Zarówno osoba słynnego redaktora, jak i jego dzieło to, jak pisze autorka, "temat-labirynt, budowla wielopiętrowa, wędrówka w czasie i przestrzeni - od międzywojnia w wiek XXI, poprzez literaturę i koncepcje polityczne, pomiędzy wschodnią Europą a Zachodem".
Wśród wielu bohaterów są m.in.: Czesław Miłosz, Józef Czapski, Jerzy Turowicz, Leopold Unger, Konstanty Jeleński, Gustaw Herling-Grudziński. Książka jest rewelacyjnie udokumentowana i błyskotliwie napisana.
Źródło: Nota wydawcy - www.swiatksiazki.pl
Książka została nominowana do Nagrody Literackiej "Nike 2010".
"Należał się Księciu z Maisons-Laffitte taki pomnik. Przecież zwłaszcza po 1989 roku przedstawiciele polskich elit prześcigali się w zapewnieniach, że wychowali się 'na Kulturze' [...]. Mimo to w wolnej Polsce aż 20 lat trzeba było czekać na pierwszą z prawdziwego zdarzenia biografię Jerzego Giedroycia.
[...]
Choć Grochowska nie kryje szacunku dla swego bohatera, nie waha się stawiać pytań o zasadność niektórych jego politycznych diagnoz. Analizuje zwłaszcza wracającą u Giedroycia przy okazji kolejnych przesileń w kraju tezę o potrzebie ofiar - więzień, a nawet krwi - w walce o niepodległość. Ale dręczyją też - i nie tylko ją - pytanie: jakim Giedroyc naprawdę był człowiekiem? Nawet najbliżsi współpracownicy Redaktora przyznają, że nie są pewni, co dawało mu siłę, by przez lata dokonywać dramatycznych często wyborów - także emocjonalnych osobistych."
Autor: Krzysztof Burnetko, "Polityka", 26 maja 2009
-
Magdalena Grochowska
Jerzy Giedroyc. Do Polski ze snu
Świat Książki, Warszawa 2009
seria: Autorytety
130 x 200, 688 + 32 strony ze zdjęciami, twarda oprawa
ISBN 978-83-247-0904-5
"Gazeta Wyborcza" prezentuje książki nominowane do nagrody "Nike 2010":
O duchach Maisons-Laffitte
Monumentalna książka Magdaleny Grochowskiej to pierwsza pełna biografia twórcy paryskiej "Kultury". Autorka stanęła nie tylko przed wyzwaniem faktograficznym - ogrom zebranego przez nią materiału onieśmiela - ale przede wszystkim literackim.
Giedroyc - wbrew pozorom - nie jest wcale idealnym materiałem na bohatera biografii. Jak pisać o postaci pomnikowej, a jednocześnie tak wsobnej, że pozostała zagadką nawet dla najbliższych? Jak pisać o kimś o tak niekonwencjonalnej biografii - większość życia spędził w swym gabinecie, nie wchodził w uczuciowe relacje z ludźmi, a wielkie przygody przeżywał raczej we własnej głowie niż w życiu? Grochowska wyciągnęła literackie konsekwencje z tego, że życiem Giedroycia była paryska "Kultura". Jej książka jest w dużej mierze biografią pisma. Zaczyna się wprawdzie po bożemu - od genealogii bohatera, ale już opisy jego międzywojennej działalności (jako redaktora "Buntu Młodych" i "Polityki") są ujęte jako prefiguracja wszystkiego, co wydarzy się później.
Giedroyc jako enigmatyczny redaktor o wielkich ambicjach politycznych, pociągający za sznurki zza kulis narodził się już wtedy. Stanisław Brzozowski - pierwsza, największa fascynacja intelektualna - nie tylko miał decydujący wpływ na antyendeckie poglądy Giedroycia, ale był też typem indywidualności pisarskiej - nonkonformistycznej i zaangażowanej, której Giedroyc będzie szukał (nieraz na siłę) w czołowych autorach "Kultury". Adolf Bocheński jako naczelny polityczny publicysta "Buntu Młodych" jest z kolei prefiguracją Juliusza Mieroszewskiego.
Bywają pisma-organizmy. "Kultura" była raczej układem planetarnym. Często mówi się o orbicie "Kultury", o kręgu "Kultury" i ta planetarna metaforyka nie jest przypadkowa. Poszczególne planety - wielkie indywidualności pisarskie - krążą wokół redaktora naczelnego. Portrety Gombrowicza, Jeleńskiego, Czapskiego, Bobkowskiego, Miłosza, Herlinga-Grudzińskiego, Zygmunta Hertza, Stempowskiego, Michnika (i wielu innych) - nie tyle dopełniają obraz redaktora, ile go budują. O sile, indywidualności, obsesjach człowieka enigmy dowiadujemy się przede wszystkim z historii i zranień tych, którzy wokół niego krążyli.
Historia "Kultury" dobiegła kresu niedawno, pamięć o większości jej postaci jest wciąż bardzo żywa. Wbrew triumfowi większości koncepcji Giedroycia (jego wizja nieendeckiej "Polski ze snu" wprawdzie nie do końca się ziściła, ale "całkowitych zwycięstw nie ma") książka Grochowskiej ma smutny, niemal elegijny ton - została napisana z perspektywy schyłku. Nie mam na myśli politycznych pomyłek redaktora z lat 80. i początku 90., ale obraz pustoszejącego domu, w którym mieszka człowiek przepełniony poczuciem osobistej klęski.
Przy wejściu do jego gabinetu wisiała tabliczka z łacińską sentencją "Strzeż się ludzi", a jedną z niewielu istot, której okazał czułość, był pies. Galaktykę Giedroycia od początku widzimy z tej perspektywy - jako historię powstawania i rozwoju, ale przede wszystkim rozpadu. Każde spotkanie jest tu ocienione świadomością bolesnego rozstania, każde życie nosi piętno śmierci, a trwanie jest długim - często zbyt długim - odchodzeniem. Bohaterowie Grochowskiej są żywymi ludźmi, ale jednocześnie też jakby duchami.
Rozmowa z Magdaleną Grochowską:
Juliusz Kurkiewicz: Chciała pani zdemaskować Jerzego Giedroycia?
Magdalena Grochowska: Chciałam spod pancerza polityka i redaktora wydobyć Giedroycia - człowieka, ale jego maski udało mi się jedynie uchylić. Przede wszystkim chciałam zrozumieć, jaka siła go pchała i jaką cenę zapłacił za swoje wybory.
JK: No i jaka siła go pchała?
- Ktoś mówi w mojej książce o pretensji Giedroycia do pierwszeństwa w zabiciu smoka komunizmu. Ktoś inny stwierdza, że Giedroyc wyzuty był z wszelkiej ambicji osobistej, lecz chciał wywrzeć wpływ na losy Polski, Europy Wschodniej i świata. Pada słowo "pycha". Podobno uznawał wyższość nad sobą tylko dwóch postaci: Marszałka Piłsudskiego i generała de Gaulle'a. Sam przyznał, że siłę czerpie z pesymizmu, czyli myślenia bez iluzji.
JK: Giedroyc właściwie nie jest wdzięcznym materiałem dla biografa, to ostatecznie mizantrop, który większość życia przesiedział za biurkiem...
- Andrzej Bobkowski mówił o nim "zimny polip redakcyjny". Przez pół wieku nie wstawał zza biurka, ale w tym czasie przez jego gabinet przemaszerowała armia pisarzy, intelektualistów, opozycjonistów. Tam rodziły się projekty istotne dla polskiej kultury i polityki. I tam Giedroyc napisał do współpracowników te swoje 70 czy 100 tys. listów, zachowując kopie. W sąsiednich pokojach toczyło się intensywne życie, rozgrywały się ludzkie dramaty.
JK: Miała pani trudne zadanie.
- Dom w Maisons-Laffitte osacza biografa nadmiarem wątków. Proszę spojrzeć na proporcje. Moja książka liczy 1,3 mln znaków. Niepublikowana korespondencja Giedroycia, którą przeczytałam w wersji elektronicznej, liczy 15 mln znaków. O objętości innych źródeł nie wspomnę.
JK: Co panią zirytowało w Giedroyciu?
- To, że wymykał się opisowi. Wyrzuciłam do kosza pierwszy obszerny fragment książki, bo brzmiał fałszywie. Wreszcie znalazłam metodę: ustawiłam wokół niego lustra - jego najbliższych współpracowników, niech się w nich przejrzy. Z zapartym tchem śledziłam te konfrontacje: Giedroyc - Konstanty Jeleński, człowiek idei i człowiek zmysłów. Giedroyc - Józef Czapski, areligijność i poszukiwanie Boga. Giedroyc - Juliusz Mieroszewski, na wierzchu chłód, a pod spodem bliskość. Giedroyc - Gustaw Herling-Grudziński, pęknięcie i dramatyczne zerwanie I tak dalej. Miałam mu za złe instrumentalne traktowanie ludzi.
JK: Czym budził pani sympatię?
- Uwielbiałam go, gdy okazywał słabość. Bo wtedy był ludzki.
JK: Skąd brały się największe polityczne pomyłki Giedroycia - niezrozumienie fenomenu "Solidarności", jej krytyka po stanie wojennym, negatywna ocena Okrągłego Stołu?
- Może była to - jak to ujął Krzysztof Pomian - "reakcja poparzonego" Październikiem '56, kiedy Giedroyc udzielił kredytu zaufania Gomułce, a wkrótce potem cofnął go rozczarowany? Nie był prorokiem, miał prawo do błędnych ocen. Fenomenem jest to, że nawet w późnej starości potrafił je rewidować.
JK: Ujęła mnie elegijna konstrukcja książki - losów "Kultury" nie relacjonuje pani w sposób "niewinny", niemal każde spotkanie, znajomość, biografia jest opowiadana z perspektywy rozstania, rozejścia się, śmierci.
- Opisywałam tych ludzi - ich wzruszenia, ból, przyjaźnie, miłości - kiedy ich losy były już domknięte. Śmierć zamyka wszystko, ale też wydobywa z życia ukryte sensy.
Autor: Juliusz Kurkiewicz - wyborcza.pl, 10 czerwca 2010