronić od kul, i powiedziałaś, patrząc na płonące miasto: "Patrz dziecko, to jest kultura niemiecka".
[do matki, Los Angeles, 3 marca 1967]
Jak na ironię, również emigracyjni wydawcy nie potrafili uszanować przywiązania do wolności słowa i prawa do nieskrępowanej artystycznej wypowiedzi autora, który przed cenzurą uciekł z Polski. Z listów wynika, że Hłasko staczał prawdziwe boje o to, żeby nie niszczyli mu książek swoimi cenzorskimi ingerencjami. "Chciałbym, aby uszanował Pan mój punkt widzenia i aby wziął Pan do serca to, co powiem teraz: ja opuściłem Polskę tylko dlatego, że nie mogłem tam pisać tak, jak chciałem" – komunikował Juliuszowi Sakowskiemu w liście wysłanym 5 marca 1967 roku z Kalifornii.
Z Giedroyciem jeszcze wchodził w grę rozsądny kompromis. Inni dokonywali zmian na własną rękę, co później tylko przysparzało roboty prawnikom.
Czy zrażę sobie katolików? A gdzie my mamy prawdziwych polskich katolików? I jakiegoż rodzaju jest to katolicyzm? To jest katolicyzm szkółki parafialnej; to nie jest katolicyzm w sensie światopoglądu. Bluźnierstwem jest ponury żart Wuja Józefa [bohater "Sowy, córki piekarza"], ale bluźnierstwem nie jest antysemityzm; bluźnierstwem nie jest stosunek do drugiego człowieka tak straszliwie brutalny, że trudno mi to nawet określić. To prawda, że chłop polski szedł w niedzielę do kościoła i trzymał buty w rękach; ale po kościele szedł do knajpy, by rżnąć się z innymi. Czy pan wie, że w Polsce na wsi nie karmi się psów? Pies zje tyle, co ukradnie, co chwyci gdzieś, a nie chwyci, nie ukradnie, to zdycha. Czy Pan wie, ja kiedyś złamałem rękę w Izraelu i przez dwa miesiące nie mogłem pracować i w związku z tym zwróciłem się o pomoc do szeregu organizacji katolickich – żadna mi nie pomogła. Pomogli mi Żydzi, bici i poniewierani przez Polaków.
[do Juliusza Sakowskiego, California, 6 czerwca 1967]
W listach Hłaski można znaleźć wiele piekielnie bystrych – i złośliwych - spostrzeżeń:
…ta nieszczęsna polska literatura, którą jakby dobrze wycisnąć, oddzielić przyrodę, pejzaże, gwiazdy i bełkot o "dręczącej tęsknocie" – nic by nie zostało.
[do Jerzego Andrzejewskiego; Dębno Królewskie, luty 1955]
…tego rodzaju gówniarze zawsze znajdą coś wspaniałego i tragicznego dla swoich świństw. Vide: Jean-Paul Sartre, słaby publicysta i trzeciorzędny romansopisarz, który nie ma dość siły w sobie, aby stworzyć wizje, więc maskuje swojej kompleksy kokietowaniem lewicy.
[do Agnieszki Osieckiej, Paryż, maj 1958]
…czas zawsze pracuje dla tych, którzy chcąc lub nie chcąc, postanowili wrzeszczeć prawdę. Jest to rzeczą zupełnie prawidłową, że tego rodzaju ludzi nikt nie lubi i wszyscy usiłują zmiażdżyć. Źle by było, gdyby było inaczej.
[do matki, Paryż, 27 maja 1958]
Badaczom twórczości Hłaski "Listy" otwierają sporo możliwości. Będą teraz mogli do woli oceniać stopień wykreowania jego prozy, także tej quasi-autobiograficznej, konfrontując ją z naświetleniem tych samych faktów w korespondencji.
-
Marek Hłasko
"Listy"
wybrał, opracował i wstępem opatrzył Andrzej Czyżewski
wydawnictwo Agora, Warszawa 2014
wymiary: 145 x 215 mm
okładka: twarda
liczba stron: 592
ISBN: 978-83-268-1351-1
www.wydawnictwoagora.pl