Autorka zdaje relację ze słynnego przepędzania byków po ulicach Pampeluny, ale i z mniej znanych lokalnych uroczystości, równie malowniczych, co ekstrawaganckich, w zapomnianych iberyjskich miasteczkach Katalonii, Andaluzji, Kastylii-La Manchy czy Estremadury.
Podpatruje skryte przed ludzkim okiem mechanizmy ruchomych platform z gigantycznymi figurami świętych zwanymi "paso", które biorą udział w corocznych wielkotygodniowych procesjach w Sewilli. Ciężar specjalnej konstrukcji "paso" spoczywa zwłaszcza na siódmym, ostatnim i najmasywniejszym kręgu szyjnym kilkudziesięciu tragarzy, z których każdy musi udźwignąć ponad trzydzieści kilogramów.
Kwoty, jakie na te fiesty łożą czy to państwo, czy lokalne samorządy, nie robią aż takiego wrażenia, jak niby prosta informacja o wydatkach niektórych uczestników uroczystości. Dla przykładu, w Walencji podczas fiesty ku czci św. Józefa 19 marca, kobiety paradują "w ciężkich, haftowanych złotem sukniach za dwanaście tysięcy euro, z włosami nawiniętymi na uszy w idealnych spiralach".
Trzeba być gotowym na tłum, na wielki ścisk, na rozpasane pijane miasto, na kłęby duszącego dymu, na wybuchy, na jęzory ognia, na potop wody i wina, na wrzask i ogłuszający hałas, na niebezpieczne zwierzęta, na widok krwi. Na niebezpieczeństwo. Na chaos. Tak chaos – przynajmniej pozorny – jest jakąś cechą tego wszystkiego. Chaos i tłum.
Ze stron książki emanuje umiłowanie autorki do drugiej, wybranej ojczyzny – jej aury, mieszkających tam ludzi, języka, obyczaju, przyrody, pejzażu. Każdy z reportaży to jakby odrębna szkatułka z przemyślnymi opowieściami, w której pobłyskują mniej lub bardziej szlachetne klejnoty spostrzeżeń, a niekiedy trafia się i brylant. Absolutnie genialny jest rozdział zatytułowany "Między Kartageną a Mazarrón. Stara tancerka flamenco", który wyrasta ponad gatunkowe podziały – bo to raczej opowiadanie czy przypowieść filozoficzna niż czysty tekst reporterski.
Zobaczycie starą kobietę, która była najpiękniejszą dziewczyną w wiosce, która krzesała iskry spod butów na scenach całej Hiszpanii, do której należał świat i wszyscy prawdziwi, godni uwagi mężczyźni. Dziewczyna była zręczna i głupia, ale ta stara kobieta, którą ujrzycie, jest już mądra. Poznała namiętność, miłość, pasję i bardzo, bardzo dobrze wie, czym jest ból. Oraz tak zwane życie. Teraz już może to wszystko zatańczyć na scenie pośrodku knajpy, gdzie ludzie nie przerywają jedzenia ziemniaków i w kącie gra telewizor, a turyści robią jej zdjęcia, żeby potem pokazać znajomym […]. Zacznie tańczyć tak, jak nie potrafiła nigdy w młodości, bić obcasami w tanią scenę z pasją, o której nie wiedziała, że jest możliwa, aż do drżenia starych krzepkich nóg, aż do potu na twarzy i dziury w rajstopach, aż świat wokół zniknie, utonie w huku jej obcasów, aż zetrze go na miazgę, na pył, zmiecie spódnicą, zniszczy i pokona, pokona, pokona.
Autorka przekonuje się rychło, że rytuału fiest nie ma potrzeby rozumieć i nie do końca da się je zgłębić, zwłaszcza, że początki niektórych giną w mrokach niepamięci, na inne zaś przypada po kilka najzupełniej różnych legend. Jednakże "nie ma przypadków; po prostu niektóre rzeczy zdarzają się, bo świat jest już bardzo stary i wyczerpały się scenariusze".
W ostatnią niedzielę stycznia w miasteczku El Puig na linach przeciągniętych przez plac zawiesza się pudła, a młodzi mężczyźni próbują rozbić je kijami. Z niektórych pudeł wylatują słodycze, z innych – zdechłe szczury. Zwłokami rzuca się w zgromadzony tłum, tłum piszczy umiarkowanie, rozsuwa się na boki, czyjeś ręce podnoszą miękkie truchło, podtykają je pod nos dziewczynom i ciskają dalej, gdzieś w zaułki albo ku balkonom… Tak czci się kanonizowanego w siedemnastym wieku Piotra Nolasco, pamięć wypędzenia Saracenów z miasta, jakiejś niesprecyzowanej zarazy i być może coś jeszcze, trudno powiedzieć. Czasem naprawdę ciężko zgadnąć, o czym są niektóre hiszpańskie fiesty. Ta ze szczurami była jedną z najbardziej absurdalnych, jakie udało nam się znaleźć.
W takiej sytuacji nic dziwnego, że opis krajobrazu znad rzeki Ebro zacznie przypominać senne wizje Alicji z Krainy Czarów:
Kląskały płaskonosy, piały ohary, ryż rósł, a świstuny rykoświstąkały. Tylko nigdzie nie było widać flamingów. A bez flamingów, niestety, nie da się rozegrać uczciwej partii krokieta.
W Calandzie zaś można obejrzeć coroczną rywalizację grup miejscowych doboszy samouków. Jednoczących się w jednym szczególnym momencie:
Brzęknął kościelny zegar, wszystkie pałki i pałeczki powędrowały w górę jak pociągnięte niewidoczna nicią. I spadły. W jednej ogłuszającej chwili. Światem wstrząsnął spazm i wyraźnie, naprawdę wyraźnie można było poczuć, że coś się w nim złamało, coś pękło, nieodwołalnie się rozpadło i runęło z łoskotem. To była "romper la hora", "złamanie godziny", a my już widzieliśmy, czemu tak się nazywa.
Katarzynie Kobylarczyk udało się świetnie oddać bogactwo, różnorodność, gdzieniegdzie przepych, czasami zaś nędzę hiszpańskich fiest, jednoczących w rytualnych zabawach lokalne społeczności. Co miasto czy miasteczko, to inny rodzaj atrakcji, w których przybysze z innych stron świata czerpią tak przez nich poszukiwany łyk egzotyki. Rzecz w tym, żeby te stare, odwieczne rytuały podpatrywać równie wnikliwie i dyskretnie, jak udało się to polskiej autorce – inaczej czeka je inwazja zorganizowanych grup turystów z ich kamerami i tandetnymi nagraniami wrzucanymi na internetowe strony.
Katarzyna Kobylarczyk (ur. 1980) – reportażystka, w latach 2002–2008 dziennikarka krakowskiego "Dziennika Polskiego". O Nowej Hucie, z której pochodzi, napisała zbiór reportaży "Baśnie z bloku cudów". Publikowała w "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym", "Polityce" i "National Geographic Traveler". Laureatka dziennikarskiej Nagrody Zielonej Gruszki i nagrody "Za różnorodnością. Przeciw dyskryminacji". W 2008 roku wyjechała z nowohuckiego mieszkania na parterze, żeby pomieszkać na siódmym piętrze w Cartagenie, trzecim piętrze w Gironie, czwartym piętrze w Albacete i w niewielkim domku w Gelves koło Sewilli. Prowadzi blog septimo-piso.blogspot.com
Katarzyna Kobylarczyk
"Pył z landrynek. Hiszpańskie fiesty"
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013
Seria wydawnicza: Reportaż
format: 133 x 215 mm, liczba stron: 160
okładka: twarda, foliowana i lakierowana
ISBN: 978-83-7536-512-2
czarne.com.pl