Gdy 17 sierpnia 1950 roku, w ósmą rocznicę likwidacji radomskiego getta, odsłonięto pomnik upamiętniający zgładzonych Żydów, wybrzmiał marsz żałobny Chopina. Wiele lat później Krzyżanowski wystawił literacki monument tym zapomnianym lub pominiętym przez historię. "Dom, którego nie było" to bolesna opowieść o powrotach, przygnębiająca pieśń o nieistnieniu. Narracja została podzielona na cztery części: miasto, przemoc, społeczność oraz mienie. Wstępem do każdej są fotografie – czarno-białe świadectwa pamięci, swoisty refren będący wizualnym komentarzem.
Radom. To on był sceną, na której rozegrał się dramat w dwóch aktach. W pierwszej odsłonie radomscy Żydzi stoczyli walkę o życie z okupantem niemieckim. Przetrwali nieliczni. Z niemal trzydziestu tysięcy tuż po wojnie powróciło kilkaset. Do 1949 r. zarejestrowano w Radomiu co najmniej 1740 Żydów, w tym wielu będących tylko przejazdem. Ci, którzy ocaleli, musieli zmierzyć się z niechęcią, wręcz wrogością swoich niedawnych sąsiadów chrześcijan. Krzyżanowski pokrótce charakteryzuje stosunki mieszkańców przedwojennego miasta, skupia się jednak na późniejszych relacjach. Pokazuje, jak łatwo obojętność przeradza się w nienawiść, a Inny staje się Obcym. Tak było w Radomiu, ale na mapie Polski można zaznaczyć wiele podobnych miejsc. "Dom..." jest więc opowieścią uniwersalną, zawarte w niej prawdy nie mają współrzędnych geograficznych.
Kolejny rozdział i obrazy – symbole, jak ten widniejący na okładce. Przedstawia mężczyznę ze wzrokiem wbitym w ziemię, miejsce wiecznego spoczynku. Na radomskim cmentarzu żydowskim pochowane są także powojenne ofiary antysemityzmu. Krzyżanowski bezimiennym grobom dopisuje historię, pieczołowicie odtwarza zabójstwa Żydów, napaści rabunkowe, przytacza zeznania świadków, analizuje. Tej wnikliwości nie towarzyszy z góry określona teza; gdy jakieś poszlaki są wątpliwe, autor wyraźnie to sygnalizuje. Daleki jest od generalizowania. Jeśli jednak fakty są jednoznaczne, nie waha się ich ujawnić, choć dla niektórych mogą być niewygodne.
Taka z pewnością jest kwestia przejmowania przez polskie rodziny majątków Żydów. Ocalałych nie witano z entuzjazmem, niedowierzanie mieszało się ze złością. Większość wracała do domów, w których mieszkał ktoś inny oraz po rzeczy, które nie należały już do nich. Krzyżanowski pisze:
Majątek wysiedlonych stał się "bezpański" i bardzo szybko znalazł nowych właścicieli. Oni nie musieli go nikomu oddawać. Ostateczność tej zmiany była oczywista. (...) Przedmioty takie jak cukiernica matki, spinki do mankietów ojca czy zegar z rodzinnego domu były fizycznymi obiektami potwierdzającymi istnienie świata przed Zagładą, jedynymi materialnymi dowodami na istnienie tych bliskich, którzy zginęli.
Niewielką część zagrabionego mienia udało się odzyskać na drodze prawnej, choć ta była wyboista. Autor patrzy na tę sprawę kompleksowo. Relacjonuje, co działo się z żydowskim majątkiem w czasie wojny, przytacza wspomnienia poszkodowanych i często zmieniające się przepisy prawne, niejednokrotnie prowadzące do nadużyć. Stara się oddać sprawiedliwość, pokazując dwie strony medalu. Te fragmenty "Domu..." warto uzupełnić lekturą "Prześnionej rewolucji" Andrzeja Ledera. Filozof kultury czyni w swojej książce głębszą refleksję nad zmianą w wymiarze ekonomicznym i społecznym, jaka dokonała się w polskim narodzie m.in. za sprawą Holocaustu i grabieży mienia żydowskiego.
Mimo że Krzyżanowski opisuje sprawy budzące emocje, sam zdaje się podchodzić do nich na chłodno, lecz z potrzebną empatią. Waży słowa, każdą obserwację popiera solidną argumentacją. Podejście to różni się od głosu Jana Tomasza Grossa, którego kontrowersyjny "Strach" poświęcony jest zagadnieniu antysemityzmu w Polsce i obejmuje podobny przedział czasowy. O ile praca Grossa jest esejem historycznym, to "Domowi..." bliżej do rozprawy stricte naukowej – zważywszy chociażby na liczbę przypisów – z pogranicza historii i socjologii. Na szczęście nie ma w niej akademickiego języka, mogącego zniechęcić do sięgnięcia po publikację. To też jedna z tych książek, której walory literackie schodzą na plan dalszy.
Autor we wstępie odsłania motywy i okoliczności powstania "Domu...". Wprowadza czytelnika w świat archiwów, które zgromadził podczas licznych kwerend w instytucjach polskich, amerykańskich, izraelskich. Olbrzymi wkład pracy zaprocentował pozycją wszechstronną i nade wszystko dojrzałą. Wielogodzinne rozmowy przeprowadzone z żydowskimi radomianami żyjącymi od wielu lat w Izraelu, USA, Kanadzie i Francji znalazły odzwierciedlenie w nakreślonym z wrażliwością i szacunkiem portrecie społeczeństwa. Radom był dla Krzyżanowskiego pierwszym domem, tam się urodził i wychował. Było mu więc łatwiej zdobyć zaufanie i nakłonić do zwierzeń, ale chyba też trudniej o wszystkim opowiedzieć.
Na końcu książki autor zamieszcza zdjęcie niemieckiego żołnierza stojącego przy granicy radomskiego getta, wykonane niedaleko miejsca, w którym mieszkał Krzyżanowski. Opatrzył je komentarzem:
Wciąż chodzimy tymi samymi drogami, po których kilkadziesiąt lat temu chodzili ocalali z Zagłady polscy obywatele. Ich losy i cierpienie są także naszą historią.
Autorka tekstu: Agnieszka Warnke, marzec 2017
Łukasz Krzyżanowski
"Dom, którego nie było. Powroty ocalałych do powojennego miasta"
Wyd. Czarne, Wołowiec 2016
Liczba stron: 376
ISBN: 978-83-8049-409-1