Krytycy często wskazywali, że po swoim głośnym debiucie "Dzikie dzieci", noszącym znamiona inspiracji poetyką BruLionu, Siwczyk poszedł w stronę poezji "przewrotu językowego", wedle którego język przestał być medium, stając się żywiołem samym w sobie, niezależnym od rzeczy, które miał reprezentować. Rzeczywiście, zarówno najnowszy, jak i poprzednie tomy wskazują na lekturę walczących z "całościami" postmodernistów, oznajmiających kres "człowieka", "historii", "wielkich narracji". Logiczno-empiryczny związek słów i rzeczy już dawno odszedł do lamusa, pozostawiając po sobie niekontrolowaną, anarchiczną przestrzeń odnoszących się wzajemnie do siebie tekstów, których materialny sens i spójność są ciągle na nowo tworzone i przerabiane.
"[…] przestałem czuć związek
podmiotu z orzeczeniem, najwidoczniej już nie zachodzi jak słońce,
którego dzisiaj nie było, dałbym się zabić, że nie wyszło z tego nie."
Albo:
"[…] tymczasem trwa proces
rozrzedzenia, każdy obłok ciągnie w swoją stronę, pokazuje się monidło
bez modeli, bez martwej natury."
Ostatnim bastionem sensu, podstawą, po której można jeszcze śmiało stąpać, miała pozostać psycho-fizyczna tożsamość jednostki. Jednak i ją Siwczyk rozbija w drobny mak.
Tożsamość to tylko przypadkowy zbiór narcystycznych pragnień i auto-wizerunku, który sami sfabrykowaliśmy, żeby jakoś znieść ciężar egzystencji.
"[…] zdradza cię postępujące zawieszenie w jałowej fantastyce,
wymyślasz kolejne posunięcia w rezerwowym życiu […] cały twój bunt to koncyliacja
z okolicznościami, ustąpienie miejsca pod naporem masy losu"
Wszechogarniającej entropii przejawiającej się w erozji sensów towarzyszy wzrost poczucia samotności i nierzeczywistości. Realna jest tylko punktowa teraźniejszość, którą "jak na podajniku" kieruje monotonia bezcelowej powtarzalności ("utkwiłem w niezgorszej pantomimie, od rana do wieczora ten sam program"). Ludzkość, kultura i cywilizacja jawią się jako choroba, atak wirusa pasożytującego na rzeczywistości, która jest już nie do odzyskania.
"[…] zatrzymani w migawce
jesteśmy niczym kropki na chorej korze, jesteśmy zaledwie oznaką choroby […] arteria
pustki poszerza po prostu swój zasięg."
W miejsce "natury" i "tego, co stałe" pojawiają się symulakry, nieumocowane w niczym materialnym obrazy. Jednak i ta "wirtualność" jedynie przysłania rozdrobnioną i pozbawioną sensu pustkę naszej schizofrenicznej, utowarowionej rzeczywistości ("naturę i obraz natury nabywamy w pakiecie na hotelowym patio"). "Wystarczy terapia", pisze z ironią Siwczyk, albo raczej "hipnoza nadziei". Ludzie poddają się albo minimalistycznej ascezie, albo hedonistycznym popędom, ale to tylko dwie strony tego samego medalu, ucieczki od strachu przed Realnym. Diagnoza jest pesymistyczna, wręcz nihilistyczna.
Jest w tym wszystkim jednak jakaś nadzieja. Siwczyk zdaje się sygnalizować, że "nie wszystek umrę", że w tym wszechogarniającym, bezsensownym chaosie pozostaje coś pewnego, z czego można uczynić podstawę. "[…] patrzę przed siebie jakby z większą pewnością dla tego, co przyjdzie po mnie, czemu przyjdzie oddać mnie na wieczną pamiątkę dni twojej przyszłości", pisze autor "Dzikich dzieci" i zdaje się mieć na myśli potomka, którego nosi w łonie "jego kobieta". To dziecko określa bezinteresowność rodzicielskiej miłości, jest "jej zapowiedzią w mroku obaw" przynoszącą "wspaniałe wieści":
"To ty dziecko robisz z nas użytek, karm, syntezuj ku uciesze nas".
Dziecko i rodzicielstwo znaczą tu jednak coś więcej: dom. To właśnie rodzinne ognisko stanowi tę strefę autonomiczną oddzielającą od zewnętrznego świata, jaki on by nie był. Jednym słowem, trzeba uprawiać swój ogródek, jak pisał Wolter pod koniec swojego "Kandyda", i nie myśleć o wielkich projektach, syntezach, zbawieniu, historii, ani o ich braku.
"Nasz dom i my, nasze marzenia wypowiada w naszym imieniu
chwast, ziemia, którą
musimy nawieźć, dbać o przyszłość, drzewa […] nie kto inny jak właśnie my,
jedyni, co zeszliśmy się pewnego dnia, w niedbałym cieniu […] odpowiemy słońcu pod przysięgą,
chcemy żyć, nie chcemy zanadto lękać się żyć, nic na siłę,
dziecko […] dochowa wierności
przykazaniu
ciągu dalszego".
Poezja Siwczyka nie jest łatwa w odbiorze. Wielokrotnie złożone zdania, mimo zachowanej wersyfikacji, każą mówić nie o poezji, a o prozie poetyckiej, rozłożonej na rozdziały, mającej cechu eseju lub traktatu filozoficznego. Rozmach i horyzont intelektualny zbliżają Siwczyka właśnie do traktatów Czesława Miłosza, którego twórczość zdaje się być na antypodach poetyki uprawianej przez autora "Dzikich dzieci". Wbrew jednak pesymistycznej diagnozie o śmierci wielkich całości, Siwczyk próbuje coś z nich uratować, albo raczej ufundować własną, nową całość, choćby bardzo małą i zamkniętą w intymnym świecie dwojga (trojga?) ludzi. To i tak bardzo wiele, sugeruje na kartach poematu.
Autor: Jakub Nikodem, maj 2014
Krzysztof Siwczyk
"Dokąd bądź"
seria: Biblioteka Poetycka wydawnictwa a5 pod redakcją Ryszarda Krynickiego, tom 80
Wydawnictwo a5, Kraków 2014
wymiary: 14,8 x 21,0 cm, liczba stron: 82
okładka: broszurowa ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-61298-71-7
wydawnictwoa5.pl